"Jej droga" Jasmili Zbanic

Kto nie przeszedł obojętnie obok "Grbavicy", poprzedniego filmu Jasmili Zbanic, ten na pewno wybierze się na "Jej drogę", najnowsze dzieło reżyserki z Sarajewa. Tym razem akcja również dotyka aktualnych problemów jej rodzinnego kraju. Wojna, o której nie sposób zapomnieć, pojawia się w tle, a tematem jest budzenie się na nowo świadomości islamskiej. Wszyscy bohaterowie tego filmu są muzułmanami, ale co to właściwie znaczy być muzułmaninem dziś w Sarajewie? Na te pytania muszą odpowiedzieć sobie Luna i Amar. Koniecznie trzeba wybrać się do kina. A kto już był, może przeczytać ciąg dalszy.

To film o sytuacji bez wyjścia. Każda decyzja, jaką podejmie Luna będzie zła. A właściwie czy ma jakikolwiek wybór? Czy może postąpić inaczej? Jak Amar wyobraża sobie ich wspólne życie? O tym nie rozmawiają, ale wydaje się oczywiste, że jeśli Luna zdecyduje się zostać z człowiekiem, którego kocha i z którym mieszka już kilka lat, będzie musiała wziąć z nim ślub w meczecie i żyć  tak jak kobiety, które spotkała w obozie nad jeziorem, gdzie Amar dostał pracę. Czy można się dziwić, że dla samodzielnej Luny, która pracuje jako stewardesa, wiedzie życie takie jak miliony kobiet w Europie, perspektywa założenia burki jest niemożliwa do przyjęcia? Jej świat nagle, za sprawą przypadkowego spotkania, zaczyna się walić. Początkowo chyba nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji, ma jeszcze nadzieję, że wspólne życie na dotychczasowych zasadach będzie możliwe. Szybko jednak okaże się, że nie. Amar powoli zaczyna się zmieniać. Początkowo to tylko spotkania w meczecie, potem religia zaczyna wkraczać w ich życie, wreszcie z gorliwością neofity krytykuje i poucza krewnych Luny, jak powinni żyć. To, co dotąd było dozwolone, nagle staje się grzechem: życie bez ślubu, seks przed ślubem, pocałunki, dyskoteka. Wszystkie nieszczęścia i te osobiste, i te które spotkały muzułmanów w czasie wojny, można łatwo wytłumaczyć: ich przyczyną jest odwrócenie się od religii,  religijne zobojętnienie, religijność sprowadzona tylko do tradycji i rytuału.

Tragedia Luny i Amara polega na tym, że zmiana przyszła nagle, w trakcie ich związku. Dotąd prowadzili podobne życie, wyznawali te same zasady, nie kierując się na co dzień wskazaniami religii. Owszem, byli muzułmanami, o czym boleśnie przekonali się w czasie wojny, ale muzułmanami niepraktykującymi. Wiedli życie ludzi Zachodu: praca, wolny związek, starania o dziecko, spotkania z przyjaciółmi, rozrywki. Trudno jednak powiedzieć, żeby ich życie, a szczególnie życie Luny, było puste. Poznajemy ją jako osobę poważną, odpowiedzialną. Martwi się o Amara, który nie może poradzić sobie z nałogiem, troszczy o babcię, pragnie dziecka. Z ich dwojga to Luna bardziej przywiązana była do religijnej tradycji, być może dlatego, aby sprawić przyjemność babci, a może ważne były dla niej rodzinne spotkania z okazji muzulmańskich swiąt. Dotąd  Amara nudziły te rodzinne spędy, teraz wytyka krewnym Luny, że świętują w domu, a nie w meczecie i piją alkohol. W obecnych okolicznościach ich spotkanie byłoby po prostu niemożliwe, ale ponieważ ich związek trwa już  kilka lat, muszą go na nowo zdefiniować i chyba początkowo nie rozumieją, że wspólna droga będzie niemożliwa. Bo kto ma ustąpić i czy w sprawach wiary, światopoglądu ustąpić można? Czy możliwy jest jakiś kompromis? Wydaje się, że nie. Czy może ustąpić Luna, skoro uświadamia sobie, że nie wierzy? Z goryczą pyta Amara, gdzie był Bóg, kiedy Serbowie zastrzelili na jej oczach rodziców, a ona prosiła Go o ich ocalenie. Czy można żądać od Amara, aby porzucił wiarę, która nagle staje się dla niego tak ważna? Wypełnia pustkę w jego życiu, nadaje mu sens, pozwala zerwać z nałogiem i uporządkować świat. Ja wyjścia nie widzę. Decyzja Luny, chociaż okupiona cierpieniem, wydaje mi się jedyną możliwą. tym bardziej, że to ona musiałaby całkowicie zmienić swoje życie i nie chodzi tylko o włożenie burki. Niestety nic tu nie pomogą nawet najprawdziwsze słowa o miłości. W tej sytuacji uczucie nie wystarczy, aby znieść barierę, która ich odgrodziła.

Zbanic pokazuje w swoim filmie współczesne Sarajewo, które przynajmniej powierzchownie wylizało się z wojennych ran. W centrum niczym nie różni się od świata Zachodu: kawiarnie, gwarne ulice, modnie ubrane dziewczyny, kluby i dyskoteki, gwiazdy telewizyjne. Tutaj świat muzułmański  nie jest widoczny. Nie widać kobiet w burkach, meczetów, modlących się mężczyzn. To wszystko ukrywa się gdzieś na uboczu: na odrapanym sarajewskim osiedlu, w górach. Te dwa światy pełne są wzajemnych uprzedzeń. Patrzą na siebie przez pryzmat stereotypów. Muzułmanie, wahabici (fundamentalistyczny odłam islamu), postrzegani są jako niebezpieczni mordercy i terroryści. I Luna i jej przyjaciółka uważają, że zrobią Amarowi pranie mózgu. I z ich punktu widzenia tak się dzieje. Amar zachowuje się ostatnio dziwnie, mówią. Luna od początku jest niechętna jego nowej pracy i związanemu z nią wyjazdowi. Niestety jej obawy sprawdziły się. Z kolei w oczach praktykujących muzułmanów ich niereligijni pobratymcy wiodą życie puste, bez wartości. Kobiety nie chcą mieć dzieci. I to kolejny stereotyp, bo Luna usilnie stara się o dziecko. Kiedy szczelnie zasłonięta  muzułmanka, w zaciszu namiotu, do którego wstęp mają tylko kobiety, ściąga czador i odsłania swoje piękne, rude włosy, Luna, a z nią i ja, przeżywa chwilę zaskoczenia. Czego się spodziewałyśmy? Jakiejś brzyduli? Ta kobieta ukryta pod burką i czadorem prowadzi samochód, pomstuje na źle prowadzących kierowców, ale jednocześnie wygłasza swoje krytyczne opinie o kobietach Zachodu. Godzi się też na wielożeństwo, zabronione przez prawo cywilne, ale nie boskie. I to jedna z tych granic, które trudno przekroczyć. Ta kropla przelała czarę goryczy. To w tym momencie, w meczecie Luna, która staje się przypadkowym świadkiem tego ślubu, podejmuje decyzję.

I jeszcze słów kilka o wojnie, która tym razem nie stanowi centralnego tematu filmu Jasmili Zbanic, ale jest gdzieś w tle. Prawie wszyscy bohaterowie przez wojnę zostali okaleczeni, wpędzeni w mniejsze i większe traumy. Luna straciła rodziców. Jej rodzina, dziadkowie musieli opuścić rodzinne strony, za którymi nadal tęsknią. I wprawdzie potem odzyskali swoje domy, ale woleli je sprzedać Serbom, bo trudno żyć w miejscu, gdzie doznało się tyle złego i gdzie żyją oprawcy ( O tym można przeczytać w znakomitym reportażu Tochmana "Jakbyś kamień jadła", o którym pisałam.). Amar walczył, stracił ojca i brata, który był bohaterem i to bohaterstwo doprowadziło go do śmierci. Nadal trudno mu się z tamtych przeżyć otrząsnąć, stąd być może alkoholizm, w który popadł. Stale użala się nad sobą, czego dość już mają jego przyjaciele. Może tylko kolega z oddziału jest w stanie go zrozumieć? Czy jest jakaś nadzieja dla tego pogruchotanego świata, który tylko z wierzchu wylizał swoje rany? Religia? Ale ta religia, jeśli przerodzi się w fanatyzm (a pewne sygnały w filmie się pojawiają), łatwo doprowadzi do kolejnego nieszczęścia. A może dzieci, nowe pokolenia? Dziewczynka, która wraz z rodzicami mieszka w domu rodzinnym Luny, nie wie nic o okrucieństwie, które się tu wydarzyło, i Luna jej tej wiedzy oszczędza. Głaszcze ją tylko po głowie. W geście pojednania? litości? Cóż winne jest dziecko? Ale, jak dobrze wiemy, niepamięć, niewiedza, życie w nieświadomości też problemu nie rozwiązują.

Smutny, melancholijny, poważny (także w nastroju) film.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty