Leonid Cypkin "Lato w Baden"

To na pewno nie jest książka dla wszystkich. Dla kogo w takim razie? Dla miłośników, a przynajmniej dla tych, którzy znają Dostojewskiego i literaturę rosyjską. Oczywiście trochę przesadzam. Jeśli ktoś nie czytał "Zbrodni i kary", "Biesów", "Braci Karamazow", nic nie stoi na przeszkodzie, aby po powieść Leonida Cypkina "Lato w Baden" (Zeszyty Literackie 2015; przełożył Robert Papieski) sięgnąć. Może udzieli mu się fascynacja autora i pod wpływem lektury jego książki rozpocznie swoją przygodę z Dostojewskim? Bo "Lato w Baden" powstało z miłości do Dostojewskiego, jak napisała w posłowiu Susan Sontag. To ona odkryła Cypkina. Znalazła jego powieść w londyńskim antykwariacie, zachwyciła się i mocą swego autorytetu sprawiła, że usłyszał o niej cały literacki świat. I tak duch Leonida Cypkina, rosyjskiego Żyda, lekarza, który tworzył z miłości do literatury, nie licząc na wydanie czegokolwiek, może wreszcie cieszyć się literacką sławą. Duch, bo pisarz zmarł w roku 1982, a Susan Sontag przeczytała "Lato w Baden" i przyczyniła się do jego rozgłosu w roku 2001. Tuż przed śmiercią Cypkina fragment powieści ukazał się w rosyjskim tygodniku wydawanym w Nowym Jorku. To zasługa jego syna, który wraz z żoną wyemigrował do Stanów, co stało się przyczyną zawodowych kłopotów jego rodziców. Nigdy nie dostali zgody na wyjazd. Cóż, życie pisarza nie było usłane różami. Chociaż i tak uniknął najgorszego losu. W czasie wojny on i jego rodzice ocaleli dzięki pomocy jednego z pacjentów ojca, który też był lekarzem, potem w czasach antysemickiej nagonki po raz kolejny udało mu się uniknąć represji. Smutne życie, któremu blasku nadała miłość do literatury. Napisałam tyle o autorze "Lata w Baden", bo to postać wciąż mało znana, nie będę udawać, że wiedziałam o jego istnieniu wcześniej. A sama powieść?

Przede wszystkim trzeba się w nią wgryźć. To książka wymagająca. Trudność może sprawiać nie tyle treść, ile forma. Ciągła, gęsto zapisana narracja, bez akapitów, bez kropek, bez wydzielonych dialogów. Najlepiej znaleźć na nią osobny czas, czytać ciągiem, a przynajmniej długimi partiami, nie rwać na drobne kawałki, bo wtedy możemy nie odczuć jej mocy. Ale jeśli poświęcimy jej czas i uwagę, a nie jest długa, wystarczy weekend, wciągnie nas swoją hipnotyczną mocą. To prawdopodobnie między innymi zasługa tych niekończących się zdań, które wsysają niczym bagno. Trzeba też nastawić się na przeskoki z tematu na temat, z bohatera na bohatera, co utrudnia tak prowadzona narracja. Jednak bez przesady, chaos jest pozorny, wyłania się z niego klarowna historia rozegrana na kilku planach.

Plan pierwszy, nie najważniejszy, ale też przecież bardzo ciekawy, stanowi ramę opowieści. Narrator, alter ego autora, jedzie pociągiem z Moskwy do Leningradu. Odbywa podróż nie byle jaką, podróż tropem Dostojewskiego, którego kocha miłością bezgraniczną. Trudna to miłość dla Żyda, bo jak wiadomo, u Dostojewski nie stronił od antysemickich uwag. Narrator zadaje sobie pytanie, dlaczego jego i wielu innych Żydów Dostojewski mimo tego tak fascynuje, przyciąga. Dziwi się też, skąd u tak wrażliwego na ludzkie nieszczęście człowieka pogarda dla Żydów. Nie ma odpowiedzi na tak zadane pytanie. Narrator jedzie pociągiem, czyta dziennik Anny Dostojewskiej, żony pisarza, patrzy przez okno, wypatrując miejscowości, w których mieszkali. W Leningradzie też będzie chodził jego szlakiem. Właściwie po to tu przyjechał. Snuje się ciemnymi zaułkami, szuka śladów Dostojewskiego i jego literackich bohaterów. Nawet w domu u przyszywanej ciotki, u której się zatrzymuje, sięga po jedną z jego powieści.

Plan narratora miesza się z planem pisarza, a na to nakładają się plany kolejne. Wspomnienia ciotki, opowieści o jej niełatwym życiu, o życiu rosyjskiej inteligencji, o blokadzie Leningradu. Nie ma tego wiele, ale wystarczy, aby zanurzyć się w tym świecie. Cypkin potrafi budować klimat. Nasz wzrok przebija się przez mrok, wszak to zima, wieczór w Leningradzie zapada szybko, słyszymy ściszone rozmowy, skrzypienie starej podłogi, czujemy zapach kurzu, rozglądamy się po zaniedbanej komunałce.

Ale oczywiście najważniejsze partie książki to opowieść o Dostojewskich, o pisarzu i znacznie od niego młodszej żonie Annie. Trzon tej historii to ich podróż po Europie, lato spędzone w Baden, gdzie pisarz maniakalnie grał w ruletkę, wierząc w wygraną. To zmaganie się z demonami. Nawiedzają go wspomnienia z katorgi, literackich upokorzeń, starań o powrót do Petersburga. Kompleksy, poczucie niższości maskowane dziwnymi zachowaniami, które mają udowodnić jemu i światu, jak jest silny. I dążenie ku wolności symbolizowanej wizjami wznoszenia się w górę albo, przeciwnie, spadania, albo pływania. Pisarz gardzi umiarkowaniem i rozsądkiem, zatracenie w obsesyjnej grze w kasynie, której nie potrafi się oprzeć, przybliża go do upragnionej wolności. Fascynujące są opisy tego, jak Dostojewski się szamocze, jak zmaga się z nałogiem, jak gra. To wszystko na granicy realizmu i onirycznych wizji. Ale równie ciekawe są też opowieści o codzienności. O spacerach, wizytach w muzeum, zmaganiu się z biedą. Historię lata spędzonego w Baden poznajemy na przemian z perspektywy pisarza i jego żony. Narracja płynnie przechodzi pomiędzy nimi. Czytelniczy horyzont poszerza się o świat Anny Dostojewskiej. O jej lęki, o jej miłość, wreszcie o jej walkę, aby utrzymali się na powierzchni. Nałóg pogrąża ich w długach, a przecież i wcześniej nie było różowo. Początkowo uległa, potem zdaje sobie sprawę, że jedyną nadzieją jest wyjazd. Właściwie jej małżeństwo to wieczna walka. Nie tylko z biedą, ale i z rodziną męża, zachłanną, pragnącą go tylko dla siebie, gardzącą Anną. Z kart powieści wyłania się obraz trudnego, ale niezwykłego związku Dostojewskich. Ich miłości. Jej fascynacji nim, wielkim pisarzem. Ale i on jej potrzebuje w walce ze swoimi demonami. Niezwykle ważnym fragmentem jest przejmująca opowieść o ostatnich dniach pisarza.

A to jeszcze  nie wszystko, bo dochodzą kolejne plany. Świat książek pisarza, jego bohaterów i miejsc z nimi związanych. I świat idei, dyskusji słowianofilów i okcydentalistów toczonych przez stulecia. Tak to się wszystko miesza i przenika. Gęsta, skondensowana, wciągająca narracja. Ta niewielka książeczka otwiera przed czytelnikiem całe uniwersum opowieści i znaczeń, które wyplątujemy niczym nitkę ze skołtunionego kłębka wełny. Rzeczywiście niezwykła chociaż wymagająca przygoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty