Kolejna książka mojego ulubionego Amosa Oza. Trochę czekała na swoja kolejkę, tymczasem na półce leży jeszcze jedna, a w księgarni następna, świeżo wydana. "Może gdzie indziej" (Cyklady 2010; przełożył Leszek Kwiatkowski) to jedna z pierwszych powieści pisarza, napisana w roku 1965. Jej akcja toczy się w kibucu znajdującym się tuż nad granicą może syryjską, a może libańską, gdzieś niedaleko Jeziora Tyberiadzkiego. Pisarz niewątpliwie wykorzystał w niej swoje doświadczenia, bo w jednym z kibuców mieszkał wiele lat. Powieściowy kibuc jest pięknie położony w zielonej dolinie wśród majestatycznych gór. Ta perspektywa jest tu bardzo ważna. Majestatyczne, niezmienne sięgające nieba góry były tu od zawsze. Zielona dolina zmieniała się: raz zamieszkiwali ją Arabowie, raz Żydzi, przed wiekami jej gospodarzami były tylko zwierzęta. A góry trwają i trwać będą, niewzruszone, poszarpane, dzikie, chaotyczne, wolne. Co innego kibuc. Wydarty naturze, powstał z niczego dzięki ciężkiej pracy pionierów-entuzjastów. Ma porządkować świat, doskonalić go. Panuje w nim porządek, nie ma chaosu, jest symetria. Porządek rozciąga się nie tylko na schludne otoczenie, również na ludzi. Tu każdy zna swoje miejsce, każdy ma wyznaczone zadania. To rada kibucu decyduje o tym, kto do jakiego zadania zostanie przeznaczony. Kto będzie pracował w polu, kto prowadził ciężarówkę, kto gotował w stołówce, kto uczył, kto opiekował się dziećmi w dziecińcu. Dzień kibucników wypełnia ciężka praca, ale jest też czas na rozrywki. Przywiodły ich tu ideały. Wiara, że można wspólnie pracować, dzielić się owocami pracy, pomagać sobie. Idealny świat? Kto zna twórczość pisarza, domyśla się, że to pozory, wszak Amos Oz nie pisze przecież o świecie szczęśliwym, o szczęśliwych ludziach, o szczęśliwych rodzinach.
Kiedy przyjrzeć się bliżej kibucowemu mikrokosmosowi, zauważymy rysy na tym idealnym rysunku. Bliskość granicy oznacza bliskość wroga. Dlatego od czasu do czasu niebo przecina huk wojskowych samolotów. Czasem nocną ciszę przerywają strzały. Czy to tylko przechwałki, czy zapowiedź ataku? Stale trzeba być czujnym, gotowym stawić czoła wrogowi. W przeszłości zdarzały się ataki, które zebrały śmiertelne żniwo. Wróg to oczywiście Arabowie. Większość ich nienawidzi, nawet dzieci bawią się w wojnę. Tylko nieliczni, wśród nich jest Ruwen, nauczyciel i poeta, wierzą, że możliwe jest pojednanie, dostrzegają we wrogu człowieka. Ale to nie jedyne zmartwienie kibucników. Coś złego dzieje się z kibucową młodzieżą. Efektów nie przynosi wychowanie: ani rodzicielskie, ani szkolne, ani kibucowe. Jest w niektórych młodych chłopakach cynizm i jakaś dziwna, bezmyślna agresja, chęć niszczenia, destrukcji. Za nic mają sobie wszelki autorytet, drwią z kibucowych mędrców. Dlaczego tak się dzieje? Może z nudów, bo jest im za dobrze? Może drażnią ich kibucowe ideały? Może już w nie nie wierzą, jak wierzyli ich rodzice? A może ich cynizm wziął się z obserwacji tego, co dzieje się między sąsiadami, w ich rodzinach?
U źródeł ruchu kibucowego były ideały, ale ludzie są tylko ludźmi, nigdzie nie są wolni od słabości, błędów, wszędzie dopadnie ich nieszczęście. Także tu. W dodatku w tym mikroświecie wszystko widać jak na dłoni, niczego się nie ukryje, wieści szybko się rozchodzą, stugębna plotka święci swoje triumfy. Kogoś przed laty opuściła żona. Uciekła z kuzynem i wyjechała za nim do Niemiec. Mężczyzna nie może żyć długo sam, ale dlaczego ukojenia szuka w ramionach mężatki? Może dlatego jego nastoletnia córka zamiast szukać towarzystwa rówieśników, wdaje się w romans z dorosłym mężczyzną, który mógłby być jej ojcem? Sporo tu nieszczęśliwych ludzi. Samotnych, porzuconych, zranionych, osieroconych, owdowiałych, zmagających się z upływem czasu, z utratą urody, siły. Zawiedzionych i rozczarowanych. Gdzieś pod powierzchnią tlą się konflikty pomiędzy przybyszami z Niemiec a tymi z Europy Wschodniej. Jedni gardzą drugimi, choć nikt nie mówi o tym głośno. Spokój mąci przybysz z Niemiec, obcy. Niby przyjechał tu w odwiedziny do swojego brata, niby chce skleić na nowo jego rodzinę przeżywającą kryzys. Ale czy jego intencje rzeczywiście są dobre? Kim jest? Czego chce? Dlaczego niektórzy się go boją? Źle czują się w jego obecności? Dlaczego tak ciąży im ta wizyta? To postać bardzo niejednoznaczna, także dlatego, że ma w sobie coś nierzeczywistego. Jakby wiedział więcej, jakby kpił sobie z ludzi, jakby wodził ich na pokuszenie, jakby toczył z nimi grę, siłował się i mocował. Kto zwycięży?
Może to wszystko brzmi banalnie niczym jakieś tanie romansidło, ale kto zna twórczość Amosa Oza, ten wie, że takie nie jest. Jak zwykle obok warstwy realistycznej mamy też tę drugą: oniryczną, filozoficzną, metafizyczną. Sporo tu snów, dziwnych monologów, wizji. Nie wszystko daje się jednoznacznie i łatwo zinterpretować. Ale przede wszystkim, jak zawsze u pisarza, jest kilka pełnokrwistych postaci. Trochę dziwnych, trochę smutnych, trochę na życiowym zakręcie. Po prostu to kolejna książka Amosa Oza. Nie stawiam jej wśród moich ulubionych (wymieniam w przypadkowej kolejności, bo naprawdę nie potrafię rozstrzygnąć, która jest tą naj: "Mój Michael", "Opowieść o miłości i mroku", "Fima", "Sceny z życia wiejskiego" i "Zrozumieć kobietę", ustawiana przeze mnie ociupinkę niżej od tej złotej czwórki), ale ma swoje miejsce w drugim szeregu. Amos Oz należy do tych pisarzy, po których można sięgać w ciemno. Ja nigdy się na nim nie zawiodłam, a przeczytałam prawie wszystko, co w Polsce wyszło. Przynajmniej warto spróbować. Zachęcam. Może pierwsza jego książka stanie się początkiem kolejnej czytelniczej przygody? Tak było ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz