O Indze Iwasiów oczywiście słyszałam jak każdy, kto interesuje się literaturą na serio, ale dotąd jakoś nie sięgnęłam po żadną z jej powieści. Zastanawiałam się, czy nie spróbować, ale zawsze było coś, co koniecznie chciałam przeczytać, więc zapominałam o szczecińskiej pisarce i jej powieściach. Zmieniłam zdanie po spotkaniu na Festiwalu Conrada. Rozmowa o jej najnowszej powieści "Kroniki oporu i miłości" (Świat Książki 2019) tak mnie zainteresowała, że postanowiłam kupić ją i przeczytać niemal natychmiast. I tak się stało. Nie żałuję, a po wcześniejsze książki Ingi Iwasiów na pewno jeszcze sięgnę.
"Kroniki oporu i miłości" to historia wielowątkowa rozgrywająca się na kilku płaszczyznach czasowych niemal jednocześnie. Nie mamy tu do czynienia z klasyczną retrospekcją. Narratorka, Małgorzata, kobieta pięćdziesięciokilkuletnia, miesza czasy, wątki i zdarzenia w sposób chaotyczny. Trochę na takiej zasadzie, na jakiej pracuje nasza pamięć. Bywa, że swoją uwagę przez dłuższy czas skupia na jednym temacie, innym razem dość szybko, bez uprzedzenia porzuca jakąś opowieść, aby przejść do kolejnego zdarzenia czy wątku, które nie łączą się z poprzednim. Taki sposób opowiadania może początkowo sprawiać trudność, ale kiedy tylko przyzwyczaimy się do tej narracji, kupujemy ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. Powoli, powoli składamy sobie historię życia Małgorzaty. A jeśli coś nam umknie? Coś się nie ułoży? Zgubimy jakieś zdarzenie niczym oczko w swetrze robionym na drutach? Będą nam się mylić niektórzy bohaterowie? Nie szkodzi. Tak przecież działa ludzka pamięć. To, co zarejestrujemy, i tak stworzy nam pełny obraz Małgorzaty.
Jakich wątków dotykają jej kroniki? Pierwszy to historia dzieciństwa i wczesnej młodości bohaterki, historia jej dysfunkcyjnej rodziny. Przyznam, że te fragmenty zrobiły na mnie największe wrażenie. Matka Małgorzaty po urodzeniu najmłodszego dziecka, Olka, zaczęła chorować psychicznie. Ojciec nie potrafił albo nie chciał dostrzec problemu. Jego rola sprowadzała się właściwie do zarabiania niewielkich pieniędzy. Cały ciężar zmagania się z nieodpowiedzialnymi zachowaniami matki oraz z opieką nad najmłodszym bratem, który był dzieckiem dziwnym, być może cierpiącym na jakiś rodzaj autyzmu czy zespołu Aspergera, spadała na Małgorzatę i jej starszego brata Kamila. Naprawdę przejmujące są te wspomnienia. Dzieci, które dźwigają ciężar nie dla nich przeznaczony. Które muszą matkować młodszemu bratu, chronić go przed światem nierozumiejącym jego dziwnych zachowań. Które nie wiedzą, co wymyśli matka. Czy będzie trzeźwa, czy pijana, czy będzie próbowała uwieść hydraulika, który przyjdzie naprawiać kran, czy powodowana obsesją czystości wypierze w wysokiej temperaturze wszystkie ubrania? Do tego ciasnota, problemy finansowe i opowieści matki o jej sielankowym dzieciństwie, których Małgorzata nienawidziła, bo oddalały ją od niej. A jednocześnie ten wątek to opowieść o sile uczucia między rodzeństwem. Od razu przypomniał mi się dokument "Komunia" Anny Zameckiej. Trochę podobna historia. Nic dziwnego, że po takich traumatycznych doświadczeniach dla Małgorzaty bardzo ważną osobą stanie się potem jej teściowa Helena, z którą będzie mieszkać nawet po rozwodzie. Bardzo często pojawia się w jej wspomnieniach.
Kolejny wątek to związki. Pierwszy z Adamem, który skończył się wczesną ciążą i małżeństwem. Nie przetrwał próby czasu. Zostały po nim wspomnienia, syn Patryk, nieżyjąca już Helena, znajomi i mieszkanie teściowej, w którym Małgorzata nadal żyje. A potem były związki z kobietami, w tym ten najważniejszy z Anną, który właśnie się rozpada. Dlaczego? Bo się wypalił? Bo rozeszły się cele partnerek? Bo Małgorzata nie potrafi wyjechać ze Szczecina, swojego rodzinnego miasta, gdzie ma starszego brata, z którym tyle ją łączy, i rodziców, którym wspólnie pomagają mimo całego trudnego bagażu przeszłości? Czy to zwykła przyzwoitość każe jej troszczyć się o rodziców, czy jest to rodzaj toksycznych więzów, których nie sposób przerwać? Anna zajmuje wiele miejsca we wspomnieniach narratorki. W końcu są to kroniki miłości.
A dlaczego kroniki oporu? To kolejny temat powieści. Temat, który próbuje zarejestrować naszą najnowszą historię. Opowieść o aktywizmie. Najpierw, przed laty była Wytwórnia, miejsce, gdzie spotykały się kobiety. Uczyły się szyć, ale przede wszystkim gadały, gadały, gadały. Opowiadały o swoich traumach, rozczarowaniach, przejściach. Jakby wreszcie miały przed kim się otworzyć. Potem wstydziły się swojej szczerości. Początkowy entuzjazm słabł, wykruszały się kobiety przychodzące do Wytwórni. Coś się skończyło. Ale przecież coś zostało. Jak po każdym życiowym doświadczeniu. Teraz jest Ruch. Organizacja protestu i sprzeciwu. Inga Iwasiów nie nadaje jej konkretnych kształtów, ale niewątpliwie wzoruje na rozmaitych podobnych organizacjach, jakich wysyp nastąpił po poprzednich wyborach parlamentarnych. Małgorzata nieco wbrew sobie, bo ktoś musi, a ona ma czas i potrafi, staje się jej kronikarką i trochę liderką. Nieoczekiwanie zapłaci za to dużą cenę - spotka się z falą niszczącego hejtu. Ruch czas świetności ma już za sobą. Coraz mniej entuzjazmu, coraz większe rozczarowanie brakiem efektów. Spory o formy działalności, o przyszłość.
Życie Małgorzaty usiane jest utratami, porażkami, rozczarowaniami, niezrealizowanymi marzeniami. Do osobistych dochodzą jeszcze zawodowe, które też zajmują sporo miejsca w jej wspomnieniach. A mimo to nie jest to powieść bardzo gorzka. Przynajmniej ja jej tak nie odbieram. Melancholijna, tak, ale nie gorzka. Dlaczego? Bo w Małgorzacie jest siła. Porażki, rozczarowania, straty są wpisane w los człowieka. Mogą pogrążyć, ale mogą też stać się cennym doświadczeniem. To, co spotkało bohaterkę, ukształtowało ją. Dało jej siłę i samodzielność, swobodę podejmowania decyzji, umiejętność przyjmowania ciosów od losu. W końcu wszystko jeszcze przed nią. Nie jest to proste,naiwne pocieszenie w stylu poradników, które zapewniają, że przecież wszystko od nas zależy. Wystarczy tylko bardzo chcieć, aby odmienić swój los. Aby spotkać tego jedynego, w tym wypadku raczej tę jedyną. Nie, nie wszystko od nas zależy. I to Małgorzata na pewno wie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz