O książce Andrzeja Ledera "Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej" (Krytyka Polityczna 2014) słyszałam oczywiście od dawna i co jakiś czas myślałam, że koniecznie powinnam ją przeczytać. No i tak odkładałam to postanowienie na wieczny nigdy, ale jakoś niedawno, może na początku pandemii, znowu ktoś gdzieś w przestrzeni medialnej powołał się na książkę Ledera, stwierdzając, że to lektura obowiązkowa. Głupio mi się zrobiło, że tak odkładam i odkładam, więc tym razem impuls wystarczył. Kupiłam i przeczytałam.
Od razu napiszę, że nie jest to lektura prosta, właściwie spodziewałam się, że będzie przystępniejsza. Może dlatego, że znam autora z rozmów radiowych, z artykułów i wywiadów z prasy mainstreamowej, gdzie wypowiada się w sposób bardziej komunikatywny. Tymczasem w "Prześnionej rewolucji" posługuje się całym pojęciowym aparatem naukowym, swoją tezę stawia, podpierając się takimi filozofami jak Jaques Lacan, Pierre Bourdieu czy Michel Foucault. Moja ich znajomość ogranicza się właściwie tylko do nazwisk. Zdarzało mi się czytać książki, których autorzy też powoływali się na ich dorobek. Cóż, filozofia nie jest moją mocną stroną, przyznam, że bardzo imponują mi ludzie, którzy w tej dziedzinie nauki obracają się swobodnie. Mnie to niestety nigdy dane nie było. Kilkakrotnie podejmowałam próby, zawsze w końcu musiałam się poddać. To wszystko jednak nie oznacza, że przeciętny czytelnik nie poradzi sobie z książką Ledera. Po pierwsze trudne są tylko niektóre fragmenty. Natomiast tam, gdzie autor pisze o faktach historycznych, gdzie stawia tezy, wyciąga wnioski, gdzie jego książka skręca bardziej w kierunku eseju czy publicystycznego wywodu, nie ma żadnego problemu. A taka jest znakomita większość "Prześnionej rewolucji". Te partie, w których budując aparat pojęciowy, bazuje na myśli filozofów, o których wspomniałam, rozumiałam bardziej intuicyjnie niż dogłębnie. Warto jednak podjąć trud lektury, bo Leder pisze o sprawach arcyważnych i ciekawych.
Zawsze, kiedy zabieram się za książki, które wyszły już jakiś czas temu i o których dużo się mówiło, mam wrażenie, że wyważam otwarte drzwi, więc po co pisać, ale może jednak spróbuję. Andrzej Leder stawia w swojej książce tezę, że w Polsce odbyła się rewolucja. Jej najważniejszy etap to lata 1939-1956, potem z mniejszym nasileniem trwała nadal aż do roku 1989. Była to dziwna rewolucja, bo przeprowadzona przez siły zewnętrzne, Niemców i Rosjan. Polacy nie byli jej podmiotem, dokonała się bez świadomego udziału społeczeństwa. Dlatego nazywa ją prześnioną i zastanawia się, czy można przespać taki historyczny przewrót. Ta rewolucja zniszczyła stary świat, który trwał w Polsce od czasów I Rzeczpospolitej. Świat, jak nazywa go Leder, folwarku, czyli dominacji szlachty, która wywodziła swoje pochodzenie od Sarmatów i dlatego tylko siebie uznawała za naród, a co za tym idzie tylko sobie przyznawała prawa. Chłopi, stanowiący większą część społeczeństwa, byli ich pozbawieni i musieli odrabiać pańszczyznę. Ten układ był wielkim hamulcowym w rozwoju naszego kraju. To dlatego nigdy nie wykształciło się w Polsce silne mieszczaństwo jak w innych krajach europejskich. Po rozbiorach i w II Rzeczpospolitej taka struktura społeczna przetrwała w trochę tylko zmienionej formie. Ziemiaństwo i warstwa urzędniczo-wojskowo-inteligencka, która wywodziła się najczęściej z niego, nadal trzymały rząd dusz, były uprzywilejowane i posiadały większość własności. Wywrócenie tego świata nastąpiło wraz z wybuchem drugiej wojny. Przyniosło zmianę struktury społecznej, stosunków ekonomicznych, własnościowych i kulturowych. Odbyło się za sprawą okupantów, Niemców i Rosjan. Dlatego powszechne było wyparcie. To nie ja podpisałem wyrok, to nie moje oczy widziały śmierć, to nie moje usta wypowiadały przekleństwa, to nie ja wszedłem do cudzego domu... To się jakoś stało samo. Rewolucja co prawda była prześniona, Polacy nie czuli się jej sprawcami ani nie mieli jej świadomości, ale była spełnieniem okrutnych pragnień. Towarzyszyła jej mściwa satysfakcja, a jednocześnie wielki lęk. Dlaczego? Satysfakcja, bo bazowała z jednej strony na ogromnym wielowiekowym poczuciu krzywdy warstw chłopskich, z drugiej na antysemityzmie. Lęk, bo ginął stary świat, a przemianom zawsze towarzyszą zjawiska negatywne - wzrost przestępczości, bandytyzmu i inne. Pisząc o lęku, autor wielokrotnie powołuje się na znakomitą książkę Marcina Zaremby "Wielka trwoga. Polska 1944-1947. Ludowa reakcja na kryzys", którą gorąco polecam. Docenia ją bardzo, chociaż w niektórych miejscach polemizuje z autorem.
Leder wyróżnia cztery elementy tej prześnionej rewolucji. Pierwszym była eksterminacja Żydów, której dokonali wprawdzie Niemcy, ale przy biernej postawie Polaków, a bywało, że i przy ich współudziale. Zagadnienie jest znane, udokumentowane, a i ja pisałam o tych sprawach wielokrotnie przy okazji innych lektur. Autor zwraca uwagę, jak bardzo zmienił się nasz świat, kiedy z większości polskich miast i miasteczek zniknęła ponad połowa mieszkańców. Ta pustka domagała się zapełnienia. Bo potrzebne były przecież sklepy, warsztaty usługowe i wiele innych miejsc, których właścicielami byli Żydzi. Wchodzili w nią najczęściej chłopi migrujący do miast i przesiedleńcy z terenów, które Polska utraciła po wojnie. Nie jest łatwo i wygodnie żyć w mieszkaniu, które należało do kogoś innego, dlatego najlepiej zapomnieć, przemilczeć. Równocześnie została unicestwiona i złamana wielowiekowa dominacja warstwy ziemiańskiej i urzędniczo-wojskowo-inteligenckiej. Dokonali tego najpierw Niemcy, potem komuniści. I ten proces opisany został i znany jest bardzo dobrze. To drugi etap prześnionej rewolucji. Kolejne to reforma rolna i zmiany stosunków własności, jakie dokonały się w Polsce w wyniku wojny i tego, co zdarzyło się potem, terror towarzyszący każdej rewolucji od pewnego etapu i industrializacja kraju. Ten ostatni proces znowu spowodował wielką migrację ze wsi do miast i pogłębienie zmiany struktury społecznej. Dziś dzieci i wnuki beneficjentów tamtej rewolucji stanowią trzon społeczeństwa. My w większości z nich. O tych procesach i towarzyszących im zjawiskach, o istocie samej rewolucji pisze autor o wiele więcej i głębiej. Wszystko to bardzo ciekawe i odkrywcze. O wielu sprawach dowiedziałam się po raz pierwszy, inne znałam.
Najważniejsze są jednak wnioski. Bo Andrzej Leder sięga do historii i filozofii, aby rzucić światło na to, co dziś. Dlaczego jesteśmy tak bardzo podzieleni? Skąd taki duży stopień nieufności społecznej? Dlaczego towarzyszy nam taka niepewność? Dlaczego niemożliwa stała się dyskusja? Dlaczego oburzamy się na wszelką krytykę i nie wyciągamy z niej wniosków? Dlaczego zawsze winni są inni? A bez tego wszystkiego nie da się realizować wielkich projektów. To dlatego one się w Polsce nie udają. Dlatego dominuje myślenie krótkowzroczne, plany na jutro, na najbliższą przyszłość, nieliczenie się z tym, co za lat kilka, o kilkunastu czy kilkudziesięciu nie ma co mówić. Żaden polityk nie myśli w takiej perspektywie, a i my nie domagamy się tego od nich. Po nas choćby potop. Korzeni tego wszystkiego dopatruje się autor właśnie w tej prześnionej rewolucji. Bo stary świat runął z jego symboliką i imaginarium, a na to miejsce nie wytworzyło się nowe pole symboliczne, nowa forma istnienia. Ta niepewność i nieświadomość, skąd jesteśmy, powoduje na przykład to, że dzieci, a jeszcze bardziej wnuki, beneficjentów rewolucji tak chętnie odwołują się do symboliki szlacheckiej. Stąd domy na wzór dworków, stąd pańska mentalność, niechętne przyznawanie się do chłopskich korzeni. Ale konsekwencji prześnionej rewolucji jest znacznie więcej. To jej dalszy, spokojniejszy, etap, lata 1956-1989, spowodował ukształtowanie się trwającego do dziś konsensusu sił liberalno-konserwatywnych i słabość polskiej lewicy. Tu niebagatelną rolę odegrała uprzywilejowana pozycja Kościoła i mała stabilizacja z czasów Gierka. Dopełnieniem koła rewolucji był rok 1989. I jak w prawdziwej rewolucji największymi jej przegranymi okazały się jej dzieci, czyli ci, w imieniu których się zaczęła - robotnicy i drobni chłopi. Andrzej Leder pokazuje pozytywne i negatywne skutki prześnionej rewolucji. Najważniejsza wydaje się jego konkluzja, że nie można iść do przodu, tworzyć czegoś nowego, zamykając oczy na przeszłość, na fakt, że jesteśmy jej dziećmi i wnukami. A wszystko dlatego, że ją prześniliśmy.
Jak już pisałam, "Prześniona rewolucja" jest o wiele głębsza, autor znacznie dokładniej, niż ja to zrobiłam, bo z konieczności musiałam posłużyć się skrótem, uzasadnia swoją tezę, przygląda się i analizuje zjawiska, o których pisze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz