"Córka trenera"

Nadal nie widziałam ani "Kafarnaum", ani "Ułaskawienia", za to wybrałam się na "Córkę trenera" Łukasza Grzegorzka. Podobał mi się jego poprzedni, debiutancki film "Kamper" z Martą Nieradkiewicz i Piotrem Żurawskim. Ponieważ, co sprawdziłam, widziałam go tuż przed wakacyjnym wyjazdem, poświęciłam mu na tych łamach tylko kilka linijek przy okazji innego filmowego wpisu. A o "Córce trenera" słychać było trochę jeszcze przed Gdynią - wielu recenzentów narzekało, że film Grzegorzka nie dostał się na festiwal. Teraz też zbiera raczej dobre recenzje. Nawet Tadeusz Sobolewski poświęcił mu parę dni temu swój tekst, a wiadomo, że on pisze już tylko o tym, co zwróciło jego uwagę. No a Jacek Braciak, grający główną rolę męską, był gościem ostatniego Tygodnika Kulturalnego. Po wysłuchaniu tej rozmowy zdecydowałam się obejrzeć "Córkę trenera".

Jest to prosta, bezpretensjonalna historia o siedemnastoletniej Wiktorii, która trenuje tenis pod okiem swojego ojca. Są wakacje, a oni przemierzają Polskę, podążając z turnieju na turniej. Większość z nich rozgrywana jest na prowincji, więc jeżdżą od Oławy, przez Bielsko do Mrągowa. Tenis to sport kosztowny, dlatego mieszkają w przydrożnych motelach, w domkach kempingowych i innych podobnych miejscach. To i tak dobrze, bo niektórych zawodników nie stać nawet i na to - nocują w samochodzie. Mały światek, wszyscy się znają, te same twarze, żadnego blichtru, żadnego high lifu , żadnych pieniędzy, na trybunach pustki. Zamiast Wimbledonu szarość prowincji. Stale w drodze, monotonne, ciężkie treningi, wieczne wyrzeczenia. Tego nie można, tamtego nie można, zero prywatnego życia. A sukces bardzo niepewny. W końcu Radwańskich czy innych Williams jest niewiele. Na szczyt dotrą nieliczni. Znałam i znam kilka osób uprawiających ten sport w podobny sposób jak bohaterka filmu i zawsze, kiedy o nich myślę, zastanawiam, czy warto. Czy warto stawiać wszystko na jedną kartę. Odbierać dziecku czy nastolatkowi swobodę, przyjaźnie i wszystko, co składa się na zwyczajne życie. A łączenie tego ze szkołą to dopiero horror! Jako realistka twardo stąpająca po ziemi uważam, że szkoda czasu i wysiłku. No ale gdyby wszyscy tak myśleli, skąd braliby się mistrzowie?

Historia opowiedziana przez Grzegorzka, który, jak czytam, zna ten świat od podszewki, bo sam był takim zawodnikiem, jest dość przewidywalna. To opowieść o relacji córki i ojca. Wiadomo - ojciec-trener lokuje w Wiktorii wszystkie swoje sportowe nadzieje i ambicje. Kocha i tyranizuje, zmusza do katorżniczej pracy, stawia wszystko na jedną kartę, ogranicza. Bywa cholerykiem, ociera się o śmieszność. Sam siebie też nie oszczędza. Świadomie i na zimno rezygnuje z życia osobistego. Wszystko podporządkowane jest treningom i zawodom. A Wiktoria pod wpływem pewnych zdarzeń zaczyna dostrzegać, że poza tenisem też jest życie. I o tym ścieraniu się, wzajemnym mocowaniu opowiada "Córka trenera". Świetni są Jacek Braciak i Karolina Bruchnicka grająca Wiktorię. W znaczących epizodach pojawiają się Agata Buzek i Piotr Żurawski.

I niby wszystko jest w porządku, ale ... jakoś nie zachwyca. Obejrzałam, jak lubię pisać, bez przykrości, ale też bez emocjonalnego zaangażowania. Jakoś ta historia przeszła obok mnie, nie dotknęła. Nie po drodze nam ze sobą. Czy dlatego, że sport specjalnie mnie nie interesuje? A może dlatego, że temat toksycznych relacji z rodzicami jest mi obcy? Szczęśliwie nie miałam rodziców tyranów, którzy pakowaliby we mnie wszystkie swoje ambicje. I nawet jeśli nie spełniłam ich oczekiwań, szczególnie ojca, co jest prawdopodobne, to nigdy nie dali mi tego odczuć. A może to jednak wina filmu? Bo zbyt letni, bo taki bezpretensjonalny? Nie wiem. Tak czy siak wyszłam trochę rozczarowana i nieco znudzona. Gdybym nie zobaczyła, dziury w niebie by nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty