Nie wiem, czy powinnam się wstydzić, ale do niedawna nie miałam pojęcia o
niemieckim pisarzu Siegfridzie Lenzu. I pewnie tak by pozostało, gdyby nie przypadkowa rozmowa z przyjaciółmi, od których usłyszałam o jego książkach: "Lekcja niemieckiego" i "Muzeum ziemi ojczystej". Nie muszę chyba dodawać, że należą do grona ich ulubionych powieści. To, co powiedzieli, było na tyle zachęcające, że natychmiast postanowiłam przeczytać przynajmniej jedną. Padło na "Lekcję niemieckiego" (Czytelnik 1971), pożyczyłam i pochłonęłam jednym tchem! Teraz już wiem, że za jakiś czas sięgnę po "Muzeum ziemi ojczystej", a w księgarniach poszukam "Biura rzeczy znalezionych", które wydał stosunkowo niedawno, bo w 2004 roku, też Czytelnik w serii Nike. Teraz przypominam sobie jak przez mgłę, że o tej ostatniej coś słyszałam, zapewne wtedy, kiedy się ukazała. A Siegfrid Lenz? Niewiele udało mi się o nim dowiedzieć. Urodził się w 1926 roku w Ełku (Akcja "Muzeum..." toczy się na Mazurach), po wojnie studiował w Hamburgu i od dawna zajmuje się tylko pisaniem (powieści,opowiadania i dramaty). Wymienia się go obok Grassa i Bolla. W Polsce wyszło zaledwie kilka jego książek. Tyle. A teraz do rzeczy, czyli do "Lekcji niemieckiego".Akcja tej powieści toczy się na dwóch planach czasowych: w 1954 roku i w latach wojny oraz tuż powojennych. Bohaterem, jednocześnie narratorem, jest dwudziestojednoletni Siegfrid Jepsen, zwany Siggi, który odsiaduje trzyletni wyrok w ośrodku dla trudnej młodzieży znajdującym się na wyspie w dorzeczu Łaby. Ośrodek ten szczyci się nowoczesnymi metodami resocjalizacji. Jeśli po przeczytaniu tych słów, czytelniku tej notki, zniechęciłeś się, gdyż nie jesteś miłośnikiem literatury więziennej o trudnej młodzieży (też nie jestem), to spieszę donieść, że niesłusznie, bo to wbrew pozorom nie taka książka. Być może trochę zmienisz zdanie, jeśli napiszę, iż Siggiego skazano za kradzież obrazów namalowanych przez malarza Maksa Ludwika Nansena. Być może spojrzysz przychylniejszym okiem na "Lekcję niemieckiego", kiedy dodam, że Siggi tak naprawdę nie kradł obrazów, on je ukrywał, aby chronić! Być może stwierdzisz, że warto czytać dalej, jeśli napiszę, że trzon tej powieści stanowią wspomnienia Siggiego z czasów dzieciństwa, które spędził w nadmorskiej wiosce Rigbill w Szlezwiku - Holsztynie (najbardziej wysunięty na północ niemiecki land graniczący z Danią).
Epicka, zmysłowa narracja wspaniale malująca nadmorski krajobraz, codzienne życie mieszkańców tych okolic, barwne postacie, świat uczuć i wyobraźni głównego bohatera to jedna z zalet tej książki. W zasadzie nie ma tu dialogów zapisywanych tradycyjnie, rozmowy toczone między bohaterami wplecione są w mięsistą narrację. Niektóre rozdziały to tylko opisy miejsc i sytuacji. Znakomicie czyta się na przykład opowieść o tym, jak Siggi i jego starsza siostra Hilka wybrali się na wydmy podbierać jajka mewom. Wędrujemy wraz z nimi nadmorską groblą, słyszymy szum morza, krzyki mew, czujemy chłód wody, po której brodzą, i ból zadawany przez dzioby oszalałych ptaków broniących wysiadywanych jajek. Innym razem uczestniczymy w sześćdziesiątych urodzinach jednego z bohaterów. Czujemy smak podawanych ciast, szum wiatru w ogrodzie, słyszymy muzykę wygrywaną na harmonii, porywa nas wartki korowód tancerzy. Osobna przyjemność to zaglądanie do domu i pracowni malarza Maksa Nansena widzianej oczyma kilkunastoletniego Siggiego albo do jego kryjówki w starym, nieczynnym wiatraku, gdzie zaczyna się jego pasja i obsesja gromadzenia, aby ocalić. Nawet wizyta w rodzinnym domu narratora dostarcza wielu doznań. Zapach posiłków, pasty do butów, dźwięk dzwonka telefonu w gabinecie ojca, miejscowego policjanta, brzęk naczyń, pukanie do drzwi, kroki na schodach, skrzypienie starych podłóg. Świat, jakiego zapewne już nie ma. Poświęcam tyle miejsca opisom, bo ich zmysłowość, senualność to niezwykła wartość tej powieści. Ale oprócz tak dokładnego odmalowania świata, w którym żyje narrator, toczy się tu dość wartka akcja, której oś stanowi konflikt pomiędzy ojcem Siggiego, policjantem, a Maksem Nansenem, malarzem. Konflikt spowodowany przez czasy, w jakich przyszło im żyć, i przez niezwykłą obowiązkowość posterunkowego Jensa Jepsena. Wokół tych wydarzeń buduje autor moralne dylematy, jakim muszą stawić czoła bohaterowie.
Jens i starszy od niego Maks znają się od lat, żyją w tej samej nadmorskiej miejscowości, łączy ich rodzaj sąsiedzkiej przyjaźni, jak wszystkich w tej małej społeczności. Przed wielu laty Maks ocalił Jensowi życie, wyciągnął go z kanału, w którym się topił. Mimo tego posterunkowy Jepsen nie waha się wykonać rozkaz swoich przełożonych: ma przekazać malarzowi zakaz malowania wydany przez hitlerowskie władze i dopilnować jego wykonania. Uczestniczy też w konfiskacie obrazów. Spełnia swoje obowiązki z coraz większą pasją, coraz większy mur niezrozumienia wyrasta pomiędzy dawnymi przyjaciółmi. Nawet kiedy wojna się skończy, policjant, który po krótkim pobycie w obozie jenieckim, wróci na swoje stanowisko, będzie obsesyjnie tropił malarza i dybał na jego obrazy. Przynajmniej tak sądzi Siggi, jego syn, dlatego między innymi próbuje je chronić, czyli po prostu zabierać i ukrywać.
Siggi, wrażliwy chłopiec, samotnik, wychowujący się przede wszystkim wśród dorosłych, wnikliwie obserwujący świat wokół siebie, jest zafascynowany malarzem i jego twórczością. Jak już wspominałam, spędza godziny w jego domu i pracowni, obserwując, jak maluje, i słuchając rozmów o sztuce toczonych z wyimaginowanym Baltazarem. Chłopiec jest w potrzasku, bo ojciec próbuje uczynić z niego swojego szpiega: ma donosić, czy malarz rzeczywiście przestrzega zakazu. Konflikt pomiędzy surowymi rodzicami, szczególnie ojcem, obowiązkowym wyznawcą panującego w Niemczech porządku, a ich dziećmi Siggim, Hilką, która już po wojnie pozuje Nansenowi do jednego z obrazów, i Kaasem, który nie chce służyć w wojsku i dlatego okalecza się a potem wielokrotnie ucieka, stanowi istotny problem tej powieści. Gertruda i Jens uważają, że ich dzieci okryły się hańbą, szczególnie Kaas, dlatego ojciec nie zawaha się go zadenuncjować (spełnia przecież swój obowiązek), a po latach wyrzuci z domu. Hilka i Siggi świadomi, że rodziców wymienić nie można, chociaż najchętniej tak by zrobili, marzą o tym, aby wyjechać, odciąć się od domu rodzinnego. Ale jak się okazuje, nawet jeśli się to uda, to i tak nie można zapomnieć. Paradoksalnie więc pobyt w ośrodku dla trudnej młodzieży jest dla Siggiego wybawieniem. Dokąd ma pójść, kiedy znowu będzie wolny? To pytanie sobie zadaje.
Mimo że znaczna część akcji tej powieści toczy się w latach wojny, to jej okropności w zasadzie omijają ten nadmorski zakątek. Do Siggiego docierają tylko echa wojennych zdarzeń. Wieczorem obowiązuje zaciemnienie, czasem przelatują brytyjskie samoloty, mówi się o zestrzelonych spadochroniarzach, mąż sąsiadki tkwi gdzieś pod oblężonym Leningradem. Nie ma wystrzałów, frontu, łapanek, tortur, kwestii żydowskiej. A zakończenie wojny opisane jest wręcz groteskowo. Ale mimo że prawie nieobecna wojna powoduje moralne konflikty, rozpad więzi rodzinnych i przyjacielskich, upadek, ale i niezłomność. Jest probierzem: teraz widać, kto jest cichym bohaterem, a kto w imię obowiązku poświęci syna i przyjaciela. Nie dzieje się nic nadzwyczajnego, wszystko jest takie banalne, małe, ale w tej codzienności rozgrywają się dramaty, wprawdzie nie o wymiarze historycznym, lecz ludzkim, zwyczajnym. Ta powieść pokazuje, jak możliwe jest zło, jak się rodzi z poczucia obowiązku, ze ślepego wykonywania rozkazów, z bezmyślności. Jens nie widzi nic zdrożnego w tym, co robi. Gdyby znalazł się w innym miejscu, bez mrugnięcia powieką spełniałby inne obowiązki: torturował, rozstrzeliwał, nadzorował transporty jadące do Auschwitz, wpychał Żydów do komór gazowych. Tutaj tylko pilnuje zakazu malowania, konfiskuje obrazy i ściga własnego syna.
Mimo urody zrekonstruowanego świata to powieść gorzka. Pokolenie rodziców odpowiedzialne za faszyzm i wojnę, po krótkiej kwarantannie wraca do swoich obowiązków, a pokolenie ich dzieci skrzywione przez wojenne dzieciństwo trafia do ośrodków dla trudnej młodzieży, jak Siggi czy jego kolega z pokoju, Kurt, specjalizujący się w aktach przemocy. Z drugiej jednak strony to powieść mądrze optymistyczna. Taka jest lekcja, jakiej udziela zrozpaczonemu Siggiemu malarz Nansen. Niczego nie tracimy bezpowrotnie, bo to, czego dokonaliśmy, co zgromadziliśmy, nawet utracone, pozostawia w nas jakiś ślad. Cóż, w życiu od czasu do czasu coś tracimy i nie pozostaje nam nic innego, jak pogodzić się z tym. Zawsze możemy zacząć od nowa. Jak malarz, który zdaje się ze stoickim spokojem przyjmować wyroki losu i dalej robi swoje.
Warto zadać sobie trud i poszukać "Lekcji niemieckiego", a potem zanurzyć się w świecie wykreowanym przez Siegfrida Lenza. Namawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz