Mocno się wahałam, czy wybrać się na "Ogród rodzinny. Przyjaciel", najnowszy film Jana Hrebejka, reżysera pamiętnego "Niedźwiadka" i "Czeskiego błędu". Z jednej strony cztery nominacje do Czeskich Lwów, ale powiedzmy sobie szczerze w nie najważniejszych kategoriach, z drugiej praktycznie zero recenzji w naszych mediach, co daje do myślenia. Czeskie kino, jak gdzieś przeczytałam, od jakiegoś czasu przeżywa kryzys, pewnie dlatego ostatnio rzadko trafia na nasze ekrany. A jeśli już coś dotrze, to rzeczywiście raczej okazuje się niewypałem, co kilka razy przerabiałam. Mimo wszystko postanowiłam obdarzyć najnowszy film Hrebejka kredytem zaufania i pomaszerowałam do kina. Obejrzałam bez przykrości, ale i bez zachwytu. Gorzej, pozostałam zimna jak lód. Dziś, a w kinie byłam wczoraj, niemal już o nim zapomniałam. A przecież nie tak być powinno. Tym bardziej, że temat ma potencjał.
"Ogród rodzinny. Przyjaciel" to pierwsza część filmowej trylogii, historia trzech sióstr. Stąd ten dziwny, nieporęczny tytuł. Akcja toczy się w czasie drugiej wojny w okupowanej Pradze i tuż po wyzwoleniu. Bohaterkami są trzy siostry, dwie mężatki i jedna panna, chciałoby się napisać singielka, no ale to słowo nie pasuje do tamtych czasów, których mężowie trafiają do obozu koncentracyjnego za udział w konspiracji. Vilma, w tej roli Anna Geislerova, właśnie rodzi córkę. Siostry razem z dziećmi, jest jeszcze chłopiec, syn drugiej z mężatek, zamieszkają w eleganckiej willi należącej do jednej z nich. Przez całą wojnę będzie się nimi opiekować lekarz Jirzi, przyjaciel męża Vilmy. To on ich sobie przedstawił. Jak mówi w pewnym momencie główna bohaterka - zna go dłużej niż męża, z którym była tylko dwa lata. Tymczasem Jirzi towarzyszy siostrom bardzo intensywnie - pomaga, opiekuje się dziećmi, które traktują go jak ojca. Nic dziwnego, że między piękną Vilmą i przystojnym lekarzem rodzi się uczucie. Wszystko się komplikuje, kiedy po zakończeniu wojny nieoczekiwanie dla wszystkich wraca z obozu jej mąż. Uspokajam, niczego nie zdradziłam, tego wszystkiego można dowiedzieć się z opisu dystrybutora.
Film ogląda się przyjemnie. Jest bardzo elegancki - piękne wnętrza, piękne stroje, piękna Anna Geislerova, piękne dzieci. Nie ma tu ani brudu, ani grozy wojny. Wszystko jest gładkie. Nawet wracający z obozu mąż Vilmy nie wygląda na specjalnie zabiedzonego, chociaż słowa jej sióstr sygnalizują coś przeciwnego. Cóż, na ekranie wygląda to inaczej. Jak to w czeskim kinie bywa, wojenna groza, jeszcze raz powtarzam - mocno umowna, przeplata się z humorem, którego źródłem są przede wszystkim dzieci i straszna siostra męża Vilmy. I to niestety tyle. Wszystkie problemy, o których opowiadać ma ten film, są zaledwie muśnięte, raczej zasygnalizowane niż wygrane. Nie o to chodzi, aby o nich gadać, dobry film nie musi wywalać kawy na ławę i walić z grubej rury, ale tu jest aż tak subtelnie, że wszystko spływa po widzu jak woda po gęsi. Nic należycie nie wybrzmiewa. Ani miłosna tragedia, przecież to melodramat!, ani kłębowisko uczuć (radość, zawód, rozczarowanie, cierpienie, strach) po powrocie męża, ani uczuciowe rozczarowania innych bohaterów, ani niewspółmierność wojennych przeżyć (obóz i w miarę wygodne życie w okupowanej Pradze), ani bycie i niebycie bohaterem (konspiracja kontra konformizm, a może strach). Te wszystkie problemy w filmie są, potrafię je wyliczyć, ale nie potrafiłam się nimi przejąć czy wzruszyć. Obejrzałam i prawie zapomniałam. Trzeba było zostać w domu i czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz