Każda książka ma swój czas, tak było i tym razem. Po przeczytaniu "Kobiety bez grobu. Historii mojej ciotki" Martina Pollacka, przypomniałam sobie, że w głębinach mojego czytnika leży wywiad Katarzyny Bielas z jej autorem - "Tropiciel złych historii. Rozmowa z Martinem Pollackiem" (Czarne 2018). Pomyślałam, że to najlepszy moment, aby po niego sięgnąć. I rzeczywiście nie pomyliłam się. To pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy z uwagą śledzą dorobek Martina Pollacka, ale też znakomity punkt wyjścia, aby rozpocząć przygodę z twórczością tego arcyciekawego austriackiego publicysty, eseisty, pisarza. Ktoś, kto zna jego książki, znajdzie tu oczywiście nawiązanie do nich, ale dowie się bardzo dużo o życiu ich autora, o jego warsztacie pracy, o związkach z Polską, o poglądach, a wreszcie o nim samym - jakim jest człowiekiem. Co ważne i Katarzyna Bielas, i jej rozmówca nie unikają tematów trudnych, niewygodnych i na pewno nie wszystkie strony osobowości pisarza, nie wszystkie jego życiowe wybory i decyzje muszą spodobać się czytelnikom. Taki jestem, tak postąpiłem i nie będę udawał, że jest inaczej - zdaje się mówić. Te słowa nie padają oczywiście w wywiadzie, ale taki wniosek wyciągam po lekturze. Dodam jeszcze, że czyta się ją znakomicie.
Zacząć muszę od tego, kim jest Martin Pollack. To wyjaśnienie dla tych, którzy nigdy nie zetknęli się z jego nazwiskiem, z jego twórczością i z jego arcyciekawą, ale arcytrudną historią rodzinną. Otóż ten austriacki pisarz jest synem nazisty, zbrodniarza wojennego, który zginął kilka lat po wojnie zastrzelony przez człowieka nielegalnie przeprowadzającego go przez granicę. To niejedyna czarna owca w rodzinie pisarza. Jego ojciec nie wziął się znikąd. Zdeklarowanymi nazistami byli dziadkowie Martina Pollacka i inni krewni. Do końca życia nie wyparli się swoich poglądów, mało tego, uważali się za ofiary wojny, bo przez kilka powojennych lat ponosili konsekwencje swojej postawy. Potem jednak z czyśćca wyszli i do końca życia byli szanowanymi obywatelami, jakby nic się nie stało. To zresztą część większego procesu, jaki toczył się w Austrii. Austriakom szybko udało się przekonać siebie i Europę, że są ofiarami wojny, a nie współwinnymi. W takiej atmosferze wychowywał się Martin Pollack. O tym między innymi pisał w swoich książkach "Śmierć w bunkrze", w której po raz pierwszy tak szeroko opowiedział historię ojca oraz rodziny, i w ostatniej - "Kobieta bez grobu. Historia mojej ciotki", która też jest opowieścią o rodzinie i o historii Dolnej Styrii, krainy przechodzącej z rąk do rąk, gdzie mieszał się i rywalizował ze sobą żywioł słoweński i niemiecki.
Te sprawy w oczywisty sposób zajmują sporo miejsca w rozmowie Katarzyny Bielas z Martinem Pollackiem, który opowiada nie tylko o powstawaniu książki o ojcu, o tym, czego dowiedział już po jej opublikowaniu, o planach napisania o ciotce Pauline (to tytułowa kobieta bez grobu; rozmowa zamieszczona w "Tropicielu złych historii" jest wcześniejsza, książka, jak wiadomo, już powstała), ale przede wszystkim o sprawach trudnych. Jedną z nich jest swoista dwoistość, jakiej niemal przez całe swoje życie doświadcza - bo z jednej strony bardzo kochał dziadka, mile wspomina chwile, jakie spędzał z nim w dzieciństwie, z drugiej kiedy poznał jego historię i poglądy, wiedział, jak podle potrafił się zachować. Jak oddzielić jedno od drugiego? Miłość do dziadka, sielskie dziecięce wspomnienia od świadomości, jakim był człowiekiem? Czy to możliwe? Dziś inaczej patrzy na swoją decyzję zerwania kontaktów z babcią, żałuje, że nie zdążył się z nią pożegnać przed śmiercią. Uważa, że powinien oczywiście wyraźnie zaakcentować swoje poglądy, wyrazić niezgodę z poglądami jej i innych członków rodziny, a potem nie poruszać tych trudnych tematów. Po prostu rozmawiać o tysiącu innych spraw, o których rozmawia się w rodzinie. Która postawa lepsza? Nie mnie oceniać, bo nigdy na szczęście nie byłam w podobnej sytuacji, a przecież podziały wśród bliskich na tle różnicy poglądów i polaryzacji postaw to w dzisiejszej Polsce codzienność wielu ludzi. Oczywiście pamiętajmy o zachowaniu proporcji.
Najtrudniejszy temat, jaki wypłynął w trakcie rozmowy, to, moim zdaniem, postawa Martina Pollacka wobec pewnego przyjaciela rodziny, który miał za sobą podobną przeszłość jak jego ojciec i żył ze zmienioną tożsamością. Katarzyna Bielas stawia pytanie, dlaczego go nie wydał. Pisarz, wyjaśniając swoją postawę, ma świadomość, że być może postąpił źle i zdaje sobie sprawę, że wielu ludzi jego zachowanie może ocenić krytycznie. Tym bardziej, że wielokrotnie piętnuje taką postawę Austriaków, czemu daje wyraz w rozmowie, ale również w swojej twórczości. Bo jego twórczość to często odkrywanie trudnych, zapomnianych, przemilczanych historii. Przywracanie pamięci o ludziach, o których zapomniano, którzy leżą w anonimowych grobach, którzy grobów nie mają. Ale Martin Pollack nie kreuje się na kogoś, kto wie lepiej, dlatego nie ma też jednej odpowiedzi na pytanie, co zrobić z taką niewygodną, trudną wiedzą o swoich przodkach. On o ich przeszłości głośno opowiada, ale nie uważa, że każdy musi.
Kto poznał historię pisarza, pewnie zastanawia się, jak to się stało, że człowiek wychowany w takiej rodzinie, w Austrii, gdzie podobnych historii wiele, stał się odszczepieńcem, kimś zupełnie innym. Czy jego losy mogły potoczyć się zupełnie inaczej? To pytanie oczywiście musi paść i pada. Martin Pollack dopuszcza możliwość, że mógłby wyznawać podobne wartości jak jego krewni. Co go zmieniło? Eksperymentalna szkoła z internatem w górach, do której razem z bratem zostali wysłani. To tam, w tym dziwnym miejscu, poznał cudzoziemców, to tam zainteresował się literaturą, tam zobaczył, że można inaczej myśleć, tam jest też źródło jego bardzo lewicowych poglądów, jakie wyznawał w młodości. Ciekawe, że także szkole przypisuje równie wielką rolę w kształtowaniu poglądów dziadka i jego braci, o czym pisze w swojej najnowszej książce.
Martin Pollack opowiada Katarzynie Bielas o bardzo wielu ciekawych sprawach, część z nich sygnalizowałam już we wstępie. Dużo miejsca zajmuje oczywiście Polska, gdzie studiował polonistykę i pracował jako korespondent prasowy, sporo mówi o swoim zainteresowaniu literaturą oraz kulturą Ukrainy i Białorusi, o zainteresowaniu Galicją, która stała się tematem jego dwóch znakomitych książek - debiutanckiej "Po Galicji" i późniejszej - "Cesarza Ameryki" oraz wielu innych tekstów, o pasji zbierania starych zdjęć i widokówek, które stają się często inspiracją dla tematów, jakie porusza, o życiu na wsi w bliskości z naturą, o swoich zainteresowaniach przyrodniczych i wielu innych sprawach. Ale ja na koniec chciałabym zasygnalizować to, co jest i mnie bliskie, bo odnajduję w tym siebie. Otóż Martin Pollack jest samotnikiem, nie zawsze potrzebuje kontaktu z ludźmi, nawet najbliższymi. Niektórym taka postawa może wydać się niesympatyczna, niezrozumiała, cóż, taki jest i ja to doskonale rozumiem.
Warto przeczytać rozmowę z Martinem Pollackiem, warto czytać jego książki. To postać nietuzinkowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz