Po przeczytaniu powieści Leonarda Padury "Człowiek, który kochał
psy" poszłam za ciosem i sięgnęłam po dwie książki reporterskie opowiadające o historii i współczesności Kuby. Ta współczesność nie jest niestety zupełnie aktualna, bo oba reportaże ukazały się kilka lat temu. A kiedy szukałam świeżych informacji, to wyskakiwały mi tylko sprzed roku, kiedy to na wyspie doszło do masowych demonstracji i aresztowań. Potem jednak w jednej z gazet odkryłam reportaż Artura Domosławskiego, który w lipcu odwiedził Kubę. Ale do rzeczy.Dziś podzielę się refleksjami o książce Macieja Stasińskiego "Diabeł umiera w Hawanie" (Agora 2015). Autor jest dziennikarzem Gazety Wyborczej i teksty zamieszczone w wydanej przez Agorę pozycji były wcześniej drukowane właśnie tam. Pochodzą z lat 2000-2015. Ma to niestety swoje wady, bo wielokrotnie w różnych reportażach czy artykułach powtarzają się te same informacje. Można oczywiście spojrzeć na to z innej strony - dzięki temu czytelnik lepiej zapamięta. Mimo wszystko wolę jednak książki, które nie składają się z tekstów gazetowych, a przynajmniej nie tylko. To oczywiście nie dyskredytuje reportaży Macieja Stasińskiego. Można się z nich wiele o Kubie dowiedzieć.
Są tu odniesienia do historii, sporo informacji o Fidelu Castro, trochę tekstów o życiu codziennym, ale przede wszystkim znajdziemy w tej książce liczne portrety opozycjonistów. Zdarzają się też wywiady z nimi. Maciej Stasiński pisze i o tych najstarszych, którzy zaczynali swoją drogę, walcząc u boku Fidela Castro, aby szybko zorientować się, że nie o to chodziło i wypowiedzieć wodzowi swoje posłuszeństwo. To przypadek Hubera Matosa, który już w grudniu 1959 roku, a więc krótko po zwycięstwie rewolucji, został skazany na dwadzieścia lat więzienia. Kiedy wyszedł, kontynuował działalność na emigracji. Zmarł w roku 2014. Ale jest w tej książce obecne także nowe pokolenie opozycjonistów. Między innymi chyba najbardziej w Polsce znana Yoani Sanchez, której książka "Cuba libre. Notatki z Hawany" ukazała się przed ponad dziesięciu laty także u nas. Zupełnie odmienne możliwości działania dał młodym internet, chociaż dostęp do niego na Kubie nadal nie jest prosty. Dziś wynika to z przyczyn ekonomicznych i technicznych, nie politycznych. I właśnie między innymi Yoani Sanchez swoją polityczną aktywność oparła na internecie - zaczęła uprawiać dziennikarstwo w sieci i prowadzić blog. Była pionierką, za nią poszli inni.
Jednym z problemów kubańskiej opozycji, oprócz prześladowań, były trzy wielkie fale emigracji, bo za każdym razem następowało zerwanie ciągłości działania. Fidel Castro znalazł sprytny sposób, jak spuścić ciśnienie, kiedy niezadowolenie społeczne zaczynało przybierać niepokojące rozmiary. Wtedy na krótko, kilka, kilkanaście dni, otwierał granice i pozwalał Kubańczykom na wyjazd z kraju. Stało się tak w roku 1964, 1980 i 1995. Te eksodusy zawsze odbywały się przez morze - ludzie budowali tratwy, z czego tylko mogli, i w ten sposób opuszczali wyspę. Taką scenę uwiecznił Leonardo Padura w powieści, o której pisałam ostatnio.
Swoją książkę zaczyna Maciej Stasiński od tekstów o Fidelu Castro. Obala przy okazji dwa mity, które się rozpowszechniły. Jeden, że rewolucja od początku była zrywem komunistycznym. Otóż to nieprawda. Po pierwsze Fidel Castro wykorzystał fakt, że przeciwko skorumpowanej i brutalnej dyktaturze Batisty walczyły różne ugrupowania. Po drugie on wcale nie był komunistą, obiecywał przywrócenie demokratycznej konstytucji obalonej przez dyktatora. Ideologia komunistyczna stała się dla Fidela Castro sposobem sprawowania autorytarnej władzy. Drugi mit, jaki obala autor, mówi, że przed rewolucją Kuba była całkowicie zależna od Stanów Zjednoczonych, a jej gospodarka w ruinie. To również nieprawda - zależność, która powstała, kiedy Stany pomogły Kubańczykom w wojnie o niepodległość z Hiszpanią, stopniowo się zmniejszała, następowała kubanizacja rozwijającej się gospodarki. W tamtym czasie Kuba była znacznie bogatsza od frankistowskiej Hiszpanii. To stamtąd ludzie emigrowali na wyspę, szukając możliwości pracy i lepszego życia. Do czego doprowadziły wodzowskie rządy Fidela Castro, wiadomo.
W książce, szczególnie w tekstach nowszych, bardzo mocno wybrzmiewa wiara autora, że ostateczny upadek komunistycznej Kuby jest blisko, bo idea już dawno zbankrutowała, tylko najstarsi jeszcze w nią wierzą. Poza tym po upadku Hugo Chaveza, który sponsorował wyspę od czasu rozpadu ZSRR i bloku wschodniego, stopniowo następowały zmiany gospodarcze, zmieniał się też stosunek do USA. Sprzyjało temu odsuwanie się Fidela Castro od polityki (większość tekstów powstała, kiedy jeszcze żył). Maciej Stasiński nie widzi też możliwości, aby mógł się tu przyjąć wariant chiński. Wierzy, że uda się zmiany przeprowadzić pokojowo. Kiedy się to wszystko czyta, tym bardziej robi się przykro, bo minęło siedem lat, nie żyje Fidel Castro, nie rządzi już nawet jego brat Raul, a Kuba pogrąża się w kryzysie gospodarczym. Kto może, sprzedaje wszystko i decyduje się na wyjazd, co nie jest już dziś takie proste. To droga z Nikaragui (tylko do tego kraju Kubańczycy nie potrzebują wiz) przez Meksyk. A jak taka wędrówka wygląda, można przeczytać w znakomitej i smutnej książce Oscara Martineza "La Bestia. O ludziach, którzy nikogo nie obchodzą". Wszystko się kiedyś kończy, żadne imperium, żadna dyktatura nie trwa wiecznie. Pytanie tylko - kiedy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz