Po rosyjską literaturę sięgam zawsze, jeśli tylko temat pozostaje w kręgu moich zainteresowań. Dlatego nie mogłam przeoczyć "Czasu kobiet" Jeleny Czyżowej (Czarne 2013; przełożyła Agnieszka Sowińska). Kiedy tylko znalazł się w zapowiedziach, wiedziałam, że to coś dla mnie. No i nie rozczarowałam się. Niewielka, ale ujmująca powieść. Chociaż świat, jaki opisuje, jest straszny, przywraca wiarę w człowieka. Leningrad lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku. W mieszkaniu komunalnym, z rosyjska zwanym komunałką, mieszkają skazane na siebie cztery obce kobiety. Zetknął je ze sobą ślepy los, którego ręką kierował urząd meldunkowy czy też inna radziecka instytucja przydzielająca pokoje w mieszkaniach. Taki pokój to marzenie! Nic dziwnego, że pragną go i inni bohaterowie tej opowieści. To dużo lepiej niż mieszkać w hotelu robotniczym. Szczytem marzeń są samodzielne mieszkania, ale te dostają tylko rodziny. A cztery kobiety, którym przyszło razem żyć na niewielkiej powierzchni, są samotne. Trzy stare, Jewdokija, Glikierija i Ariadna (dwie proste i niewykształcone, jedna o arystokratycznych korzeniach). Za sobą mają burzliwą historię. Przeżyły rewolucję, blokadę Leningradu w czasie wielkiej wojny ojczyźnianej, stalinowskie prześladowania. Historia zabrała im bliskich, zginęli na wojnie albo padli ofiarą politycznych czystek. Mają też i lepsze wspomnienia: miłość i romanse. Ale to zamierzchła przeszłość. Ta czwarta, która dzieli z nimi komunałkę, mogłaby być ich córką. Pochodzi ze wsi, pracuje w fabryce i rada zakładowa przydzieliła jej pokój we wspólnym mieszkaniu. Ma kilkuletnią nieślubną córkę, która z nieznanej przyczyny nie mówi, ale świetnie wszystko rozumie. Dziewczynka, dla matki Siuzana, dla przybranych babć Sofija, jest oczkiem w głowie wszystkich czterech kobiet. Stare traktują ją jak własną wnuczkę, obdarzają miłością, rozpieszczają i wychowują. A zły świat czyha na dziewczynkę. Strach, że kiedy się wyda, iż jest niemową, zostanie zabrana do zakładu, jest zmorą matki. Wszechwładne państwo może przecież to zrobić. Wystarczy, żeby wiadomość przedostała się do wszechwładnej rady zakładowej, do nieżyczliwych ludzi. Ale potem, nieoczekiwanie, pojawia się jeszcze gorsza perspektywa. Ukochana Sofija może trafić do domu dziecka. Przybrane bacie zrobią wszystko, aby do tego nie dopuścić. Ich determinacja i misterna intryga, aby do tego nie dopuścić, stanowią fabularną oś tej niewielkiej powieści.
Ale nie zdarzenia są tu najważniejsze, chociaż przecież sprawiają, że książkę czyta się z jeszcze większym zainteresowaniem. Najciekawsze jest tło historyczne i obyczajowe i bohaterowie, ich osobowości, wzajemne relacje i marzenia. A wszystko to pojawia się gdzieś mimochodem, w licznych rozmowach (powieść składa się przede wszystkim z nich, narracji tu znacznie mniej), gdzieś między wierszami. Ariadna, Jewdokija i Glikierija potrafią być zgryźliwe, złośliwe (także wobec siebie) i interesowne, ale kiedy trzeba, dla Sofiji i jej matki zrobią wiele, gotowe są dla nich na największe poświęcenia. Przystosowały się, jakoś muszą żyć, nie liczą już raczej na nic dobrego. Wspominają przeszłość dobrą i złą, wykorzystują znajomości, zamartwiają się, ale idą do przodu. Nie ufają ludziom, tego nauczyło je doświadczenie, ale kiedy inaczej się nie da, przełamią strach. Nie wierzą w komunizm, ale na szczerość pozwalają sobie tylko w swoim towarzystwie. Chodzą do cerkwi, potajemnie ochrzciły dziewczynkę, stąd jej drugie imię, ale doskonale wiedzą, komu i kiedy wolno się do tego przyznać. Ich świat, jak przecież wielu innych, jest podwójny. Co innego na zewnątrz, co innego między sobą. Jeszcze inna jest Antonina. Prosta kobieta, która radzieckiej władzy zawdzięcza swój awans: pracę w mieście i mieszkanie w komunałce. No i jeszcze to, że nikt nie wytyka palcami jej nieślubnej córki. Wszak radzieckie społeczeństwo jest światłe, wszechwładna rada zakładowa, w której prym wiodą rozplotkowane kobiety, rozumie, że każdy może popełnić błąd. Drań wykorzystał i porzucił, ale cóż dziecko winne. Socjalistyczna władza zadba i o nie. A drugiego chłopa, jeśli trzeba, przymusi się do małżeństwa. A ty, Antonino Biezpałowa, powinnaś być ostrożniejsza. Niektórzy uważają, że jesteś puszczalska, ale my nie wierzymy tym plotkom. A biedna Antonina haruje w fabryce i haruje w domu. To na nią spada większość ciężkich obowiązków. To ona przede wszystkim utrzymuje wszystkie domowniczki, to ona wykonuje najcięższe prace, wdzięczna babkom za opiekę nad Siuzanoczką. Wspomina ojca swojej córeczki i chociaż znajomość z nim była krótka, w jej wspomnieniach jawi się jako miłość jej życia. Biedna to miłość. Antonina marzy, że jej los się jeszcze odmieni. Pragnienia ma skromne, wyjść za mąż. W świecie, w którym żyje, będzie to bardziej kalkulacja i rozsądek niż uczucie. Tylko ona spośród tej czwórki wierzy w komunizm. Jest to wiara naiwna, wiara prostego człowieka, któremu wmówiono, że kiedy wreszcie zapanuje ten obiecywany raj, a nastąpi to za dwadzieścia lat, o nic już nie trzeba będzie się troszczyć. Wszystko dostanie się za darmo i tyle, ile kto chce, a prać nie trzeba będzie ręcznie, jak teraz, bo zrobi to za ciebie tajemnicza maszyna. Jej największym marzeniem, obok szczęścia Siuzanoczki, jest doczekać tych wspaniałych czasów. Tylko trzy stare kobiety jakoś w ten raj nie wierzą.
Świat, w którym żyją bohaterki powieści, jest straszny. Strach przed partią, radą zakładową, donosem. Jednostka najczęściej jest bezradna w konfrontacji z bezduszną i okrutną machiną władzy i biurokracji. Ale może jeszcze dotkliwsze są uciążliwości dnia codziennego: przydział mąki, po który trzeba stać co kwartał w kolejce (nawet dzieci, staruszki i chorzy) a potem martwić się, aby nie zalęgły się w niej robaki, ciasnota, wieczny brak pieniędzy, kolejki po telewizor, mieszkanie i inne dobra luksusowe i płaszczenie się przed wszechmocnymi członkiniami rady zakładowej czy jakiejś innej komisji, od której rozwiązanie tych życiowych spraw zależy. Tu luksusem jest lepszy obiad czy wyczekany telewizor. Gdzieś mimochodem autorka pokazuje antysemityzm, bezgraniczną wiarę w wielkość narodu radzieckiego i Związku Radzieckiego, przekonanie, że u nas może jest i ciężko, ale w takiej Ameryce jeszcze gorzej (tam Antoninie na pewno odebrano by nieślubne dziecko). Wszystkie przeklęte poglądy i mity, niektóre żywe do dziś. Rosja w pigułce.
Niezwykle ciekawą warstwą książki, przydającą jej poezji i lekkości, jest świat Siuzanoczki. To swoisty komentarz do świata dorosłych. Dziewczynka nie rozumie wszystkiego i tłumaczy to sobie na swój dziecinny, fantasmagoryczny sposób. Cały czas narrację i dialogi przerywają jej fantazje i marzenia. Ona też żyje w dwóch światach: realnym i tym drugim, szczęśliwym, do którego trafia się później, kiedy człowiek obudzi się ze stuletniego snu, jak królewna ze znanej baśni. W tym świecie nie ma śmierci, jest tylko sen, po którym obudzimy się w innej rzeczywistości. Szkoda, że może w to wierzyć tylko kilkuletnia dziewczynka. Dorosłe kobiety już takich złudzeń nie mają. Tym starszym pozostała wiara w siebie i pomoc dobrych ludzi, którym można zaufać, ta młodsza jeszcze naiwnie wierzy w komunistyczny raj, ale i ten mit przecież pryśnie. A kiedy nadejdą wreszcie nowe czasy, których doczeka tylko Siuzanoczka, wcale nie będzie szczęśliwiej. "Czas kobiet" Jeleny Czyżowej, bardzo gorzka książka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz