Igor T. Miecik "Sezon na słoneczniki"

Trzeba przyznać, że Igor Miecik wydaje swoje książki w tempie ekspresowym. W 2012 roku ukazał się zbiór reportaży z Rosji "14:10 do Czyty", latem zeszłego roku czytałam świeżo wydaną "Katiuszę z bagnetem", opowieści o białych plamach w historii Związku Radzieckiego, a całkiem niedawno wyszły złożone w całość i spięte historią rodzinną teksty z Ukrainy zatytułowane "Sezon na słoneczniki" (AGORA 2015; seria Biblioteka Gazety Wyborczej). Jasne było, że po nie sięgnę. To lektura obowiązkowa dla tych, którzy na bieżąco nie śledzą szczególnie uważnie sytuacji na Ukrainie, ale i ci wszyscy, którzy tematem są na co dzień zainteresowani, też żałować nie będą.

Książka składa się z całkiem świeżych, bo pomajdanowych, reportaży. Autor wędruje po Ukrainie od Lwowa po Donbas. Oddaje głos rozmaitym ludziom, odwiedza różne miejsca. Wbrew temu, czego można by się spodziewać, wojna nie jest jedynym tematem "Sezonu na słoneczniki". To po prostu panorama dzisiejszej Ukrainy, na którą zwykliśmy spoglądać przez pryzmat wojenny, a przecież konflikt toczy się tylko na rubieżach tego ogromnego państwa. Widać to znakomicie, kiedy spojrzy się na mapę, o której wydawca nie zapomniał, z czego się bardzo cieszę, bo mapy uwielbiam. Mimo wszystko nie da się od wojny uciec. Tak jak nie da się uciec od aneksji Krymu i konfliktu z Rosją. Więc niby życie poza Donbasem i Krymem toczy się w miarę normalnie, co podkreśla wielu bohaterów tych reportaży, ludzie pracują, siedzą w kawiarniach, spacerują, po prostu żyją, ale wojna i to, co się z nią łączy, jest stale obecne. Pisze więc Miecik o rekrutowaniu ochotników, o żołnierzach walczących w rozmaitych batalionach, znajdziemy opowieści cywilów z Ługańska, Doniecka i okolicznych miejscowości, poznamy losy uciekinierów i historie z wyzwolonego Słowiańska czy Konstantynówki. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że te partie książki, które opowiadają o życiu pod ostrzałem, należą do najbardziej przejmujących. Autor oddaje głos ludziom o różnych poglądach. Zwolennikom samozwańczych republik, ukraińskim patriotom, ale i takim, którzy mają wszystkiego dość i marzą o spokoju i normalnym życiu, o co niestety nie będzie łatwo, czego dowodem między innymi ostatni reportaż zatytułowany "Pokój bez słońca". Jego bohaterkami są uciekinierki zza linii frontu mieszkające w tymczasowym schronisku dla uchodźców. To tekst chyba najbardziej wstrząsający, może dlatego, że brak w nim jakiejkolwiek nadziei. Przeraża  opowieść o zwyczajnym dniu z życia mieszkanek jednego pokoju, stłoczonych na niewielkiej przestrzeni, którymi właściwie nikt się nie interesuje, którym nikt nie pomaga, które zmuszone są żebrać, aby wieczorem było z czego ugotować jakąkolwiek zupę. A to jeszcze nie wszystko. Większość z tych kobiet uciekła z małymi dziećmi, często z kilkorgiem. To bardzo mocny akcent kończący książkę.

Ale, tak jak wspomniałam, "Sezon na słoneczniki" to panorama całej Ukrainy. Pisze więc autor o fabryce czekolady w Winnicy, której właścicielem jest prezydent Poroszenko, o imperium Kołomojskiego w Dniepropietrowsku, o tym, kim są ludzie, których Rosja wyniosła do władzy na Krymie (ten reportaż też przeraża, ale z jeszcze innego powodu), o poszukiwaniu zaginionych w czasie majdanowej rewolucji, a wreszcie o walczących na Majdanie, którzy nie potrafią wrócić do życia po. Nie unika tematów trudnych. Osobny tekst poświęca prawicowym nacjonalistom, spadkobiercom idei UPA i Stiepana Bandery. Jak skomplikowana jest ukraińska historia, niech świadczy pytanie zadane przez jednego z nich, kiedy autor zauważył, że chyba nie jest najlepszym pomysłem budowanie jedności kraju na takiej tradycji. To na czym mamy tę jedność i tożsamość budować? Na eposach rycerskiej Rusi Kijowskiej? Na życiorysach takich Ukraińców jak Chruszczow czy Breżniew? A może na bolszewickiej legendzie Stachanowa? Wydaje się jednak, że ukraińska tożsamość buduje się wokół doświadczeń Majdanu i wojny z separatystami popieranymi przez Rosję. I nieistotne, jakim kto językiem lepiej włada, ukraińskim czy rosyjskim, ważne, co myśli i czuje. Ale przed Ukrainą droga długa i wyboista. Korupcja, bandyckie biznesy, które przeżarły społeczeństwo, to tylko niektóre problemy. Słowa reket, a szczególnie kryża pojawiają się w wypowiedziach bohaterów wielokrotnie.

Całość spina rodzinna historia Miecika, której można mu pozazdrościć. Kto czytał "Katiuszę z bagnetem", ten wie, że korzenie autora są właśnie w Donbasie, gdzie osiedli po wojnie jego dziadkowie. U babci w Konstantynówce spędzał w dzieciństwie wakacje. Gdyby jego mama nie wyszła za mąż za Polaka, zupełnie inaczej potoczyłoby się życie autora. Teraz na jej prośbę odwiedza swoich żyjących krewnych. W ich losach jak w lustrze odbija się historia Ukrainy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty