"Bliskość"

Nie jest łatwo obejrzeć znakomicie przyjęty debiut Kantamira Bałagowa "Bliskość". W pierwszym tygodniu grania tylko seanse późnowieczorne, w tym konkuruje z corocznym przeglądem kina hiszpańskiego, więc właściwie pojawia się i znika. Ale udało się i tak, jak przeczuwałam, wreszcie wyszłam z kina usatysfakcjonowana. Oczywiście nie jest to kino dla każdego. Film mroczny, przytłaczający, brudny. Nie zaleca się wizualną urodą. Kręcony w ciasnych, ciemnych wnętrzach, skupiony na detalu, twarzach bohaterów. Jakby tego było mało, wąskie kadry powodują, że widz jeszcze bardziej czuje się przytłoczony. Reżyser pokazuje świat bez upiększeń. Północny Kaukaz, Nalczyk - stolica Republiki Kabardyjsko-Bałkarskiej, koniec lat dziewięćdziesiątych. Akcja rozgrywa się w środowisku tamtejszych Żydów. Główną bohaterką jest nieposkromiona, harda Ilana ( w tej roli znakomita Daria Żowner), chłopczyca, która chce żyć po swojemu, nie daje się wtłoczyć w dawno ustalone koleiny. Buntuje się, nie chce zaakceptować tego, że jako kobieta z góry stoi na gorszej pozycji. Kiedy rodzina zostaje dotknięta tragedią, staje przed wielkim dylematem. Kto nie boi się takiego kina, kto nie szuka w kinie rozrywki, ten powinien "Bliskość" zobaczyć. I jeszcze jedno. W filmie jest jedna, ale długa, bardzo mocna scena - fragment dokumentu z wojny czeczeńskiej. Ja zamknęłam oczy. Więcej refleksji w drugiej części. Dla tych, którzy film już widzieli. Zapraszam.

Znakomita i znamienna jest jedna z pierwszych scen filmu podkreślona sugestywną muzyką. Ilana i jej ojciec wracają z warsztatu samochodowego do domu. Kamera śledzi ich trasę, pokazuje to, co widzą oni. Jest ciemno, wszak to już wieczór, najpierw mijają wielkie bloczyska, szare, odrapane, z zabudowanymi, zagraconymi balkonami, z czasem budynki stają się mniejsze, aż wreszcie wjeżdżają w wąskie uliczki, przy których stoją małe domki otoczone niewielkimi ogródkami. Trochę tu przyjemniej, przynajmniej tak się wydaje. Ta ciasnota dobrze koresponduje z tytułową bliskością.

O jaką bliskość chodzi? Między ludźmi, rodzinną, ale pewnie także plemienną. Główni bohaterowie, rodzina Ilany, to członkowie społeczności żydowskiej. Powinni się wspierać, pomagać sobie. W tym kontekście tytuł brzmi ironicznie. Kiedy dla okupu zostają porwani Dawid, brat Ilany, i jego narzeczona Lea, członkowie gminy żydowskiej nie okażą się solidarni. Nie uda się zebrać odpowiedniej sumy pieniędzy. Do głosu dochodzą zadawnione urazy, poczucie krzywdy i zwykłe cwaniactwo. Warsztat samochodowy należący do rodziny zostaje kupiony grubo poniżej wartości. Przy okazji dwa zdziwienia. Pierwsze - porwanie dla okupu wydaje się w tym świecie czymś naturalnym, nie dziwi ani nie szokuje. Trzeba zebrać pieniądze i tyle. Zdziwienie drugie. Nikomu nie przychodzi nawet do głowy, aby zawiadomić policję. Jakby nie istniała. Tylko zdesperowana Ilana przez moment się waha.

Rodzinna bliskość bywa zbawienna, ale bywa też opresyjna. Ilana chce żyć po swojemu, popełniać swoje błędy. Pracuje z ojcem, co drażni innych, no bo jak to - kobieta naprawia samochody? Ale to i tak nic. Największym przekroczeniem akceptowanych przez rodzinę i społeczność żydowską norm jest miłość Ilany do miejscowego chłopaka, Kabardyjczyka. Działa to oczywiście w drugą stronę - on również musi przed swoimi ukrywać fakt, że Ilana jest Żydówką. Tym bardziej, że w tle czai się antysemityzm. Porwanie Dawida i Lei ma chyba takie podłoże, chociaż być może nie bez znaczenia jest rodzinny interes. W bandyckich latach dziewięćdziesiątych w Rosji prowadzenie biznesu, nawet małego, było obarczone wielkim ryzykiem. A i dziś podobno nie jest lepiej. Tak się złożyło, że kiedy wróciłam z kina i jak zawsze włączyłam radio, akurat szła audycja o Rosji i dziwnym zbiegiem okoliczności rozmówcy wskazywali ten fakt jako jedną z przyczyn braku perspektyw rozwoju kraju.

Wróćmy jednak do Ilany. Kiedy pieniędzy będzie za mało, stanie przed prawdziwym dylematem - zgodzić się na małżeństwo z Rafą, którego rodzice są gotowi pomóc? Złożyć siebie w ofierze? Swoje szczęście, swoje marzenia? Dla rodziców sprawa jest oczywista, tym bardziej, że aranżowane małżeństwa nie są w takich społecznościach niczym niezwykłym. A i widz, a szczególnie widzka, zostaje postawiony w mało komfortowej sytuacji. Rafa jest przystojny, delikatny, ma ciepłą, ładną twarz, wydaje się sympatyczny, spokojny, miły. A ukochany Ilany? Nie bójmy się tego powiedzieć - twarz zakapiora, szemrane towarzystwo, alkohol i inne używki. Co ty w nim widzisz, dziewczyno? Myślałam sobie. A jednak Ilana woli jego niż gładkiego Rafę. Właściwie wątpliwości nie ma, buntuje się w charakterystyczny dla siebie gwałtowny, bezkompromisowy sposób, wywołując skandal. Nie bez znaczenia jest pytanie - czy ma do tego prawo? Czy może postawić własne szczęście ponad życie brata, do którego jest przecież bardzo przywiązana, może nawet za bardzo? Czy rodzice mają prawo tego od niej wymagać? Czy gdyby Rafa nie okazał się szlachetny i jednak nie zostawił pieniędzy, udałoby się wykupić Dawida? Ilana twierdzi, że znalazłaby jakiś sposób, ale pewnie to tylko mrzonki. Dlaczego wobec tego mimo wszystko decyduje się jechać z rodzicami do Woroneża? Czy miłość do Zalima nie okazała się jednak tak wielka? Nie wytrzymała próby czasu? Czy jednak zwyciężyła owa tytułowa bliskość? Miłość do rodziców, poczucie obowiązku? A może to ona teraz przejmie stery? Dojrzała, okrzepła i jej głos też będzie się liczył? W jakimś sensie pokonała matkę, z którą była w szczególnie ostrym konflikcie.

Opuszczając Nalczyk, rodzina (Żydzi wieczni tułacze? Wszak to nie pierwsza ich przeprowadzka.) znowu jedzie tą samą drogą, tym razem w odwrotnym kierunku. I jeszcze raz kamera pokazuje te same obrazy. Teraz ucieka od ciasnych uliczek, aby za miastem poszerzyć perspektywę, pokazać górską panoramę. Nareszcie jest pięknie, a nie szaro-buro, nareszcie można odetchnąć. Widz też wyrywa się z przytłaczającej atmosfery. Nie ma już ciasnych kadrów, ciemności, niewyraźnego obrazu. Co ich czeka? Co czeka Ilanę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty