Orhan Pamuk "Dziwna myśl w mej głowie"

Po latach wróciłam do Pamuka. A było tak. Obejrzałam bardzo ciekawą wystawę o Stambule. Głównie stare zdjęcia i takież widokówki. Zachwyciłam się, zatęskniłam za miastem, w którym nigdy nie byłam i w takim jak to ze starych fotografii nigdy nie będę, bo takiego Stambułu po prostu już nie ma. I bardzo zachciało mi się przedłużyć ten klimat. Zagubić się w uliczkach miasta, popatrzeć na Złoty Róg, na Bosfor, wspiąć się na wzgórza. I wtedy przypomniałam sobie, że w czeluściach mojego czytnika leżą sobie, czekając na swoją kolej, dwie powieści Pamuka - "Rudowłosa" i "Dziwna myśl w mej głowie" (Wydawnictwo Literackie 2015; przełożył Piotr Kawulok).  Po przeczytaniu wydawniczej notki wybór padł na tę drugą, bo jej bohaterem jest uliczny sprzedawca jogurtu, pilawu, lodów, ale przede wszystkim buzy, sfermentowanego napoju na bazie kaszy jaglanej albo innych zbóż. A do Pamuka stosunek mam niejednoznaczny. To po przeczytaniu "Śniegu" otworzyłam się na inną literaturę - między innymi bałkańską, turecką, izraelską (chociaż nie pamiętam, kto był pierwszy - Pamuk czy Amos Oz, mój bezapelacyjny numer jeden wśród pisarzy). Długo stawiałam go w rzędzie moich ulubionych autorów, ale "Muzeum niewinności" i przede wszystkim "Czarna księga" nadwątliły tę miłość. Ta pierwsza, bo z czasem stała się zbyt monotonna, przez tę drugą ledwo przebrnęłam, co naprawdę rzadko mi się zdarza. Może dlatego, kiedy ukazały się "Dziwna myśl w mej głowie" i "Rudowłosa", jakoś się do nich nie paliłam. Właściwie kupiłam je tylko dlatego, że natrafiłam na bardzo okazyjną promocję. I najwyraźniej był w tym palec Boży, bo lektura "Dziwnej myśli w mej głowie" sprawiła, że przeprosiłam się z Pamukiem! Nie wiem, jakie ta powieść miała recenzje, ale mnie sprawiła prawdziwą przyjemność. Mimo że ma prawie siedemset stron, mimo normalnego tygodnia pracy połknęłam ją w dziesięć dni.

"Dziwna myśl w mej głowie" okazała się bardzo trafnym wyborem. Bo z jednej strony jest to saga rodzinna, z drugiej historia miłości, z trzeciej opowieść o Turcji, z czwartej wreszcie opowieść o mieście - o Stambule. O Stambule, który się zmienia, który nie przypomina już dziś tego miasta z fotografii i widokówek, jakimi zachwyciłam się na wystawie. Ba, nie wyglądał już tak w latach sześćdziesiątych, kiedy to Mevlut, główny bohater, wówczas dwunastoletni chłopak, dołączył do swojego ojca, stryja i kuzynów, którzy z anatolijskiej wsi do Stambułu przyjechali kilka lat wcześniej. Przez te kilkadziesiąt lat, gdy niemal każdego jesiennego i zimowego wieczoru wychodzi z domu, aby swym melodyjnym głosem zachęcać do kupienia buzy, miasto zmieniło się nie do poznania. Zmieniły się wzgórza, na których jego ojciec i stryj zaraz po przybyciu do miasta wybudowali, oczywiście nielegalnie, swoje gecekondu, zmieniła się dzielnica Tarlabasi, w której potem razem z żoną i córkami mieszkał główny bohater. Wzgórza, początkowo niemal puste, z czasem całe pokryte zostały gecekondu, na jednym z nich stanął też meczet. Ale na tym nie koniec. W latach dwutysięcznych domki i otaczające je ogrody zaczęły znikać, a na ich miejscu postawiono wieżowce. Miasto rozrosło się niemożebnie, rozlało, wysokościowce panoszyły się na centralnych wzgórzach, a nowe gecekondu powstawały na obrzeżach. Zmiany dotknęły też Tarlabasi, jedną z centralnych dzielnic. Niegdyś, ale tego nie pamięta nawet Mevlut, mieszkali tu Grecy, Ormianie, Żydzi, mieli sklepy, drobne zakłady, życie kwitło, potem osiedlali się tu tacy jak on, ludzie, którym niezbyt się wiodło, ale nie byli też na dnie, jakoś wiązali koniec z końcem. Z czasem Mevlut zrozumie, że musi się stąd wyprowadzić, bo dzielnica się zmienia, podupada, robi się obca i niebezpieczna. I taką opinię ma do dziś, o czym właśnie czytam w reporterskiej książce Thomasa Orchowskiego "Rzeź na Tarlabasi". (Książkę Orchowskiego już dawno oczywiście skończyłam. Ten tekst powstał we wrześniu.) Co za wspaniały zbieg okoliczności! Jakie znakomite dopełnienie wystawy i powieści Pamuka! Mevlut kocha to miasto, które z czasem uznał za swoje. Kocha też chodzić po ulicach i sprzedawać buzę, lubi rozmawiać z ludźmi. Kiedy wieczorami snuje się po mieście, z którym się niemal mistycznie jednoczy, które czuje całym sobą, dziwne myśli lęgną mu się w głowie. Takich jak on, sprzedawców buzy, już właściwie nie ma. Ten napój, tak jak jogurt, który w taki sam sposób niegdyś sprzedawał jego ojciec, można kupić w sklepie. Produkują ją wielkie wytwórnie, nikt nie potrzebuje już takich ulicznych sprzedawców. Powieść Pamuka jest bardzo melancholijna i nostalgiczna. Czuć w niej upływ czasu. To wyraz tęsknoty za światem, jakiego już nie ma i nie będzie. Czy ten nowy jest lepszy?

Ale "Dziwna myśl w mej głowie" to także opowieść o innej Turcji. Nie zwesternizowanej, ale tradycyjnej, napływającej za pracą i lepszym życiem do Stambułu z głębi Anatolii, z małych wiosek. Na miejscu najczęściej zostają kobiety i dzieci, tak było z matką i siostrami Mevluta, a mężczyźni wyruszają za chlebem. Przyjeżdżają, szukają zajęcia, budują nielegalnie gecekondu, licząc, że z czasem ich proceder zostanie zalegalizowany przez władze miasta, i rzeczywiście, co jakiś czas ogłaszana jest amnestia dla takich jak oni. Jedni osiągają sukces, zwłaszcza jeśli mają protekcję bogatego męża, który stawia w dzielnicy meczet i który w tej dzielnicy staje się z czasem szarą eminencją, tak było z kuzynami Mevluta, inni, tacy jak on nieudacznicy, pechowcy, marzyciele, ledwo wiążą koniec z końcem. Marzą, aby ich dzieci skończyły w Stambule liceum, a potem studia, ale ciernista to droga i tylko najwytrwalszym się udaje. Bo jak się uczyć, skoro trzeba jeszcze pomagać ojcu w pracy, skoro jest się tym gorszym, nie ma się żadnego backgroundu, żadnego intelektualnego i kulturalnego zaplecza. Dopiero kolejnemu pokoleniu może się udać ta sztuka. Mnóstwo jest w tej powieści obyczajowych szczegółów, dnia codziennego - szkoła, rodzina, los dziewcząt i kobiet, aranżowane małżeństwa, stosunek do religii, trochę polityki i światopoglądowych sporów. Wiele tu obyczajowych smaczków. Znakomita na przykład jest opowieść o z góry przegranej walce inkasentów z powszechną w Stambule kradzieżą prądu. Niezwykle to wszystko ciekawe.

Jest wreszcie powieść Pamuka sagą rodzinną i dziwną historią miłosną. Małżeństwo Mevluta wzięło się z pomyłki albo intrygi, bo przez kilka lat pisał listy miłosne nie do tej siostry, w której się zakochał. Z naszego punktu widzenia pewnie trudno mówić o miłości, jeśli ze swoją wybranką nie zamieniło się nawet słowa, tylko spojrzało się głęboko w jej piękne, czarne oczy. Ale dla bohaterów tej powieści wywodzących się z głębi Anatolii to sytuacja całkiem oczywista. Pytanie, czy uprowadził (kolejny smaczek) i ożenił się z tą, którą pokochał, z czasem położy się cieniem na małżeństwie Mevluta, chociaż ... , no ale tego nie mogę zdradzić. Wreszcie wielkim bohaterem powieści Pamuka jest sam Mevlut, świetnie sportretowany, zresztą podobnie jak inni bohaterowie. Boży prostaczek, nieco naiwny, uparty, wierny sobie, refleksyjny, idealista, wzbudzający zaufanie, litość i politowanie zarazem. Dla kuzynów i ludzi ich pokroju dziwak i naiwniak, którego łatwo można wystrychnąć na dudka. Są przekonani, że dawno by zginął bez ich pomocy, której niewdzięcznik często nie chce nawet przyjąć. Z konieczności w wielkim skrócie prześlizguję się tylko po rodzinnych relacjach i intrygach. Tak samo pobieżnie napisałam o Mevlucie. Po prostu powieść należy przeczytać. Wielka przyjemność pomieszana z melancholią.

PS. A o reportażach Thomasa Orchowskiego nie napisałam z braku czasu. Rzadko, ale tak bywa. Potem było już za późno. Ale przeczytać warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty