Peter Kristufek "Dom głuchego"

Tęsknię za grubymi, dobrymi powieściami wagi ciężkiej. A znaleźć taką wśród nowości wcale nie jest łatwo. To swoista ruletka, każdy wydawca wmawia czytelnikom, że jego książki to niemal arcydzieła, a mnie szkoda czasu na lekturę nijaką, letnią. Nawet wśród propozycji ulubionych  wydawnictw może trafić się niewypał. Taki pech spotkał mnie niedawno, kiedy wybrałam powieść Olgi Grajsnowej "Rosjanin to ten, kto kocha brzozy" wydanej przez Czarne. Dlatego bardzo ostrożnie podchodzę do swoich wyborów. Kierując się informacją na stronie nagrody Angelus, na którą regularnie zaglądam w poszukiwaniu nowości, znalazłam powieść słowackiego pisarza Petera Kristufka "Dom głuchego" wydaną przez Książkowe Klimaty (2015; przełożyła Olga Stawińska). Warto przyglądać się ofercie tego wrocławskiego wydawnictwa, które pojawiło się na naszym rynku wydawniczym stosunkowo niedawno (sprawdziłam - w lutym 2013). Zaczęli od literatury czeskiej i słowackiej, której nadal mają najwięcej w swojej ofercie, a teraz specjalizują się w propozycjach literackich z krajów na południe od Polski. To oni wydali znakomitą "Księgę szeptów" Varujana Vosganiana i nagrodzoną w 2014 roku Angelusem "Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)" Pavola Rankova. Chociaż ta ostatnia powieść, mimo że znakomicie się ją czyta, a i temat ważny, mnie akurat zawiodła, a już Angelusa dla niej zupełnie nie potrafiłam zrozumieć. Warto zauważyć, że Książkowe Klimaty wydają chyba jako jedyne na naszym rynku literaturę grecką. No i wspaniała wiadomość dla miłośników Miljenko Jergovicia, którego z niewiadomych powodów porzuciło moje ulubione Czarne, otóż w tym roku wyjdzie u nich jego powieść "Wilimowski" (A przy okazji informuję, że Biuro Literackie wyda już pod koniec lutego opowiadania Jergovicia. Hurra!!!). Mam nadzieję, że na tym nie poprzestaną. Do tego garnca miodu muszę niestety dorzucić łyżkę dziegciu. Pozycjom Książkowych Klimatów przydałaby się staranniejsza redakcja. Nie pamiętam już, jak było w przypadku Rankova, ale i w "Księdze szeptów", i w "Domu głuchego" jest sporo literówek, a i zgrzyty stylistyczne się zdarzają. Nie ma tego wiele, ale jednak daje się zauważyć. Błagam więc, drogie Książkowe Klimaty, postarajcie się o staranniejszą redakcję tekstu, a będzie cudownie. Nie dołączajcie do licznego grona wydawnictw, które wydają swoje książki byle jak. No ale dość już gadulstwa, chociaż tym razem, uważam, było to pożyteczne gadulstwo, czas przejść do powieści.

Napiszę bez ceregieli - mnie "Dom głuchego" bardzo się podobał. Czym jest ta książka? Sagą rodzinną, historią relacji ojca i syna, opowieścią o męskiej przyjaźni i niedojrzałych mężczyznach, kroniką przemijania, no i może przede wszystkim rozliczeniem z historią. Problem postaw bohaterów w kluczowych momentach historycznych, ich wyborów w czasie wojny, w czasach komunistycznych i po transformacji 1989 roku jest tu bardzo istotny. Punktem odniesienia, centralnym miejscem jest ów tytułowy dom głuchego, czyli dom rodzinny rodu Trnovskich w słowackich Breżanach. Dom głuchego to też dom w Hiszpanii, w którym ostatnie lata swojego życia spędził wybitny hiszpański malarz Goya. Namalował tu cykl obrazów, których tytuły są jednocześnie tytułami poszczególnych części powieści. Oczywiście nieprzypadkowo. Ich miłośnikiem był jeden z głównych bohaterów, ojciec narratora, lekarz Alfonz Trnovsky. Każdą część rozpoczyna nawiązanie do historii Goi i opis obrazu. Jeśli czytelnik chce, może szukać pokrewieństwa między nim a opowieścią. Potem jak refren pojawia się zdanie Każdy zegar w tym domu pokazuje różną godzinę. Ta powtarzana po wielekroć fraza wydaje mi się kluczem do sposobu opowiadania. Narrator, Adam Trnovski, syn Alfonza, przyjeżdża do mocno podupadłego domu kilka lat po śmierci ojca i niedługo po śmierci matki. Dom ma być ostatecznie zlikwidowany, zburzony, a ziemia sprzedana. Przyjechał, aby zabrać pamiątki, jakieś meble. Wspomina. A są to wspomnienia tych symbolicznych różnych godzin, dość chaotyczne, rwane. Sięga pamięcią aż do czasów drugiej wojny, kiedy był małym dzieckiem. Opowieść pełna jest odniesień do kluczowych momentów w słowackiej historii. Mowa o stosunku do Niemców, o słowackim powstaniu, istotną kwestią jest stosunek do Żydów. Narrator pochodzi z mieszanej żydowsko-słowackiej rodziny. Matka to prawdopodobnie Żydówka, a przynajmniej za taką była uważana (adoptowała ją żydowska rodzina), ojciec Słowak, szanowany lekarz, mający w Breżanach spore możliwości. Jak zachował się w czasach przymusowej aryzacji, w czasach, kiedy słowackich Żydów wywożono w transportach do obozów śmierci? Czy chronił żydowskich krewnych żony? Nie mogę o tym pisać, bo to jedna z tajemnic tej powieści. Równie ważne są czasy stalinowskie i późniejsze. Bohaterowie próbują jakoś przetrwać, jakoś żyć. Spotkamy tu zdrajców, konformistów i opozycjonistów. Ale nikt  nie jest kryształowy. To zwyczajni, mali ludzie pełni przywar i nałogów. Nawet jeśli są bezkompromisowi, odważni i szlachetni, nie radzą sobie z życiem osobistym.

Powieściowi mężczyźni (bo to powieść męska, kobiety są w tle) to postacie pełnokrwiste, niejednoznaczne, często tragiczne, wnikliwie sportretowane. Trudno ich przekreślić, chociaż zdarzało im się postępować niegodnie i niejedno mają na sumieniu. A przy tym są często niedojrzali, uciekają od problemów, skaczą z kwiatka na kwiatek, zdradzają swoje kobiety, porzucają dzieci. Bardzo ciekawy jest główny wątek - relacja ojca i syna. Ojciec jest centralną postacią w opowieści snutej przez Adama. Krok po kroku odkrywał jego tajemnice. Jak ma się ustosunkować do tego, czego się o nim z czasem dowiadywał? Jaki był naprawdę ten szanowany przez wszystkich lekarz? Czytelnik też stopniowo poznaje prawdę, wchodzi w głąb, zagląda za fasadę. Ale nie wszystkie tajemnice zostaną wyjaśnione.

Ważnym tematem jest też przemijanie, upływ czasu. Rodzice się starzeją, tracący słuch ojciec odsuwa się od świata, staje się coraz bardziej nieporadny, wymaga coraz większej opieki i uwagi. A może głuchota to wygodny pretekst, bo pozwala się odizolować? Nie trzeba mierzyć się z problemami, nie trzeba rozliczać się z przeszłością? Przemijanie dotyka wszystkich bohaterów, dotyka też miejsc. Zmieniają się Breżany i zmienia się dom. Nie są to zmiany na lepsze. Miasto rozrasta się w niekontrolowany sposób, zieleń, dzikie tereny, raje dzieciństwa, kapitulują pod naporem dróg, chaotycznie rozrastających się nijakich osiedli czy hipermarketów. Coraz trudniej tam wracać. Coraz trudniej wracać też do rodzinnego domu, który zawsze przyciągał i odpychał jednocześnie. O ile miasto udaje przynajmniej, że zmiany to coś lepszego, o tyle dom nawet udawać nie próbuje. Niegdyś pełen ludzi, śmiechu, zabawy, elegancki i wygodny, z czasem opustoszał i popadł w ruinę. Kiedy skapitulowano? Starsi umarli, młodsi rozpierzchli się, uciekli. Przejmujące są te opisy rozpadu domu i rodziny. Zwarty kiedyś klan pełen wujków, ciotek, kuzynów gdzieś się rozpłynął.

Na koniec jeszcze kilka uwag o tym, co jeszcze, czytelniku tej notki, znajdziesz w książce, jeśli po nią sięgniesz. Mnóstwo epizodycznych, barwnych, śmiesznych, ale i tragicznych postaci i związanych z nimi opowieści. Spotkanie ze słowacką historią, o której niewiele wiemy, chociaż Słowacy to nasi sąsiedzi. Mnie powieść skłoniła do poszperania, chciałam dowiedzieć się więcej, uporządkować to, o czym czytałam. Warto też wspomnieć, że autor posługuje się ironią i aluzją, szczególnie wtedy, kiedy mówi o postawach Słowaków albo o sprawach tragicznych. Oto próbka po subtelnym kontakcie z Hitlerem definitywnie stracił wiarę w Boga. Tak narrator pisze o swoim wuju Oskarze, który przeżył Zagładę. Nie wiem, na ile jest to rys reprezentatywny dla słowackich i czeskich autorów, ale podobnie pisał Ota Pavel w znakomitej powieści "Śmierć pięknych saren". Warto sięgnąć po "Dom głuchego", a "Śmierć pięknych saren", którą tu przy okazji wywołałam, to lektura obowiązkowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty