"Wysoka dziewczyna"

Z powodu nawału bardzo ciekawych premier zmuszona byłam wybrać się do kina aż dwa razy w ciągu jednego weekendu. Staram się tego nie robić, bo wtedy cierpi książka. Tym razem nie miałam wyboru, ponieważ w kolejce czekają jeszcze izraelskie "Synonimy". Najpierw obejrzałam znakomite "Boże Ciało", a zaraz potem "Wysoką dziewczynę" Kantemira Bałagova. Dopiero później uświadomiłam sobie, że widziałam jego pierwszy film "Bliskość", który bardzo mi się podobał, o czym pisałam na blogu. Pierwszy i jedyny, bo ten pochodzący z Nalczyku reżyser jest bardzo młody, ma zaledwie dwadzieścia osiem lat, a już sukcesy na koncie - oba filmy zostały zauważone w Cannes, gdzie dostały nagrody FIPRESCI. Jego historia jest bardzo ciekawa, o czym dowiedziałam się z wywiadu z nim, który przeczytałam. Jak sam mówi, sukces spadł na niego dość nieoczekiwanie, jeszcze kilka lat temu nie bardzo wiedział, co zrobi ze swoim życiem. Owszem, kręcił jakieś filmiki komórką, ale traktował to raczej jak zabawę. Nie śmiał myśleć, że mógłby zająć się tym profesjonalnie. I wtedy na miejscowym uniwersytecie wybitny rosyjski reżyser Aleksandr Sokurow zaczął prowadzić kurs filmowy, pierwszy i ostatni, bo, jak mówi Bałagov, szybko go to znudziło, to nie jego temperament. Jaki wspaniały zbieg okoliczności! Iście filmowy! Poświęciłam tyle miejsca krótkiej reżyserskiej drodze Bałagova, bo wydaje mi się niezwykła. Tak jak jego filmy. Już "Bliskość", jak wspomniałam, bardzo mi się podobała, "Wysoka dziewczyna" jeszcze bardziej, chociaż jest dość wymagająca w odbiorze. Niestety żaden z nich nie może liczyć na masową widownię. A już szczególnie ten ostatni.



Dlaczego? Ciężki temat, wolne tempo, skomplikowane, trudne, męczące relacje między bohaterkami, sposób filmowania, który sprawia, że widz czuje się przytłoczony. Oczywiście to świadomy zabieg. Ja jednak polecam "Wysoką dziewczynę" każdemu, kto ceni kino artystyczne, dotykające spraw ważnych. Proszę się nie obawiać, nie ma tu żadnych eksperymentów formalnych, żadnego przerostu formy nad treścią. Ale do rzeczy. O czym jest ta historia? Jakich spraw dotyka? To opowieść, której akcja rozgrywa się pierwszej powojennej jesieni i zimy w Leningradzie (dziś Petersburg), luźno inspirowana reporterską znakomitą, wstrząsającą książką Swietłany Aleksijewicz "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety"

Bohaterkami są dwie młode kobiety, które razem były na froncie. Nie wiemy, czy znały się wcześniej, czy ich bliska relacja ma swoje korzenie w wojennym losie. Ija, tytułowa wysoka dziewczyna, ze względu na wzrost nazywana Tyczką, wróciła z frontu pierwsza. Jest pielęgniarką w szpitalu, od czasu do czasu popada w dziwny stan odrętwienia, co będzie miało bardzo ważne konsekwencje dla losów bohaterek. Prawdopodobnie to wynik urazu głowy, jakiego doznała na froncie, właśnie z tego powodu została zwolniona, ale nie można wykluczyć, że jest to też skutek wojennej traumy. Mieszka w Leningradzie w komunałce - dużym mieszkaniu, które dzieli wielu lokatorów. Tłok, ścisk, brak intymności, niekoniecznie lubiani sąsiedzi. Mieszkanie jest zagracone, ciemne i ... bardzo pstrokate. Zieleń i czerwień te kolory dominują na ścianach pokoju i w strojach bohaterek, nawet włosy drugiej, Maszy, są intensywnie kasztanowe. 

Jak dowiedziałam się ze wspomnianego wywiadu, to nie jest przypadek. Po pierwsze, co może dziwić, tak wyglądały wnętrza komunałek i tak ubierali się ludzie, którzy pragnęli koloru po latach udręki. A po drugie te barwy mają swoją symbolikę - powtórzę za reżyserem: zieleń to nie tylko nadzieja, ale i niewinność, płodność, empatia, macierzyństwo, czerwień to krew, wojna, ale również namiętność, potrzeba nowych doświadczeń. Taka właśnie jest Masza, która wraca z frontu po zakończeniu wojny. Żywiołowa, otwarta, radosna, chce kochać, chce wyjść za mąż, chce mieć dzieci. Ija przeciwnie. Łagodna, uśmiechnięta, sympatyczna, ale zamyślona, zamknięta w sobie, spokojna, nieśmiała, zdystansowana, mimo to lubiana przez pacjentów, którymi są głównie żołnierze ranni na froncie. Od mężczyzn raczej stroni, jakby bała się bliskiego kontaktu z nimi, a już szczególnie intymnego. Nie wiemy, co przeżyła, czym się zajmowała na wojnie. Jest bardzo prawdopodobne, że jej urazy mają swoje źródło w wojennych przeżyciach - gwałcie, wykorzystywaniu seksualnym przez żołnierzy.  


Między przyjaciółkami zaczyna toczyć się pewna gra. Przyciągają się i odpychają, lubią, a może kochają, i nienawidzą. Pojawia się zazdrość, dominacja, a nawet coś z relacji kata i ofiary. Bardzo to skomplikowane i bardzo ciekawe, gęste, mocne, duszne. Skąd biorą się te namiętności? Tego niestety nie mogę zdradzić - trudno głębiej wgryzać się w relacje między bohaterkami, bo nie mogę napisać, co poza różnicą charakterów do wybuchu emocji doprowadziło. W każdym razie wbrew temu, co być może, czytelniku tej notki, wyobraziłeś sobie na temat filmu, jest w nim precyzyjnie zarysowana akcja. Najpierw na naszych oczach rozegra się tragedia, drugiej, wojennej, możemy się domyślać, a ich skutkiem jest intryga, która nakręca akcję i komplikuje relację między Iją i Maszą.


Film świetnie oddaje ciężką atmosferę liżącego wojenne rany Leningradu. Miasto jest szare, smutne, kontrast stanowią pstrokate wnętrza ciasnej komunałki i kolorowe swetry bohaterek, ogniste włosy Maszy. A jej przeciwieństwo, lnianowłosa Ija, przypomina dziewczynę z perłą Vermera. I wydaje mi się, że malarz zostaje przywołany w filmie. Skąd to nawiązanie? Jeśli w ogóle jest? Jako kontrast dla tamtego mieszczańskiego świata? A tu chaos, zniszczenie, cień śmierci? A może reżyser odwołuje się do symboliki obrazów Vermera? Ale chociaż uwielbiam malarstwo niderlandzkie, także Vermera, ale nie znam się na jego symbolice, no i nie mam jednak pewności, czy te aluzje są świadome, porzucę ten wątek. 

Na koniec dodam jeszcze, że film jest kolejnym głosem pokazującym inne oblicze wielkiej wojny ojczyźnianej, jak nazywają drugą wojnę Rosjanie, oblicze kobiece. Opowiada o sprawach, o których długo się nie mówiło - o kobietach, które są podwójnymi ofiarami. Nie dość, że walczyły, cierpiały, to jeszcze były gwałcone albo seksualnie wykorzystywane za przyzwoleniem dowódców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty