"Elena" Andrieja Zwiagincewa

"Ostatnią miłość na ziemi" obejrzałam tak przy okazji, ale film, na który niecierpliwie czekałam, to "Elena" Andrieja Zwiagincewa, reżysera słynnego "Powrotu". Poszłam i wszystkich namawiam. To świetne kino, chociaż świat wykreowany na ekranie jest potworny. Być może dojmujące wrażenie przerażenia tym, co zobaczyłam, pogłębia fakt, że bohaterami są ludzie całkiem zwyczajni. Tym razem nie jest to wędrówka po koszmarnej rosyjskiej prowincji, jak to było w obrazie Łoźnicy "Szczęście ty moje". Akcja filmu toczy się współcześnie, prawdopodobnie w Moskwie. Tytułowa Elena to sześćdziesięcioletnia emerytowana pielęgniarka, która wyszła po raz drugi za mąż za bardzo bogatego mężczyznę. I za nią, i za nim ciągnie się rodzinna przeszłość, a przede wszystkim ciągną się dzieci z poprzednich związków. Więź Eleny z synem i jego rodziną jest szczególnie silna. Więcej nie zdradzę. Wystarczy, jeśli napiszę, że akcja ma zaskakujący przebieg. Nie, proszę nie obawiać się wizualnych potworności. Najczęściej oglądamy świat zamożnych Rosjan: eleganckie mieszkanie w strzeżonym apartamentowcu, drogi samochód, fitness klub. Dlatego to, co się wydarzy, będzie niczym uderzenie obuchem w głowę. Ale zobaczyć trzeba koniecznie, a kto widział, może przeczytać ciąg dalszy.

Od pierwszych ujęć małżeństwo Eleny i bogatego Władimira wydaje się dziwne. Ona powie, że go kocha. Ale czy możemy jej wierzyć? Dziwna to miłość. Raczej układ ludzi świadczących sobie wzajemne usługi. Elena zachowuje się jak służąca, nawet śpią w oddzielnych sypialniach: on na wielkim, wygodnym łożu, ona znacznie skromniej na rozkładanej kanapie, co nie znaczy biednie. Mimo wszystko nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to pokój dobrze traktowanej przez oświeconych państwa służącej. Wstaje pierwsza, ogarnia się, szykuje śniadanie, wchodzi do jego sypialni, rozsuwa zasłony i budzi. Potem usługuje przy śniadaniu. A może jest jak matka? niańka? opiekunka? Siedzą naprzeciwko siebie, są uprzejmi i grzeczni, ale tylko tyle. Chłód i dystans, żadnego serdecznego gestu, żadnego uśmiechu, ani śladu uczucia. Jakie masz plany na dzisiaj?, pytają siebie wzajemnie. Jej dzień upływa na sprzątaniu, zakupach, gotowaniu. Nie wydaje się zresztą, aby ta krzątanina jakoś specjalnie ją męczyła. Kiedy czegoś od niego chce, zachowuje się jak petentka, próbuje go cierpliwie i sprytnie podejść. On spędza czas w klubie fitness. Co robi poza tym? Czym się zajmował? Skąd ma majątek? Być może jest byłym wojskowym? Na pogrzebie obok Eleny będzie siedział jego przyjaciel w mundurze. Dlaczego są razem? Naprawdę trudno uwierzyć, że z miłości. Ona najprawdopodobniej z powodu pieniędzy. Jest jego służącą, na żądanie świadczy mu usługi seksualne (jak inaczej nazwać to, co widzimy?), ale w zamian ma wygodne życie, a całą swoją emeryturę może przeznaczać dla dorosłego syna i jego rodziny. I myślę, że to jest dla niej najważniejsze. A może przyczyną ponownego zamążpójścia była potrzeba matkowania, opiekowania się kimś? Pytanie, na które nie potrafię sobie odpowiedzieć, brzmi: dlaczego Władimir ożenił się z Eleną. Usługi, które mu świadczy, mógłby po prostu kupić. Czyżby ten zimny, zdystansowany mężczyzna tęsknił jednak za kimś bliskim? Może istotna jest dla niego świadomość, że za ścianą jest ktoś życzliwy? A może początkowo połączyło ich uczucie? Poznali się dziesięć lat wcześniej, małżeństwem są od dwóch.

Elena i Władimir to jedna część układanki. Druga to ich dzieci, jedyny, ale ważny powód sporów między nimi. On ma córkę, hedonistkę i egoistkę, jak sam powie. Nie ma złudzeń, dostrzega jej wady, ale to Katierina jest jego oczkiem w głowie. To ona potrafi wywołać uśmiech na jego twarzy, rozbawić go, sprawić, że stanie się bardziej ludzki. Czym się zajmuje? Czy pracuje, czy żyje sobie wygodnie dzięki pieniądzom ojca, a czas upływa jej na imprezowaniu? Jest cyniczna i niesympatyczna. Taki obraz pogłębia jeszcze jej powierzchowność. Kiedy widzimy ją po raz pierwszy na ekranie, nie robi miłego wrażenia: przychodzi na spotkanie z Eleną zgarbiona, ze spuszczoną głową ukrytą w kapturze kurtki. Jakby się chowała i odgradzała od świata. Jakby chciała zakomunikować wszystkim: dajcie mi spokój. I tylko w czasie spotkania z ojcem, kiedy odwiedzi go w szpitalu, nagle będzie inna: serdeczna, wesoła, czuła, chociaż ironiczna. Taka jest Katerina. Przedstawicielka złotej młodzieży, chciałoby się powiedzieć. Nie lepszy jest Siergiej, syn Eleny, jej oczko w głowie.

Wraz z nim wkraczamy do innej Rosji. Rosji ohydnych, szarych blokowisk, obok których dymią kominy elektrociepłowni. Elena kursuje pomiędzy tymi światami: światem bogactwa i luksusu, i światem bylejakości, brzydoty. Jadąc do syna, odbywa długą podróż: najpierw autobus, potem pociąg. Jakby musiała za każdym razem przebyć symboliczną drogę dzielącą te dwa światy. Odrapane bloki, odrapana klatka schodowa, rachityczne drzewka, nudzący się i szukający zwady agresywni młodzieńcy, wśród nich jej ukochany wnuk, przesiadujący z puszką piwa przed blokiem. Nawet dojście od przystanku kolejki do bloku prowadzi ścieżką wśród chaszczy. Syn, dla którego jest gotowa zrobić wszystko, to typ odrażający. Kiedy zobaczymy go po raz pierwszy, stoi na balkonie z puszką piwa w dłoni, spogląda bezmyślnie w dół i spluwa. Nie pracuje, ale po co ma pracować, po co szukać zajęcia, skoro matka da pieniądze. Nie opływa w luksusy, ale przecież nie zginie. W jego rodzinie też panuje dominacja mężczyzn. I on, i jego syn spędzają czas najczęściej przed telewizorem, nie muszą nic robić. Po co? Mają przecież dwie służące. W tym domu również nie widać oznak miłości, serdeczności czy czułości. Tu też każdy, kto może, najchętniej skryłby się przed innymi. Chłodny, uprzejmy dystans bogatego świata Władimira w świecie Siergieja zastępują połajanki, krzyki, poszturchiwania. Wnuk Eleny, z powodu którego rozegra się tragedia, jest typem równie, a może jeszcze bardziej, odrażającym. Nie dość że się nie uczy, nie robi nic wartościowego, to jeszcze kipi bezmyślną, zwierzęcą agresją. Scena, kiedy wraz z kolegami atakuje innych, jest przerażająca. I to dla niego Elena jest gotowa zamordować męża?

Zło jest tu przerażająco zwyczajne. Elena, sympatyczna, troskliwa, prosta kobieta zabija nie w afekcie, ale z premedytacją, dla pieniędzy, aby ratować wnuka, który nie jest wart tej pomocy. Zaplanuje morderstwo starannie. Tylko przez moment, kiedy ma wejść do sypialni martwego męża, poczuje strach i może wyrzuty sumienia. Ale szybko się otrząśnie. Jakby  nic się nie stało! A przecież jeszcze niedawno weszła do cerkwi, aby zapalić świeczkę za zdrowie Władimira! Podobnie zareagują jej syn, synowa i wnuk. Żadnego żalu, żadnej symbolicznej chociażby żałoby. Przeciwnie: przecież dzięki jego śmierci zyskują nie tylko pieniądze, które pozwolą opłacić prywatne studia, ale mogą też przeprowadzić się do apartamentu zmarłego. Są jak barbarzyńcy, którzy wkraczają do pałacu. Ostatnia scena, kiedy, jakby nic się nie stało, rozwalają się wygodnie przed telewizorem z puszkami piwa w dłoniach, a zadowolona matka skacze wokół nich, jest przerażająca. Zaniemówiłam. Teraz Elena jest naprawdę szczęśliwa. Czy nie o to jej szło? Czy nie to było jej celem? Zapewnienie wygodnego życia synowi i wnukom? Jakże ironicznie brzmi wiadomość, że wkrótce na świat przyjdzie kolejne dziecko. Zza grobu sprawdza się przepowiednia Władimira: oni potrafią tylko robić dzieci, nie zastanawiają się zupełnie, jak je utrzymają.

Nie wiem, na ile to, co oglądamy, jest obrazem współczesnej Rosji. Pewnie Zwiagincew portretuje rosyjskie społeczeństwo, pokazując moralną degrengoladę. Zawsze obawiam się takich uogólnień. Może sobie pozwolić na nie znawca tematu. Mnie wystarczy odbiór uniwersalny.

I na koniec jeszcze słów parę o kompozycji. Bardzo podobało mi się budowanie napięcia umiejętnym myleniem tropów. Od momentu zbrodni kilkakrotnie miałam wrażenie, że za chwilę coś się wydarzy. Albo Elena zostanie zdemaskowana, albo napadną ją i okradną ( pociąg nieoczekiwanie staje w polu, samotnie idzie drogą od stacji do mieszkania syna, ściskając pod pachą torebkę z pieniędzmi), albo wnuk, dla którego zabiła, zginie w czasie bójki. Ale nie, nic się nie dzieje, życie toczy się dalej. Była zbrodnia, nie ma kary, gorzej, że nie ma też poczucia winy, skruchy. Wiele razy kino pokazywało zbrodnie popełnione z zimną krwią przez zdesperowanych ludzi. Można powiedzieć, że i Elena jest zdesperowana: decyduje się zabić, kiedy mąż odmawia pomocy i chce spisać testament niezbyt dla niej korzystny (co oczywiście jej nie usprawiedliwia). Ale tamci bohaterowie (a myślę tu o bohaterze "Długu" Krauzego i "Zbrodni i wykroczeń" Woody Allena) odczuwali wyrzuty sumienia (bohater filmu Krauzego z tego powodu zgłasza się na policję). Zbrodnia nie pozostała bez wpływu na to, co się z nimi działo. Elena wydaje się być nieporuszona. Więcej: mam wrażenie, że odczuwa ulgę. Jakby nic się nie stało. Czy ostatnia scena, kiedy zajęta sobą rodzina, nie zwraca uwagi na niemowlaka pozostawionego samotnie na ogromnym łożu zabitego Władimira, jest zapowiedzią nieszczęścia? Czy dziecko spadnie? A może nic się nie stanie? Tak jak dotąd. Życie potoczy się dalej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty