"Najtrudniej jest spotkać Lilit" Anki Grupińskiej - książka niezwykle ciekawa!

Tak jak nieszczęścia chodzą parami, tak czasem i inne zdarzenia układają się w pewien ciąg. Tak było i tym razem. Kilka dni po obejrzeniu "Oczu szeroko otwartych" (pisałam tu o tym poruszajacym i ciekawym filmie) znalazłam w księgarni książkę, o której kiedyś słyszałam, ale wtedy jakoś się nią nie zainteresowałam: "Najtrudniej jest spotkać Lilit" Anki Grupińskiej (Wydawnictwo Austeria 2008, wydanie trzecie poprawione i uzupełnione; pierwsze ukazało się w 1999 roku). Na okładce można przeczytać, że są to rozmowy z chasydkami, czyli żonami chasydów mieszkajacych w Izraelu. Nie do końca jest to ścisła informacja, bo nie ma tu rozmów - wywiadów (ja tego się właśnie spodziewałam), lecz raczej relacja z licznych spotkań z kobietami.  Te spotkania-rozmowy ułożone są tematycznie, dlatego niektóre bohaterki spotykamy kilkakrotnie. To jednak zaleta, a nie wada tej książki. Trzy pierwsze rozdziały opowiadają o sytuacji religijnej we współczesnym Izraelu, o tym, czym właściwie jest ortodoksja i jak to pojęcie ewoluuje oraz o powstawaniu dworów chasydzkich. Dwa ostatnie to uzupełnienia, zwrócenie uwagi na te grupy Żydów, które nie mieszczą się w religijnym mainstrimie. Książka jest po prostu świetnym, przystępnie napisanym wykładem o religijności współczesnych izraelskich Żydów, szczególnie tych ultraortodoksyjnych i ortodoksyjnych, z pewnymi wycieczkami do Stanów i w przeszłość. A z autorką zetknęłam się jakiś czas temu, słuchając jej arcyciekawych audycji "O Polakach i tych innych"  na podobne tematy w radiu TOKFM. Niestety cykl się skończył.

Muszę ze wstydem wyznać, że książka Grupińskiej to dla mnie jak odkrycie nieznanego lądu. Co dotąd wiedziałam o Żydach ortodoksyjnych, chasydach? Same powierzchowności. Po prostu to ci najbardziej religijni z religijnych, wyróżniający się strojem, skrupulatnie przestrzegający religijnych zasad. Tak mniej więcej myślałam. Błąd tkwi już w myleniu pojęć. Otóż dziś Żyd ortodoksyjny i chasyd to nie to samo. Kiedyś można było te pojęcia utożsamiać, współcześnie już nie. Kim zatem są chasydzi? Przede wszystkim  pojęcie dotyczy tylko części Żydów aszkenazyjskich. To rzeczywiście grupa najbardziej religijna, żyjąca w swoim zamkniętym świecie. Szczególnie dziś w Izraelu szczelnie odgradzają się od znacznie liczniejszego świata Żydów niereligijnych czy też wierzących niepraktykujących lub praktykujących okazjonalnie (wykorzystuję  tu pojęcia używane na określenie katolickiej czy chrześcijańskiej religijności). Grupują się w tak zwanych dworach (Grupińska używa też nazwy rebustwo stworzonej od rebego), na czele których stoi rebe, wielki autorytet, znawca Tory, Talmudu i halachy (prawa religijne). Każda taka grupa ma swoją synagogę, swoje szkoły religijne i swoją mykwę. Dwory chasydzkie stale ewoluują: jedne zanikają, inne powstają, a najczęściej po śmierci rebego, jeśli nie ma wyznaczonego następcy, dochodzi do podziału.  Mieszkają w swoich dzielnicach, ich dzieci kształcą się w szkołach religijnych, gdzie świeckie przedmioty ograniczone są do niezbędnego minimum, nie studiują, często używają jidysz (bywa, że hebrajskiego uczą się dopiero w szkole). Oczywiście ściśle wypełniają wszystkie religijne zasady i nakazy, świętują szabat, przestrzegają koszerności (to pojęcie nie dotyczy tylko jedzenia, np. telefon komórkowy też może być koszerny lub nie) i czystości rodzinnej, czyli wszelkich praw seksualnych między małżonkami, wyróżniają się strojem, we wszystkim słuchają swojego rebego, nie czytają niereligijnych książek, nie oglądają telewizji, nie chodzą do kina i tak dalej, i tak dalej. Nie sposób tu wymienić wszystkich cech tej społeczności.  Mężczyźni zajmują się głównie studiowaniem Tory w jesziwach czy innych szkołach religijnych. Wielu z nich z tego powodu nie pracuje. Z czego żyją, jak utrzymują swoje liczne rodziny (chasydzi mają zwykle ponad dziesięcioro dzieci)?

I tu wkraczamy na obszar, który głównie interesuje Grupińską, czyli kobieta w świecie chasydów. Otóż cały ciężar utrzymania rodziny, wychowywania dzieci, prowadzenia domu spada  w tym świecie przede wszystkim na kobiety. To one oprócz zajmowania się domem muszą dorabiać, aby utrzymać liczną rodzinę. Czym się zajmują? Pracują w szkołach religijnych, jako sekretarki w różnych chasydzkich instytucjach, ale przede wszystkim dorabiają, wykonując jakieś drobne prace rękodzielnicze. Mężczyźni, o ile nie pracują (a jeśli pracują to zawsze jest to praca w dzielnicach chasydzkich), otrzymują niewielkie stypendium ze szkoły religijnej. Nic więc dziwnego, że większość rodzin chasydzkich żyje bardzo skromnie, ledwo wiążąc koniec z końcem i gdyby nie liczne istytucje pomocowe popadłyby w nędzę. Kobieta w tym świecie sprowadzona jest do roli matki wychowującej religijnych Żydów i tej, która służy mężczyźnie. Dzięki niej on może studiować Torę (mąż religijny i uczony w Torze to marzenie większości dziewcząt chasydzkich). Jej zadaniem jest jeszcze prowadzenie religijnego domu. Żadnych pytań, żadnych wątpliwości. Najczęściej w rozmowach z Grupińską powtarza się stwierdzenie: ja nie muszę wiedzieć, wystarczy, że wie mój mąż (mąż z kolei jeśli nie wie, pyta rebego; ten decyduje często o wszystkim, nawet o imieniu dziecka). Dziewczęta w tym świecie od początku przygotowywane są do takiej roli i nie wyobrażają sobie innego życia, choćby dlatego, że go po prostu nie znają. Temu służy całkowite odcięcie od świata Żydow niereligijnych. Oczywiście, jak bywa w takich zamkniętych grupach, te kobiety są szczęśliwe, bo szczęściem dla nich jest właśnie takie życie: zgodne z nakazami religii i społeczności. Grupińska często stara się swoimi pytaniami prowokować, wzbudzać wątpliwości, pytać o prawa kobiety, o to, czego naprawdę chcą. Ale najczęściej bez skutku, natrafia na mur niezrozumienia, obojętności lub ucieczkę.

Oczywiście ponieważ spotyka się z różnymi kobietami, rozmawia też z takimi, które są gdzieś na pograniczu lub takimi, które ten świat opuściły. Te bywają bardzo krytyczne, chociaż nie wszystkie. Co im przeszkadza? Zamknięcie, brak i niesamodzielność poglądów (nie tylko kobiet, ale i mężczyzn; nie trzeba myśleć, roztrząsać, rozważać, wystarczy ściśle podążać za ustawionymi drogowskazami; ktoś kiedyś pomyślał za ciebie), całkowite poddanie mężczyźnie i społeczności, niemożność kształcenia, zdobywania świeckich zawodów. Mówią też o tym, jak przeszkadzały im niektóre religijne nakazy. Tu szczególnie częśto wymieniają chodzenie do mykwy, które jest dla kobiety z wielu względów wyjątkowo upokarzające (rzeczywiście opis  obowiązującej tam procedury wzbudza dreszcz obrzydzenia). O tym, że nie lubią tam chodzić, wspominają też niektóre chasydki.

Nie sposób w tej notce napisać o wszystkim, nie chodzi też przecież o streszczenie całości. Wspomnę więc jeszcze krótko, o czym jeszcze pisze Grupińska. Przede wszystkim porządkuje wiadomości na temat świata żydowskiego: pisze o sefardyjczykach, askenazyjczykach, mitnagedach, asymilacji, synagodze reformowanej i konserwatywnej. Pokazuje różnice między sytuacją społeczności żydowskiej w USA i w Izraelu. Pisze o tym, jak było kiedyś np.w Polsce (chasydzi nie izolowali się tak bardzo jak dziś w Izraelu, byli bardziej otwarci) i jak  jest dziś, a przede wszystkim, jak wszystko się zmienia (z jednej strony ten świat coraz bardziej się zamyka, z drugiej pewna ewolucja następuje: wielkim wyzwaniem jest internet). Sporo miejsca poświęca też różnicom między dworami chasydzkimi. Pokazuje różne odcienie religijności w Izraelu i w środowiskach żydowskich rozsianych po świecie. Zwraca uwagę na wzajemną niechęć chasydów i niereligijnych Żydów w Izraelu. Te dwie społeczności, mimo że żyją w jednym państwie, niewiele o sobie wiedzą i boją się siebie wzajemnie. Chasydzi uważają, że asymilacja i zeświecczenie to tragedia na miarę Holocaustu, natomiast środowiska niereligijne, że chasydzi stopniowo pozbawiają ich wszelkich praw, zamieniając Izrael w państwo religijne. Te obawy pewnie trochę wyolbrzymione nie są całkiem bezpodstawne, ponieważ ultraortodoksi mają znacznie więcej dzieci, potrzebują stale nowej ziemi na rozrastające się swoje dzielnice (w Jerozolimie procent chasydów stale wzrasta i wielu niereligijnych opuszcza miasto, twierdząc, że coraz trudniej w nim żyć). Wprawdzie Izrael nie jest państwem wyznaniowym, ale niektóre obszary życia podporządkowane są rabinom np. śluby, rozwody, pogrzeby, a chasydzi cieszą się licznymi przywilejami np.są zwolnieni z służby wojskowej. Jak wielkie są te obawy przekonałam się, czytając niedawno  wywiad z izraelskim poetą i psychologiem, wykładowcą uniwersytetu w Hajfie Zviką Szternfeldem (Gazeta Wyborcza z 11-12 września "Izrael. Wielki strach").

Znakomita, świetnie napisana, arcyciekawa książka. Polecam.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty