"Moja żona nie tańczy. Opowiadania wybrane" Tove Ditlevsen(Czarne 2022; przełożyła Iwona Zimnicka) to czwarta, tak, tak, czwarta, wydana w Polsce książka tej duńskiej pisarki, o której w bańce czytających zrobiło się głośno dopiero za sprawą Czarnego. Pierwsze w roku 2007 wyszły "Twarze" i nawet ja zapomniałam, że wygrzebałam tę informację, pisząc o jej poprzednich książkach. Właśnie sprawdziłam - bez problemu można ją dostać w bibliotece, więc pójdę za ciosem. Druga to "Ulica dzieciństwa", wydana przez Marpress w roku 2021, też przeszła bez echa, dopiero trzecia, "Trylogia kopenhaska", która ukazała się nakładem Czarnego rok później, narobiła szumu, zapewne dzięki sile przebicia wydawnictwa. Bo zapewniam, że "Ulicę dzieciństwa" miłośnicy Tove Ditlevsen też powinni przeczytać. Cóż, lepiej późno niż wcale albo do trzech razy sztuka - bardzo dobrze się stało, że dzięki Czarnemu zrobiło się o tej duńskiej pisarce, która zmarła w roku 1976, tak głośno.
"Moja żona nie tańczy" to, jak zaznaczono w podtytule, zbiór opowiadań. Pochodzą z kilku okresów twórczości pisarki. Z opowiadaniami mam zawsze kłopot, a już szczególnie tak krótkimi jak te. Przyznaję, nie jest to moja ulubiona forma, zdecydowanie wolę dłuższe i jeszcze jakiś czas temu niemal w ogóle opowiadań nie czytałam. Teraz to się zmieniło, chociaż coś, czyli najczęściej tematyka, musi mnie do nich przyciągnąć, abym sięgnęła po ich zbiór. Bo jak je czytać, zwłaszcza jeśli są takie króciutkie jak te, które pisała Tove Ditlevsen? Robić po każdym przerwę? Przejść od razu do kolejnego? A to kolejne to przecież nowe bohaterki i nowi bohaterowie, inny świat, inne problemy. Chociaż w wypadku tego zbioru jest jeden wspólny dominujący problem, o czym za chwilę. Właściwie przecież każde z nich mogłoby być zaczątkiem dłuższego opowiadania albo powieści. Tyle tu ludzkich historii! Cóż, nieprzypadkowo wybrałam tę książkę właśnie teraz, chociaż w moim czytniku leżała od dłuższego czasu - wiedziałam, że w najbliższym okresie będę musiała wykradać chwile poświęcone lekturze, więc takie króciutkie opowiadania były znakomite. Czytałam po jednym, dwa, czasem więcej. Może zresztą dobrze się złożyło, bo są bardzo przygnębiające i pochłaniane w większych dawkach mogłyby nieźle zdołować, a ja nie potrafię czytać dwóch książek jednocześnie, żeby zrobić sobie odskocznię. Zawsze kończy się to odłożeniem jednej i z nieznanych mi przyczyn potem bardzo trudno mi do niej wrócić.
Ale do rzeczy. Co łączy opowiadania Tove Ditlevsen? Wszystkie mówią o samotności, często też poczuciu pustki, wynikającej z braku porozumienia między bohaterkami i bohaterami. Tych pierwszych jest zresztą więcej. Stop! Może nie tyle więcej, ile są najczęściej na pierwszym planie. Bo wcale nierzadko jest tak, że sytuację oglądamy z punktu widzenia dwojga, jej i jego. W kilku jest to dziecko i rodzice. Te są szczególnie przejmujące. Bo bohaterki i bohaterowie Tove Ditlevsen milczą. Oczywiście nie w sposób dosłowny. Komunikują się ze sobą, ale są to rozmowy o sprawach codziennych. Milczą o tym, co czują, o co mają pretensje, o swoich pragnieniach i o tym, co ich boli, denerwuje. Egzystują w swoim zamkniętym świecie. Jakby każde z nich otoczone było niewidzialną bańką. Żyją razem, ale obok siebie, mijają się. To milczenie czyni ich życie trudnym, czasem nie do zniesienia, wręcz beznadziejnym, bo dopóki nie zaczną z sobą rozmawiać, dopóty tkwić będą w marazmie, emocjonalnej drętwocie, a rozmawiać nikt ich nie nauczył.
Potem wyminęła męża i weszła do niewielkiego salonu, z powrotem do tego, co przewidywalne, znośne, raz na zawsze ustalone.
W oczach bez wyrazu mieli wypisane małżeństwo i pracę biurową.
Bohaterki i bohaterowie rzadko przeżywają wielkie tragedie, niewiele tu fizycznej przemocy, za to mnóstwo psychicznej, zupełnie nieuświadamianej. Najczęściej dzielą ich oczekiwania, pragnienia. Skąd to milczenie? W dużej mierze ma korzenie w patriarchacie. Kobiety, mężczyźni i dzieci to tutaj osobne światy. Co z tego, że są razem - w sferze relacji niewiele z tego wynika. Mężczyźni zajęci swoimi sprawami, nie dostrzegają potrzeb swoich żon, kochanek, rzadziej partnerek. Zresztą, gdyby nawet dostrzegali, to i tak pewnie by się z nimi nie liczyli. Pracują, przynoszą do domu pieniądze, potem odpoczywają, usypiając nad gazetą, jeśli mają problemy, topią je w alkoholu, wyładowują wybuchami agresji. A kobiet nikt nie nauczył, aby mówić, czego chcą, co je boli. Wchodzą w przypisane im od dzieciństwa role żony, matki, a potem babci. Tak dzieje się z bohaterką opowiadania "Młoda kobieta zostaje babcią".
Słuchaj, mamo, teraz kiedy zostaniesz babcią, naprawdę musisz skończyć z byciem młodą dziewczyną.
Takie słowa słyszy od swojej córki, która oczekuje dziecka. Podobnie myśli jej mąż, przyszły dziadek.
Masz w sobie niesamowitą witalność. (...) Kobiety w twoim wieku zaczynają żyć jednak trochę spokojniej.
Podobnie widzi ją fryzjerka, do której zawsze chodzi. A ona odczuwa zamęt, raz chce być taka jak dotąd, raz wydaje jej się, że powinna dopasować się do tych oczekiwań. Zawsze od niej czegoś chcieli. Najpierw, żeby wyszła za mąż, potem, żeby była młoda, wręcz wciskali ją w młodość tak, jak teraz wciskają ją w babciowość. A ona nie wie, kim chciałaby być naprawdę. Umie być żoną, matką, kiedyś umiała być wnuczką, teraz sama będzie musiała nauczyć się być babcią, co ją przeraża, ale nie potrafi o tym powiedzieć. Czy się dostosuje? Nie ma tu zbuntowanych bohaterek.
Kobiety nie chcą być bez mężczyzny, bo będą postrzegane jako te gorsze. Tak je wychowano. Często małżeństwo jest ucieczką od ciężkiej, nisko płatnej pracy. Potem dopasowują się do tego, czego oczekują od nich ich partnerzy i są nieszczęśliwe.
(...) wieczorem weszły w małżeństwo tanecznym krokiem, a rano obudziły się z widokiem na ciągłe zmywanie i samotność w świecie istniejącym dzięki mężczyznom, lecz w którym one są zbędne.
Dlatego porzucenie jednego mężczyzny dla drugiego najczęściej niewiele w ich sytuacji zmienia. Za wszelką cenę starają się spełniać nowe oczekiwania.
Jego ciągła obecność wywróciła jej życie do góry nogami, bo w kobiecie głęboko zakorzenione jest przekonanie, że mąż ma wychodzić rano i wracać wieczorem.. Nie wiedziała, jak ma się zachowywać przy mężczyźnie, który całe dnie spędza w domu. Stał się dla niej obcy. Nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele, poza tym musiała trzymać dzieci z dala od niego, ponieważ go irytowały.
Wiedzą, że coś je uwiera, ale albo nie potrafią powiedzieć co, albo nie umieją się zbuntować. Boją się samotności. Zresztą mężczyźni też wchodzą w przypisywane im role, o czym już wspominałam. Jeśli nie potrafią im sprostać, rodzi się strach. Tak jest z bohaterem opowiadania "Lęk". Ale może jeszcze gorsza jest sytuacja dzieci. Dzieci, które ze względu na sytuację materialną albo pojawienie się młodszego rodzeństwa, musiały przejąć obowiązki dorosłych albo nawet wejść w ich rolę i troszczyć się o ich dobro. Innym bezpieczny świat zrujnowało rozstanie rodziców. Są bezradne, nic nie mogą zrobić. Pragnienie bliskości, ciepła, okazanego uczucia aż się z nich wylewa, ale boją się o tym mówić. Milczą i cierpią, udając, że wszystko jest w porządku. Trudno się zatem dziwić, że jako dorośli zachowują się podobnie.
Chyba największe wrażenie zrobiło na mnie opowiadanie "Dobry interes". O kobiecie porzuconej przez męża, która musi sprzedać dom, aby utrzymać siebie i troje dzieci. Czuje się bezradna, zmęczona, nie zna się na interesach, co bezwzględnie wykorzystują agent nieruchomości i jego klient. W to wszystko wpleciona jest jeszcze jedna kobieta, żona kupującego, która wkrótce sama zostanie matką. Z jednej strony współczuje tej obcej kobiecie. Z drugiej nie potrafi sprzeciwić się mężczyznom, chociaż wie, że wykorzystują podbramkową sytuację porzuconej żony. Z trzeciej cieszy się, bo dom jej się podoba. Jak to jest znakomicie rozegrane, jak subtelnie napisane!
Opowiadania Tove Ditlevsen są gęste, o każdym można by rozmawiać z osobna, analizować postawy bohaterek i bohaterów. Mimo tak małej objętości wchodzimy głęboko w ich osobowość, w ich wewnętrzny świat. Wiele dzieje się pomiędzy słowami. To naprawdę mistrzostwo. Najlepszym probierzem tego, jakie zrobiły na mnie wrażenie, jest łatwość, z jaką mi się o nich pisało, chociaż nie od razu po zamknięciu książki miałam czas, aby podzielić się tu moimi refleksjami. Pisząc, zupełnie nie musiałam zerkać do notatek, które robiłam, słowa same płynęły spod palców.
Mottem opowiadań Tove Ditlevsen mógłby być cytat z jednego z nich: Może wiele nieszczęść wynika stąd, że ludzie nie są zbyt zainteresowani tym, co się dzieje w kimś najbliższym. A zaczynając robić notatki po lekturze kilku pierwszych, napisałam: o życiu, co stale stawia nowe wymagania i nie daje spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz