"Papusza"

Weekend spędziłam w kinie. Najpierw "Historie rodzinne", potem "Papusza". Niedoceniona w Gdyni, teraz zbiera świetne recenzje. Film, na który czekałam, jak na każdy wychodzący z rąk Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego. Nie będę przedłużać wstępu i od razu przejdę do meritum. Że "Papuszę" trzeba zobaczyć koniecznie, to truizm. Teraz parę słów o tym dlaczego. Bo to piękny film. Piękny w sensie dosłownym. Dzięki muzyce Jana Kantego-Pawluśkiewicza, ale przede wszystkim dzięki zdjęciom Krzysztofa Ptaka i Wojciecha Staronia. Czarno-białe zdjęcia, często dalekie plany, wysmakowane, malarskie kadry. Wystarczy, aby sprawić estetyczną przyjemność. A przecież to nie wszystko. Jest historia cygańskiej poetki, Papuszy, jej męża, Dionizego Wajsa, poety, Jerzego Ficowskiego, który Papuszę odkrył. Jest opowieść o Cyganach, o tym, jak żyli, o ich kulturze, obyczajach, a wreszcie o ich dramacie. Są świetne role, nie tylko nagradzanego Zbigniewa Walerysia, Antoniego Pawlickiego czy Jowity Budnik, ale też te drugoplanowe grane przez romskich aktorów- amatorów. Po prostu "Papuszę" znakomicie się ogląda. Zaraz po festiwalu w Gdyni niektórzy zarzucali filmowi chłód. Nie zgadzam się z tym. Mnie historie bohaterów poruszyły, nie będę ukrywać, że się nawet wzruszyłam. Nie jest to film wesoły, raczej smutno-nostalgiczny. Zmusza do zadumy i refleksji. Pokazuje świat, którego już nie ma. Tyle mogę zdradzić we wstępie. Więcej w drugiej części, przeznaczonej jak zwykle dla tych, którzy już "Papuszę" widzieli.

Zacznę od tytułowej bohaterki. Przyznam samokrytycznie, że wcześniej niewiele o Papuszy wiedziałam. Tylko tyle, że była cygańską poetką. Od kiedy zaczęły ukazywać się informacje o filmie, pisano o niej coraz więcej. Potem słyszałam też ze dwie rozmowy z Angeliką Kuźniak, autorką książki pod tym samym tytułem (powstawała niezależnie od filmu; przypadkiem oba dzieła ujrzały światło dzienne prawie w tym samym czasie). Do kina szłam więc już z jakąś wiedzą, ale film ożywił suche informacje.

Papusza od początku jest inna. Wyróżnia ją umiejętność czytania i pisania, czego nauczyła się sama. Garnie się do książek, jest wrażliwa, układa wiersze, które same do niej przychodzą. Swojej twórczości nie traktuje poważnie. Ba! Układanych przez siebie strof w ogóle nie uważa za twórczość. Ale jej odmienność nie tylko na tym polega. Nie może mieć dzieci. W społeczności, w której powinność kobiety to posiadanie licznego potomstwa, jest bezwartościowa. Od początku jej życie naznaczone było dramatem. Aranżowane małżeństwo z wiele lat starszym muzykiem, Dionizym Wajsem, bezpłodność, wojna. Potem problemy, które dotykają wszystkich Cyganów. Szykany mające ich skłonić do osiadłego trybu życia, porzucenia taborów. Bieda, ciężka zima, głód. Wreszcie poniżające warunki, w jakich przyszło jej żyć po osiedleniu. A przecież naiwnie wierzyła, że może tak będzie lepiej, bo jej ukochany przybrany syn, Tarzanek, pójdzie do szkoły, o której ona mogła tylko marzyć. Ale prawdziwy dramat przyjdzie wraz wydaniem wierszy i książki Jerzego Ficowskiego. Strach narasta, dławi, Papusza znalazła się w matni, w sytuacji, z której wyjścia nie ma. Czuje się zdradzona przez przyjaciela, Jerzego Ficowskiego. Oskarżona o zdradę tajemnic, potępiona, narażona na ostracyzm. Wreszcie, nie tyle zapomniana, co samotna, żyje w urągających człowiekowi warunkach. Kontrast, wielokrotnie w filmie pokazywany, pomiędzy ciemną, zawilgoconą norą, w której mieszka, a jasnym, schludnym warszawskim mieszkaniem Ficowskiego czy domem, a właściwie dworem, cygańskiego króla jest uderzający. Jakby się Ficowski nie starał, zawsze wypadnie to protekcjonalnie. Są z innych światów. On wpada tu tylko na chwilę, a potem wraca do swojego czystego, jasnego życia, ona odwrotnie. W tym lepszym świecie jest tylko gościem, na krótką chwilę. Czuje się w nim obco. Przez moment stoi w blasku fleszy, przebrana w nie swój strój, dzięki łasce ministra wyrwana z więzienia, gdzie odsiadywała wyrok za kradzież kury, bo przecież nie wypada, aby nie była na swojej premierze w teatrze. Czy dla warszawskiego świata nie jest przypadkiem taką babą-dziwo, Cyganką, która pisze wiersze? Gdzie jej miejsce, jej świat? Zniknął. Nie ma już taborów, nie ma już przestrzeni, łąk, jezior, wędrówki, wolności. Tego wszystkiego, z czego czerpała natchnienie. Została odkryta przez Ficowskiego i Tuwima i uhonorowana, ale wiersze nie przyniosły jej szczęścia.

Równie ciekawe są portrety obu mężczyzn, Jerzego Ficowskiego i Dionizego Wajsa. Ficowski, który w taborze ukrywał się przed ubecją, poznał obyczaje i kulturę cygańską i odkrył Papuszę-poetkę. Jest w tym świecie tylko na chwilę, kiedy tylko niebezpieczeństwo minie, wróci do siebie. O Papuszy nie zapomni, będzie  pomagał nie tylko jej, ale też jej rodzinie. Ale nie można przecież wziąć na siebie czyjegoś losu i cierpienia. A za to cierpienie czuł się odpowiedzialny, bo nieświadomie je sprowokował. Uczynił Papuszę sławną i odebrał jej spokój. Czy mógł zapobiec nieszczęściu? Nie sposób przecież wycofać wydrukowany już nakład książki. A wcześniej? Odkrywając cygańską kulturę, oswajając ją, pokazując gadziom, naruszył jednocześnie cygańskie tabu. Dylemat, rozterka, bezradność, ale przede wszystkim smutek to wszystko maluje się na twarzy Ficowskiego. Smutek i cierpienie widać też na twarzy Papuszy. Dwie piękne sceny u progu mieszkania poetki. Więcej milczenia niż słów,  spojrzenia, twarze, gesty mówią wszystko.

I wreszcie Dionizy Wajs. Może największe zaskoczenie. Spodziewałam się zobaczyć portret despotycznego męża. To też oczywiście jest, ale przecież nie tylko. Nienawidzi jej pisania, ale jednocześnie przepełnia go duma z żony. Nie przepada za Ficowskim, który zdradził, ale nie pogardzi przyniesionymi przez niego pieniędzmi, które Papusza zarobiła swoimi wierszami. Kiedy trzeba, będzie jej przed innymi  bronił. Wprawdzie zrobi awanturę, będzie miał pretensje, że wpakowała ich w kłopoty, ale poza domem stanie za nią murem. Może najbardziej wzruszająca jest scena, kiedy w szpitalu odwiedza chorą na depresję żonę. Trwa przy niej niezłomnie, chce oszczędzić cierpień, pomóc. A przecież i jemu nie jest lekko. Dosięgnął go środowiskowy ostracyzm. Aby ją leczyć, sprzedał harfę. Ale nie tylko na tym polega dramat Dionizego. Niegdyś ceniony grajek, dziś pozbawiony ukochanego zajęcia. Niegdyś pan świata, upojony wolnością i swobodą, teraz zamknięty w czterech ścianach nory, którą trudno nazwać mieszkaniem. A jeszcze wcześniej, kiedy nastały ciężkie czasy, zmuszony nieść brzemię odpowiedzialności za swój tabor. Zrezygnowany, nieszczęśliwy i przepełniony gniewem ostatecznie żegna przeszłość, niszcząc  cygański wóz, który przez lata był dla niego i jego rodziny domem. Tym samym przypieczętowuje swój los, rozstaje się ze złudzeniami i marzeniami. Jest w tym człowieku i wielkość, i małość.

I na koniec muszę przecież wspomnieć, że "Papusza" to także film o Cyganach. O ich umiłowaniu wolności, odrębnej kulturze, tajemnicach, tradycji. O niechęci czy nawet nienawiści, z jaką się na co dzień spotykają. Wyzwiska, oskarżenia, pogarda,  napady, podpalenia. Jest tu wreszcie dramat narodu zmuszonego do porzucenia swojego dotychczasowego życia. To koniec pewnej epoki, koniec  świata, do jakiego przywykli, w jakim żyli od stuleci. Stale w drodze, wszędzie u siebie. Potem zmuszeni do osiedlenia się w miastach, skazani na biedę i izolację. Ale czy możemy wyobrazić sobie, że nadal wędrują swoimi taborami? Nie posyłają dzieci do szkół, wydają za mąż nastoletnie dziewczęta?

"Papusza", elegia o końcu świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty