Hrebejek zwodzi widza i myli tropy. Jego film zapowiada się na małżeńską tragedię. Poważnie chora Lucie dostaje dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra: guz, który jej wycięto, nie okazał się złośliwy, jest wyleczona. Zła: Ludek, jej mąż, nie zakończył romansu z Radką, koleżanką z pracy, o czym postanowił żonę poinformować, kiedy tylko dowiedział się, że będzie zdrowa. W tym momencie poczułam się rozczarowana, bo historia opowiadana w tonacji całkowicie poważnej zapowiadała się banalnie. Szybko jednak, jak to w życiu bywa, okazało się, że nieszczęścia chodzą stadami. Przed Lucie i jej rodzicami, Janą i Pavlem, staje poważniejsze wyzwanie. Nagle z niebytu wyciągnięta zostaje teczka Pavla, który dotąd cieszył się nieposzlakowaną opinią represjowanego opozycjonisty, i rozpętuje się rodzinne piekło. Bo Hrebejek skupia się na rodzinie. Pokazuje, jakie reperkusje wśród najbliższych wywoła wiadomość o donoszeniu na przyjaciela. Nagle choroba i zdrada męża są niczym w porównaniu z wiadomością, że nieskazitelny ojciec, człowiek szanowany, autorytet, ma drugie oblicze. A zła wiadomość goni jeszcze gorszą, to wcale nie koniec. Najgorsze dopiero przed Lucie.
Nikt tu nie jest bez winy, każdy coś wyparł z pamięci, każdy coś ukrywa. Pavel, Jana i Borek, każda z osób dramatu inaczej zapamiętała tamte dramatyczne wydarzenia i po wysłuchaniu ich sprzecznych relacji trudno rozstrzygnąć, kto miał rację. Dostrzegają swoją winę, ale jednocześnie starają się usprawiedliwić. Najchętniej zapomnieliby o swojej przeszłości, zakopali ją głęboko, w końcu wszystko się jakoś ułożyło, a Borek, ten, który jest ofiarą i na pozór wydaje się bez winy, na emigracji osiągnął artystyczny sukces i życiową harmonię. Jak sam przyznaje, gdyby został w kraju, byłby nikim. A Pavel i Jana odkupili swoją winę późniejszą bezkompromisową opozycyjną działalnością.
Tak jest teraz, ale nie sposób uciec od przeszłości. Pavel donosił na przyjaciela, wykorzystując słabość rywala. Dzięki temu zdobył Janę. Nigdy nie potrafił przyznać się do winy, wolał zapomnieć. W tym kontekście dobre rady udzielane wnuczce i słowa o ciążących wyrzutach sumienia, kiedy ukryjemy prawdę, brzmią nieszczerze. Janie pewnie wygodniej było udawać, że nie wie, co zdarzyło się naprawdę. To ona była sprężyną historii, to ona zostawiła Borka. Do tego stopnia zakłamje albo wypiera przeszłość, że wydaje się już sama nie wiedzieć, kto jest ojcem Lucie. A Borek, pokrzywdzony: opuszczony przez Janę, zdradzony przez przyjaciela, więziony, przypalany papierosami, zmuszony do emigracji. Czy jest bez skazy? Też nie. Dlaczego tak łatwo uwierzył ludziom, którzy przypalali go papierosami, że Lucie jest córką Pavla a nie jego? Dlaczego potem nie szukal z nią kontaktu? Może tak mu było wygodnie, jemu, artyście? A Jana? Kto kogo porzucił? Borek ją czy ona jego? Ich relacje są sprzeczne. Czy wybrała Pavla, bo tylko on pomógł jej w tej beznadziejnej sytuacji czy po prostu skorzystała z okazji, by wrócić do dawnego chłopaka? Wróciła z miłości, bezradności czy wyrachowania, do którego pchnął ją instynkt matki, która musi zapewnic byt swojemu dziecku? Nie sposób rozwiązać ten gordyjski węzeł i tylko wina Pavla, mimo że umniejszana przez niego i Janę, wydaje się bezsporna.
Każde z nich inaczej reaguje, kiedy bomba wybucha. Pavel spokojny i melancholijny, zaprzecza wszystkiemu i umniejsza swoją winę, długo nie chce się przyznać i przeprosić. Jana histerycznie. Broni nie tylko męża i siebie, ale i córkę. Za wszelką cenę chce uchronić ją przed prawdą, ale to jest już niemożliwe. Tylko Borek, który nie ma sobie nic do zarzucenia, potrafił pogodzić się z przeszłością i przebaczyć. Osiagnął harmonię i wydaje się być szczęśliwy i spełniony. Kiedy patrzę na jego spokojny, ciepły uśmiech, bezpretensjonalne zachowanie pozbawione zajadłości, wierzę mu.
Ten film dotyka spraw trudnych, tragicznych i bolesnych w sposób spokojny i ciepły. Podkreśla to barwa i tonacja zdjęć: złotych, wiejskich krajobrazów, miłych wnętrz i jesiennej, słonecznej Szwecji. Reżyser oddaje głos każdemu bohaterowi dramatu i żadnego nie skreśla. Paradoks polega na tym, że mimo iż u zarania tkwiło zło, wszystko obróciło się na dobre. O Borku już pisałam. Ale jest jeszcze Lucie, która po burzy odnajduje spokój. Może dlatego że ona jedna nie boi skonfrontować się z przeszłością? Poznaje prawdziwego ojca i wybacza Janie i Pavlovi. Dzięki temu może zapomnieć o chorobie i mężu łajdaku. Ciepła i spokoju jest chyba jednak trochę za dużo. Już samo przyznanie się Pavla do winy może wydawać się mało prawdopodobne, choćby ze względu na okoliczności, jakie wybrał. Jeszcze mniej prawdopodobna jest reakcja zgromadzonych: jednomyślnie pozytywna (niestety jak z hollywoodzkiego filmu). A zakończenie? Sielankowa zgoda? Czy jest możliwa? Być może po jakimś czasie, ale tak szybko?
I na koniec, żeby nie było za słodko, jeszcze o czarnych charakterach. Dla mnie to Kafka i Ludek. Dlaczego Kafka to jasne. Cyniczny, pozbawiony wyrzutów sumienia ubek, który spokojnym, pewnym siebie głosem opowiada o wydarzeniach z przeszłości, punktując ludzką słabość i nie mając dla niej odrobiny zrozumienia. Kulturalny starszy pan za nic nie czuje się odpowiedzialny i nie dostrzega, że to on i system, który reprezentował, wydobywali z ludzi wszystko, co najgorsze. Otoczony liczną rodziną świętuje swoje urodziny. Tą gorzką, ale jakże prawdziwą pointą kończy się ten film.
A Ludek? Dla mnie to typ odrażający, nawet jego kochanka Radka z czasem zyskuje ludzką twarz, on nie. Nagle kiedy Lucie na jego cyniczną i bezczelną szczerość pozbawioną poczucia winy reaguje nie tak, jakby sobie życzył, wychodzi cała jego małość i wszystkie kompleksy, które żywi wobec jej rodziców. Wyznanie prawdy byłoby szlachetne, ale jest w tym, jak robią to Ludek i Radka, coś fałszywego. Może dlatego że wyczuwamy poczucie wyższości, kiedy udzielają Lucie dobrych rad. To, co Ludek robi później, robi z niskich pobudek. Kierowany ślepą nienawiścią chce zniszczyć teścia i jego żonę. Cieszy go ich upadek. W końcu zostaje sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz