Angelika Kuźniak "Stryjeńska. Diabli nadali"

Znakomita książka. Właściwie nie miałam jej w swoich czytelniczych planach. Dlaczego Stryjeńska? - pomyślałam. Równie dobrze mogłaby być inna malarka albo artystka. A jednak był jakiś powód, który skłonił Agelikę Kuźniak, autorkę "Marlene" (o Marlenie Dietrich) i "Papuszy", do takiego wyboru. I rzeczywiście, Stryjeńska okazuje się postacią niebanalną, powiem więcej, niekonwencjonalną i tragiczną. Dlatego cieszę się, że dzięki rozgłosowi, jaki książka wydana przez niezawodne Czarne (2015) od razu zyskała, sięgnęłam po nią. A czyta się ją znakomicie. Nie tylko dlatego, że opowieść o Stryjeńskiej jest po po prostu ciekawa, ale może przede wszystkim dzięki temu, że Kuźniak w dużej części oddaje głos swojej bohaterce. Malarka przez całe życie prowadziła pamiętnik i inne zapiski. Gromadziła listy, wycinki z gazet, które wklejała do specjalnych zeszytów. Z tych materiałów autorka obficie cytuje. A Stryjeńska pisze barwnie, ciekawie, ironicznie, z humorem, z dystansem do siebie i świata, nie przebiera w słowach. Nie rozpacza nawet w trudnych momentach, a takich w jej życiu nie brakowało, ba, śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że od drugiej połowy lat trzydziestych, a już na pewno od wojny, los jej nie rozpieszczał. Zawsze patrzy na to, co ją spotyka, ironicznie, z dystansem. Tylko śmierć najbliższych kwituje krótko, wtedy milknie. Pisze barwnie, twórczo podchodzi do języka. W pamiętniku, w listach odbija się jej gwałtowny, zmienny temperament, jej osobowość. Co interesujące, ton jej zapisków nie zmienia się z wiekiem. Niezależnie od upływu lat pozostaje zawsze tą samą Zochą, emocjonalną, gwałtowną, niezdecydowaną, nieprzebierającą w słowach, ale zawsze oddaną sztuce. A żyła długo, umarła, mając lat osiemdziesiąt pięć i prawie do końca prowadziła swoje notatki. Ciekawa jestem, czy jej pamiętniki są w całości tak interesujące. Jeśli tak jest, to poznanie ich byłoby nie lada literacką ucztą. I tu dobra wiadomość. Okazuje się, że będzie ku temu okazja - Angelika Kuźniak opracowuje pamiętniki Stryjeńskiej dla Czarnego, mają wyjść jesienią. Niecierpliwi mogą szukać wydania z roku 1995, które ukazało się w innym wydawnictwie pod tytułem "Chleb prawie że powszedni". Dzięki temu, że autorka oddaje przede wszystkim głos swojej bohaterce, czasem tylko posiłkując się dziennikiem prowadzonym przez jej ojca, Franciszka Lubańskiego, czasem cytując recenzje jej wystaw czy artykuły o jej twórczości z okresu największej popularności, z rzadka oddając głos córce (listy i też notatki) poznajemy Stryjeńską bez pośredników, obcujemy  z nią, jakbyśmy ją znali. Sami możemy wyrobić sobie na jej temat opinię. Dopiero pod koniec książki Kuźniak oddaje głos jednemu z synów i wnukom. Czasem myślę, że może warto by było spojrzeć na nią oczami innych, ale wtedy dostalibyśmy zupełnie inną książkę. Nie taki był zamysł autorki.

A teraz chciałabym zasygnalizować, co jeszcze mnie poruszyło. Krótko, aby nie odbierać przyjemności czytania.

Bieda. Właściwie przez całe swoje artystyczne życie Stryjeńska miała kłopoty finansowe, najpierw mniejsze, potem, kiedy jej gwiazda przygasła, bywały wręcz dramatyczne. Stale długi i wierzyciele. Zaciągała jedną pożyczkę, aby zwrócić poprzednią, niektórych nie spłaciła nigdy. Dlatego zabiegała o najdrobniejsze  zlecenia, malowała, jak je nazywała, hiperknoty, aby przeżyć. Te najgorsze podpisywała pseudonimem.

Dzieci i wnuki. Może nie powinna ich mieć? Dzieci, szczególnie starszą córkę,  wychowywała przede wszystkim siostra męża, Karola, trochę rodzina Zofii. Ona, zajęta sobą, swoją pasją, zdobywaniem pieniędzy nie potrafiła i nie mogła się nimi zajmować. Miewała napady wyrzutów sumienia, widzimy, jak się waha, czy wyjechać do Warszawy, gdzie czeka duże i ważne zlecenie, jak po kilka razy zmienia decyzję. O ile dzieci bez wątpienia kochała, o tyle wnuki były jej właściwie obce. Jak dalece, dowiemy się z ich opowieści o słynnej babci.

Mężczyźni. Na tym polu nie miała szczęścia. Jej małżeństwo z Karolem Stryjeńskim było bardzo burzliwe i niezbyt udane. To ona zabiegała, szarpała się, była zazdrosna, walczyła. Bywało, że zachowywała się gwałtownie, nieracjonalnie, powodowana ogromnymi emocjami. A on traktował ją najczęściej okropnie. O drugim mężu lepiej nie wspominać. Zostawił jej po sobie nieprzyjemną pamiątkę. Przez większą część życia żyła samotnie, ale czy jakoś z tego powodu cierpiała? Raczej nie. To sztuka była na pierwszym miejscu. Cierpiała, kiedy codzienne, błahe sprawy odciągały ją od tworzenia. Z żalem albo może z rezygnacją stwierdzała Mózg mój udręcza kolosalny balast rzeczy nieistotnych.

Nie umiała zabiegać o interesy, pokierować swoimi karierą, dlatego bywała oszukiwana. To inni zarabiali na bezprawnym wykorzystaniu jej twórczości, kiedy ona sprzedawała albo zastawiała swoje osobiste rzeczy, aby przeżyć. Dziś może miałaby agenta. Bardzo ciekawe są partie książki, które opowiadają o czasach wojennych i tuż powojennych. Wyłania się z nich obraz wojny nie tej bohaterskiej, konspiracyjnej, ale zwyczajnej. Największym problemem była bieda, fatalne warunki mieszkaniowe, znowu musiała zabiegać o sprawy najbardziej prozaiczne. Opowieści o tym, jak Zocha jedzie do Warszawy, jak chodzi po zrujnowanym mieście, a potem jak podróżuje do Szwajcarii, pokazują, jakim piekłem była powojenna Europa. Natychmiast zapragnęłam przeczytać wreszcie "Dziki kontynent" Keith Lowe. Na razie jednak przeżycia Stryjeńskiej kazały mi zabrać się za najnowszą książkę Joanny Olczak-Ronikier o powojennym Krakowie.

Kończę pytaniem, czy artystka była postacią tragiczną? Niby tak, ale nie jestem pewna, czy ona tak by o sobie powiedziała. Kiedy czytam o jej życiu, czuję smutek, ale przecież do końca niemal widać w jej zapiskach jakiś rodzaj optymizmu, radości. Sama nie wiem, jak to nazwać. A może w ten sposób skrywała rozpacz?

PS. W Kulturze Liberalnej przeczytałam bardzo ciekawy wywiad z Angeliką Kuźniak. Wyjaśnia w nim, że pomysł na książkę zrodził się po obejrzeniu wystawy prac Stryjeńskiej. Mówi też, że wybierając bohaterki swoich książek, ma jeden cel - zainteresować nimi czytelnika. Udało się! Mnie Stryjeńska zafascynowała. Teraz z niecierpliwością czekam na jej wspomnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty