Sabina Jakubowska "Akuszerki"

O powieści Sabiny Jakubowskiej "Akuszerki" (Grupa Wydawnicza

Relacja 2022) zrobiło się głośno w momencie premiery. Znakomite recenzje, nominacje do Nike i Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza (debiuty). A ponieważ na książkę w bibliotece nadal czeka się w kolejce, należy przypuszczać, że cieszy się także uznaniem czytelniczek, pewnie przede wszystkim, no i może czytelników. 

Trudno się dziwić, aby było inaczej! Bo kto, tak jak ja, mimo mód literackich, mimo wszelakich postmodernizmów i innych izmów lubi przeczytać porządną, grubą, po bożemu napisaną powieść, a do tego sagę rodzinną, ten prawdopodobnie zachwyci się "Akuszerkami". Chociaż uprzedzam - nie jest to lektura lekka łatwa i przyjemna. Akcja nie gna, są opisy, bardzo głębokie portrety bohaterek, nie niesie łatwego pocieszenia, nie stroni od dramatycznych wydarzeń, losy bohaterów nie są usłane różami, choćby dlatego, że przeczołgała ich Historia, a do tego dużo tu fizjologii, co może odstręczać niektóre czytelniczki, a zwłaszcza czytelników. Wszak tytuł nie jest przypadkowy. Chociaż nie lubię takich porównań, to ja "Akuszerki" postawiłabym na półce obok moich ulubionych "Nocy i dni" Marii Dąbrowskiej. Jeśli tym zestawieniem odstręczyłam kogoś od lektury powieści Sabiny Jakubowskiej, wiem, wiem, że saga Marii Dąbrowskiej uznawana jest przez wielu za ramotę, to pragnę zaznaczyć, że "Akuszerki" to jednak wersja 2.0.  Aż dziwne że ta klasyczna książka znalazła też uznanie krytyczek i krytyków. Takie to niedzisiejsze w czasach, kiedy raczej sięga się po krótsze formy, ceni literacki eksperyment i uwielbia babrać we wszelkich autofikcjach. 

Tymczasem mną powieść Sabiny Jakubowskiej zawładnęła całkowicie, wchodziłam w wykreowany przez nią świat całą sobą, czytałam w każdej wolnej chwili i siedemset stron większego formatu połknęłam w półtora tygodnia, a przecież w  tym czasie normalnie pracowałam. Kiedy skończyłam, przeżyłam syndrom odstawienia - zrobiło mi się smutno i dziwnie, kiedy po powrocie do domu nie mogłam się już zanurzyć w jadownickim świecie. 

Użyłam tu słów wykreowany świat, tymczasem to nie do końca prawda. Chociaż główną bohaterkę, Franciszkę Diabelec-Dadejową, i wiele innych postaci, zawdzięczamy wyobraźni autorki, to przecież świat tej powieści bardzo mocno został osadzony w rzeczywistości historycznej. Już miejsce jest prawdziwe - wieś Jadowniki obok Brzeska. Na wyklejkach książki znajduje się mapka obu miejscowości. (Uwielbiam mapy!) Tak, tak, Sabina Jakubowska jest związana z Jadownikami. Stamtąd pochodzą jej przodkowie, tam wrócili jej rodzice, kiedy była dzieckiem, tam nadal mieszka. Anna Czernecka, położna, jedna z drugoplanowych bohaterek, to jej prababka. I nie jest to jedyna postać prawdziwa w tej książce. Na końcu znajdziemy spis osób rzeczywistych. A liczne zapiski dotyczące przebiegu porodu, opieki nad rodzącą kobietą i jej dzieckiem, czyhających na nich zagrożeń, które w powieści pochodzą z zeszytu Franciszki, w rzeczywistości są cytatami z takiego samego zeszytu Anny Czerneckiej, prababki autorki.  Sama autorka jest doulą, czyli osobą, która towarzyszy kobiecie w czasie porodu. Sabina Jakubowska interesuje się historią regionu, co widać w jej książce. Znajdziemy na kartach powieści sporo historycznych wydarzeń - wielki pożar Brzeska, powódź, pogromy Żydów, zdarzenia z czasów pierwszej i drugiej wojny światowej, ruch ludowy, kryzys z czasów Drugiej Rzeczpospolitej, epidemię tyfusu.

Akcja powieści zaczyna się w roku 1885, kończy w 1950. Główną bohaterką jest Franciszka, córka Reginy Perkowej, wiejskiej akuszerki. Poznajemy ją w momencie, kiedy rodzi swoje pierwsze dziecko. Ma wtedy osiemnaście lat. Ona też zostanie akuszerką, a potem dyplomowaną położną. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności będzie mogła skończyć Cesarsko-Królewską Szkołę Położnych w Krakowie. Szkoła też nie jest dziełem wyobraźni autorki, a nazwiska pracujących w niej profesorów, asystentów i położnych znajdziemy w wykazie postaci rzeczywistych, o którym wspominałam. Było dla mnie wielkim zaskoczeniem, że taka szkoła istniała, a jeszcze większym, że aby się w niej uczyć, nie trzeba było mieć świadectwa ukończenia szkoły. Wymagano oczywiście umiejętności czytania i pisania. 

Wielkim odkryciem był dla mnie świat wiejskich akuszerek i położnych. Jak już wspominałam, fizjologii jest w tej powieści bardzo dużo - opisy licznych porodów, cytaty z zeszytu Anny Czerneckiej, który powstał w czasie, kiedy uczyła się w krakowskiej szkole położnych. Te wiejskie akuszerki i położne to kobiety niezwykle silne. Dzięki zawodowi zdobywały w swojej społeczności niezwykłą pozycję. Dzieci rodziło się bardzo dużo, były potrzebne, miały ręce pełne roboty. Wykonywane zajęcie dawało im samodzielność - możliwość zarobkowania, chociaż nie zawsze za odebranie porodu dostawały pieniądze. Często płacono im w naturze - dostawały żywność, bo o to na wsi najłatwiej. Ale to jednocześnie zawód trudny, wymagający. Trzeba pomagać niezależnie od okoliczności, pory roku, dnia czy nocy, odległości. Nawet jeśli do porodu ktoś zawiezie, to często wracać położna musiała sama, bo mąż rodzącej zostawał przy żonie i dziecku. Bywało, że ledwo wróciła do domu i marzyła tylko o odpoczynku, a już wzywano ją do kolejnej kobiety. A przecież najczęściej sama miała dzieci i kilkakrotnie była w ciąży. Nawet wtedy pracowała. 

Chociaż z opowieści przebija zachwyt dla cudu narodzin, tkliwość i szczęście, to autorka nie ucieka od ciemnych stron tego zawodu. O zmęczeniu już wspominałam, ale są też rodziny, miejsca i okoliczności, których wolałoby się unikać. Franciszce często towarzyszy strach, bo nie wie, co ją może spotkać po drodze i na miejscu, albo obrzydzenie z powodu warunków, w jakich żyją kobiety, do których ją wezwano. Ciemną stroną tego zajęcia był alkohol. Położne i akuszerki zwyczajowo częstowano wódką i trudno było odmówić szczęśliwym rodzicom. Nikt nie pytał, czy są głodne, a często były, nikt nie proponował im jedzenia, za to proponowano wódkę. Alkohol był też lekarstwem na zmęczenie. Nieodłączną towarzyszką tego zawodu jest też Śmierć, tak właśnie pisana w tej powieści - z dużej litery. Często to wybawienie, dlatego Regina i Franciszka nazywają ją Łaskawością. Autorka pokazuje też, jak ten zawód z czasem zaczyna się zmieniać. Dwie córki Franciszki, też absolwentki tej samej szkoły, będą wolały pracować w szpitalu, jedna w Krakowie, druga w Brzesku. A to już zupełnie inny świat.

A poza tym, jak to w rodzinnej  sadze, dostajemy opowieść o ludzkich losach. O ich meandrach, o wielkiej miłości, ale i wielkim bólu. Bo bohaterka doświadcza w swoim życiu wszystkiego - ciężkiego losu wiejskiej dziewczyny wydanej za mąż za starszego od siebie, niekochanego mężczyznę, potem wielkiej miłości, radości macierzyństwa, ale i utraty, wielkiego cierpienia, upadku na samo dno, dostatku i biedy. Takie doświadczenia są wspólne dla wielu bohaterek i bohaterów tej powieści. Jak to w życiu. Autorka, jak już wspominałam, nie lukruje rzeczywistości. Akcja powieści toczy się w określonym czasie historycznym i trudno byłoby uwierzyć, że bohaterek i bohaterów nie dotykają nieszczęścia związane z wojnami i innymi tragicznymi wydarzeniami historycznymi. Takie jest życie, raz z górki, raz pod górkę. Wielu nie przeżyje zawirowań losu, a ci, którym się uda, będą musieli jakoś odbudować swoją codzienność, chociaż nie zawsze jest to łatwe. Czy to, że wszystko w końcu mija, że każda wojna, każdy pożar, każda powódź, każda epidemia kiedyś się kończą, niesie pocieszenie? Jakieś tak, ale wolałabym nie doświadczyć takich nieszczęść, jakie spadały na bohaterki i bohaterów tej powieści. Mnie szczególnie poruszyły fragmenty o epidemii tyfusu. 

Jest to wreszcie książka o życiu na wsi, o sile, jaką daje rodzina, a przede wszystkim o codzienności wiejskich kobiet. Jej uzupełnieniem na pewno mogą być "Chłopki" Joanny Kuciel-Frydryszak. Ta lektura wciąż przede mną. Wielką zaletą powieści są wspaniałe bohaterki, przede wszystkim Franciszka i jej matka Regina, no i sama ekscytująca historia, od której naprawdę trudno się oderwać.

Ja się w "Akuszerkach" zakochałam i polecam je gorąco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty