"Do zobaczenia w zaświatach" (film)

A jednak wybrałam się do kina, aby obejrzeć ekranizację powieści Pierre'a Lamaitre'a "Do zobaczenia w zaświatach". W ostatniej notce pisałam o książce i wyrażałam swoje wątpliwości, czy ma sens oglądanie filmu bezpośrednio po lekturze. No bo w takiej sytuacji, o ile powieść nie jest po prostu marna, każda ekranizacja musi przegrać. Zbyt świeże emocje, zbyt świeża pamięć pierwowzoru. A w tym wypadku trudność polega jeszcze na tym, że powieść Pierre'a Lamaitre'a ma bardzo bogatą warstwę psychologiczną. Jak to wszystko oddać? Z tymi wątpliwościami, podsycanymi ciekawością poszłam do kina. Czytając moje refleksje, warto brać to wszystko pod uwagę. Ciekawa jestem, jak odbiera ten film ktoś, kto książki nie zna albo czytał ją dawno temu. A ja? Oglądałam z przyjemnością, ale ekranizacja porównania z powieścią nie wytrzymuje.

Najbardziej raził mnie główny bohater, Albert, który w filmie jest narratorem. W książce to człowiek młody, na ekranie wygląda jak stateczny mężczyzna w mocno średnim wieku. Poza tym brakuje mu najważniejszej cechy, jaką ma jego powieściowy pierwowzór - chwiejności charakteru, wiecznego niezdecydowania, nieumiejętności podjęcia decyzji i sprzeciwienia się komuś o silnej osobowości. Zupełnie ginie też wojenny bagaż, jaki dźwiga - lęki, strachy, ataki paniki. Słabo wypada również wzajemna zależność obu głównych bohaterów, ten osobliwy splot poczucia winy, wdzięczności, niechęci. Portrety pozostałych postaci i ich relacje również mają się nijak do powieści. Obawiam się, że widz nieznający literackiego pierwowzoru nie bardzo będzie wiedział, skąd tak wielka niechęć Edouarda do ojca. Na czym polegał konflikt między nimi. Film zupełnie nie wspomina kwestii najistotniejszej. Nie chodziło przecież tylko o to, że Edouard był artystą, a ojciec ani nie cenił tego, co robił, ani nie rozumiał jego trybu życia. Nie jestem nawet pewna, czy i to jest w pełni zrozumiałe. A już oczywiście zupełnie irytująca, bo ckliwa, jest kluczowa dla ich relacji i dla filmu scena. Kto widział lub czytał, wie, o czym myślę, kto ma zamiar obejrzeć, a książki nie zna, nie powinien wcześniej wiedzieć. W filmowej wersji właściwie wszyscy bohaterowie tracą na wyrazistości. Ojciec nie okazuje się tak niezłomny, siostra Edouarda jest cieniem samej siebie, ale przede wszystkim marnym odbiciem literackiego pierwowzoru są demoniczny, zły do szpiku kości Pradelle i odgrywający w powieści kluczową rolę urzędnik ministerstwa, który odkrywa jego machinacje. Ten ostatni, chociaż jest postacią drugoplanową, został w książce znakomicie, głęboko scharakteryzowany. Tu jest tylko jakimś urzędnikiem.

Kto zna powieść, a szczególnie, kto ma ją tak świeżo w pamięci jak ja, będzie pewnie zawiedziony wątkami sensacyjnymi. Emocje, jakie towarzyszyły mi w czasie lektury, mają się nijak do filmowych. Gdzieś zginęło napięcie, które im bliżej rozwiązania, tym bardziej rosło. Poza tym kluczowy dla ekranizacji zabieg polegający na tym, że historię poznajemy z ust Alberta, od razu sprawia, że przynajmniej częściowo losy bohaterów są widzowi znane. No i w książce Lemaitre'a oba wątki są znacznie bardziej rozbudowane. W filmie wszystko zostało uproszczone, na czym szczególnie straciła historia Pradelle'a - widz nie pozna rozmiaru jego podłych, odrażających interesów i finansowych machinacji, a on sam nie jest ani w części tak odrażający i zepsuty do szpiku kości jak w powieści.

Z tym łączy się kolejny zarzut. Film jest po prostu elegancki - wszystkie kanty zostały wygładzone. Wojna i jej konsekwencje nie są tak straszne, bieda nie jest tak dojmująca, brudna, głodna, beznadziejna. Czy widz zrozumie, na czym polegał bezmiar prac związanych z ekshumacją poległych żołnierzy? Czy widz zrozumie, jak beznadziejna była sytuacja Alberta i Edouarda? Czy widz zrozumie, w jaką  moralną degrengoladę popadł świat po tamtej wojnie? Wszystko zostało pokryte patyną jak na starym obrazie. Tak, "Do zobaczenia w zaświatach" ogląda się jak stare zdjęcia i widokówki. A już najbardziej irytujący wydał mi się sposób, w jaki Edouard porozumiewał się ze światem. Zupełnie nieprawdopodobny i taki prosty! Nie będę już wspominała o zmianach w fabule, wiadomo, że koniecznych, ale nie wszystkie przypadły mi do gustu.

Elegancki film o trudnych sprawach. Do powieści się nie umywa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty