Temat ostatnich wakacji przed wybuchem drugiej wojny najwyraźniej zrobił się modny, bo oprócz książki Marcina Wilka "Pokój z widokiem. Lato 1939" (W.A.B. 2019), o której dziś piszę, ukazały się też inne pozycje na ten sam temat. Okazją jest zapewne fakt, że mija osiemdziesiąt lat od tamtego lata. Jedna to Marcina Zaborskiego "Jeszcze żyjemy. Lato 1939". Z opisu, jaki znalazłam na stronie wydawnictwa Świat Książki, które Zaborskiego wydało, wynika, że jej treść może być dość podobna. Natomiast "Wakacje 1939" Anny Lisieckiej to opowieść o tym, jak spędzała tamto lato elita artystyczna. Raczej nie sięgnę, jedna rzecz na ten sam temat wystarczy, a i ona, chociaż ciekawa i mimo tematu lekka w lekturze, należy do kategorii książek, które można, ale niekoniecznie trzeba przeczytać.
Czy dowiedziałam się czegoś nowego? Raczej nie. Czy pobudziła mnie do szerszych refleksji? Coś zmieniła w moim sposobie myślenia? Na pewno nie. Już dawno mam za sobą taki metafizyczny dreszcz związany ze świadomością, że tamte wakacje to ostatnie chwile przed kataklizmem, ostatnie momenty radości, czego wielu sobie wtedy nie uświadamiało. Ten dreszcz zawdzięczam mojej ulubionej powieści Jarosława Iwaszkiewicza "Sława i chwała". To tam troje (chyba, pamięć zawodzi) młodych bohaterów spędza razem beztroskie wakacje w Tatrach. Oni nie wiedzą, my wiemy. Potem podobne wrażenie zrobił na mnie powtarzany do znudzenia film Michała Kwiecińskiego "Jutro idziemy do kina" według scenariusza Jerzego Stefana Stawińskiego. Jak wynika z końcowych napisów oparty mniej lub bardziej wiernie na faktach.
Nawet jeśli liczono się z wybuchem wojny, to nikt nie mógł sobie wyobrazić rozmiaru tragedii, jaka czekała Europę, bo i skąd. Poza tym większość wierzyła, że nawet jeśli wybuchnie, to potrwa krótko, a Polacy są zwarci i gotowi, nie oddadzą nawet guzika od munduru. Ta fraza powtarza się w książce często, przywołują ją bohaterowie, z którymi rozmawia Marcin Wilk. To ludzie, którzy wtedy byli dziećmi lub nastolatkami. Pochodzili z różnych miejsc w Polsce i z różnych warstw społecznych. Na przykład z Gdyni, z Zakopanego, z Zaleszczyk, z Wileńszczyzny, z Wołynia, z Małopolski. Pełny przegląd. Podobnie ma się sprawa ze statusem społecznym. Jest córka oficera marynarki, syn księgarza, ale są też wiejskie dzieci, które żadnych wakacji nigdy nie miały, bo przecież latem na wsi najwięcej jest pracy. Ich relacje dotyczą nie tylko dwóch letnich miesięcy, są znacznie szersze. Opowiadają o swoim przedwojennym życiu - o rodzinie, o zabawach, o szkole, o przyjaźniach, o stosunku do Żydów. Lipiec i sierpień 1939 roku to tylko część ich opowieści. Z tym naddatkiem ma problem Kinga Dunin, która pisała o książce na łamach Krytyki Politycznej. Przyznam, że dzięki niej dowiedziałam się o "Pokoju z widokiem". Mnie ten nadmiar nie przeszkadza, chociaż, jak wspominałam, niczego odkrywczego się nie dowiedziałam.
Ale książka Marcina Wilka składa się nie tylko z wypowiedzi kilkunastu bohaterów. Znajdziemy tu też fragmenty z dzienników Marii Dąbrowskiej czy biografii Witolda Gombrowicza pióra Klementyny Suchanow, wspomnienia Eugeniusza Kwiatkowskiego i kilku innych znanych osób. A oprócz tego bardzo dużo artykułów z prasy poświęconych wywczasom - lekkich, dowcipnych felietonów, reportaży czy tekstów informacyjnych. Te fragmenty ze względu na ciekawe wiadomości, a przede wszystkim język, wydały mi się interesujące. I z opowieści bohaterów i z tekstów prasowych wynika jedno - lipiec był jeszcze raczej beztroski. Tylko relacje z Wolnego Miasta Gdańska i korespondencja z Niemiec odbiegają tonem od pozostałych opowieści. Dopiero w drugiej połowie sierpnia groza narasta, aż dochodzi do mobilizacji ogłoszonej w ostatniej chwili. Na dworcach tłok, panika, ludzie z tobołami chcą wrócić do domu, ale miejsce w pociągu trudno zdobyć. Co było dalej, wiemy. Wiedzą też bohaterowie książki Marcina Wilka. O ich powojennych losach autor informuje w posłowiu, zaspokajając ciekawość czytelnika, który zdążył się już z nimi zżyć.
Czytać, nie czytać? Na pewno będzie to interesująca pozycja dla młodych czytelników, dla pozostałych niekoniecznie. Dobra na urlop, na podróż pociągiem, na weekendowy wypad. Ja czytałam właśnie w takich okolicznościach - potrzebowałam czegoś ciekawego, niezbyt wymagającego, czegoś, co można czytać z doskoku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz