Historia tytułowej bohaterki poruszyła mnie bardzo. Barbara zesłana na prowincję, gdzie przysłowiowy diabeł mówi dobranoc, jest zdana tylko na siebie. Domyśla się, że na pewno inwigilują ją służby specjalne, dlatego nie ufa nikomu i odgradza się od koleżanek i kolegów ze szpitala murem. Ci, którzy nie znają jej politycznej przeszłości, od razu przypinają jej łatkę wyniosłej i zarozumiałej. Wiadomo, zadziera głowę wysoko, bo przyjechała z Berlina. Może zresztą nie zależy jej na bliższych znajomościach? Jest tu przecież tylko na chwilę. Z determinacją realizuje plan ucieczki łączącej się z niemałym ryzykiem. Nawet kiedy jej ukochany nieoczekiwanie oświadcza, że jest gotów zamieszkać w NRD, ona odrzuca tę propozycję. Chce być z nim, ale chce też wolności. Tu nie ma dla niej życia. Osaczona przez policję polityczną i jej informatorów nie może zrobić swobodnego kroku. Każde odstępstwo od rutyny dom - szpital - dom jest natychmiast zauważone. Żyje jak w więzieniu. Barbara nigdzie nie może czuć się bezpieczna, nawet we własnym mieszkaniu. Właściwie wstrętna, zniszczona, zaniedbana, zimna (dosłownie i w przenośni) nora urządzona tandetnymi meblami na miano domu nie zasługuje. W takim miejscu można nabawić się depresji niezależnie od okoliczności. Jakby tego było mało, to tu spotykają ją największe szykany. Barbara z godnością przyjmuje najścia tajniaków, którzy za każdym razem wywracają jej rzeczy osobiste do góry nogami, nie potrafi jednak znieść upokorzenia rewizji osobistej. A oni fundują ją jej z sadystyczną przyjemnością. Trzeba być niezwykle twardym, aby wytrzymać ciągłe zagrożenie, niepewność, rewizje. Nie można ufać nikomu, ani kolegom z pracy, ani sąsiadom. Każdy dzwonek do drzwi może zwiastować wizytę znienawidzonych tajniaków i ich koleżanki o twarzy pokerzystki. Co pozwala Barbarze znosić to wszystko? Ukradkowe spotkania z ukochanym, nadzieja na ucieczkę, rozmowy z Andre, jej szefem, ale przede wszystkim praca. Barbara ma dwa życia. Jedno, o którym pisałam, i drugie, szpitalne. Krąży pomiędzy nimi na swoim wysłużonym rowerze, który pozwalając swobodnie się przemieszczać, daje jej namiastkę wolności i swobody. Bo Barbara przede wszystkim jest lekarką. Zaangażowana bez reszty w leczenie pacjentów znajduje w szpitalu azyl. Jest troskliwa, czuła, wrażliwa, dociekliwa. Mimo że krok po kroku, narażając się, realizuje plan ucieczki, póki jest tu, w nadmorskim miasteczku, miejscu politycznego zesłania, pracuje z pełnym zaangażowaniem. Po prostu, jak w piosence Młynarskiego, robi swoje. W pracy też jest odważna i bezkompromisowa. Na tyle, na ile warunki pozwalają, pomaga Stelli. A kiedy okaże się, że nie można inaczej, poświęci swoje marzenia o wolności, aby ratować właśnie ją. Drugiej szansy być może już nie dostanie. Czy będzie jej chciała? To unoszące się gdzieś w filmowej przestrzeni pytanie pozostanie otwarte. Co ją tu może przytrzymać? Pacjenci, którym trzeba pomagać? Andre?
On jest drugim bohaterem filmu. O ile Barbara to postać niemal heroiczna i kryształowa, o tyle on jest niejednoznaczny. Współpracuje z tajną policją złamany przez nich, kiedy nie dopilnował młodszej koleżanki, co doprowadziło do nieszczęścia. Chcąc uniknąć odpowiedzialności i odsunięcia od zawodu, poszedł na współpracę. Czy jego opowieść jest prawdziwa? Nie wiemy. Zapytany o to przez Barbarę milczy. Może przyczyny były bardziej błahe, nie tak tragiczne? Jednak raporty dla tajniaków pisze bez entuzjazmu. Nie kręci, nie udaje, ale przyznaje się do tego. Czy jego zainteresowanie Barbarą wynika tylko z rodzącej się sympatii i ciekawości niebanalną koleżanką, czy może jednak z obowiązku? Czy kiedy jej pomaga w drobnych niedogodnościach życiowych, robi to bezinteresownie, z życzliwości, czy żeby uśpić jej czujność? Jego relacje z inwigilującym Barbarę tajniakiem są niemal towarzyskie. W tak małym środowisku niczego nie można ukryć, a on się chyba specjalnie nie stara. Czy śmiertelnie chorą matkę tajniaka leczy, bo taki jest jego zawodowy obowiązek, czy może jednak opiekuje się nią w szczególny sposób? To zarzuca mu Barbara. W tym jednym momencie nie jest już tak krystaliczna. Kipi nienawiścią. Szybko jednak mityguje się. Andre też poświęca się swojej pracy i pacjentom, chociaż zna granice, jest realistą. Wie, że Stelli jest w stanie pomóc tylko jako lekarz, nic więcej nie jest w stanie dla niej zrobić. A może to konformizm i brak odwagi? Może mógłby spróbować upomnieć się o nią? Stawiam tu sporo pytań wyrażających potencjalne wątpliwości, ale muszę się przyznać, że ja raczej jestem skłonna mu wierzyć. Po prostu go lubię. Co nie znaczy, że nie pamiętam o jego nikczemności. Czy nikczemność jest w tym przypadku dobrym słowem? Nie wiem.
Bardzo ciekawa jest relacja pomiędzy tym dwojgiem. Barbara początkowo nieufna i wrogo nastawiona, z czasem znajduje w nim partnera do ciekawych rozmów o pacjentach, o pracy, ale może przede wszystkim o życiu. Chociaż ostrożna, powoli przekonuje się do niego. Może trudno żyć w takiej izolacji i osamotnieniu? Andre ma jej do zaoferowania więcej. Kiedy pozna go bliżej, okaże się, że łączą ich podobne zainteresowania. Ukochany Barbary jest daleko, namiętne, ukradkowe spotkania zdarzają się niezwykle rzadko, mogą wydać się ułudą. Życie toczy się tu. Tu jest ponure miasteczko, tu jest szpital, a w nim Andre. Coraz bliższy, coraz ciekawszy. Nic dziwnego, że Barbara nie pozostaje obojętna. Ale film niczego nie dopowiada, najwyżej subtelnie sugeruje. Kiedy Andre siedzi w jej pokoju, który właśnie został przeszukany, i słyszy od swojego znajomego tajniaka, że ona już tu nie wróci, budzi moją litość. Chcę wierzyć, że mu jej brakuje. Przyjaciółki? Kobiety? Wrażliwej lekarki? Ale przecież w tej scenie jest też nadmierna poufałość tajniaka i jego agenta. Jakiś rodzaj porozumienia, współczucia. Tak przecież nie powinno być. Coś się we mnie burzy, a jednocześnie wiem, że życie właśnie takie jest. Niejednoznaczne, raczej szare, niż biało-czarne. A i tajniak pokazuje nagle swoją ludzką twarz. Nie tylko w tej scenie. Już wcześniej widzimy go, jak siedzi bezradny i zgnębiony chorobą matki. To, że widz jest zaskakiwany, stanowi jeszcze jedną zaletę filmu.
Mimo że to obraz bardzo kameralny, rozpisany na kilka postaci, cały czas trzyma w napięciu. Atmosfera osaczenia, próby zmylenia tajniaków, nocne wyprawy Barbary, jej lęk, że zostanie zdemaskowana, to wszystko powoduje, że przejmujemy się jej losem, kibicujemy, aby się udało. A szalejący wiatr atmosferę niepokoju i zagrożenia jeszcze potęguje.
Gdybym chciała, mogłabym się przyczepić do tego i owego. Na przykład do zbyt szlachetnego zakończenia. Mogłabym zdziwić się, jak Stella odnalazła Barbarę w domu. Skąd wiedziała, że tam mieszka? Dlaczego tajniacy tolerują, że tak o nią walczy? Czy to prawdopodobne? Ale to wszystko nieważne. Film mnie poruszył, a emocje w kinie lubię najbardziej. Nie mogę o nim zapomnieć i dopisuję do listy filmów, które chciałabym zobaczyć jeszcze raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz