Dionisios Sturis "Zachód słońca na Santorini. Ciemniejsza strona Grecji"

Ponieważ czytałam dwie poprzednie książki Dionisiosa Sturisa o

Grecji, "Grecja. Gorzkie pomarańcze" i "Nowe życie. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji", było oczywiste, że sięgnę po kolejną - "Zachód słońca na Santorini. Ciemniejsza strona Grecji" (Wydawnictwo Poznańskie 2021). Może słów kilka o autorze dla tych, którzy go nie znają. Tym bardziej, że informacje, jakie podam, są w tym przypadku istotne - tłumaczą jego zainteresowanie Grecją. Dionisios Sturis urodził się właśnie w tym kraju, jego matka była Polką, a ojciec Grekiem. Poznali się w Polsce, gdzie ojciec autora trafił jako dziecko w czasie greckiej wojny domowej. O tym, jak Polacy przyjęli uchodźców z Grecji, opowiada druga książka Dionisiosa Sturisa. Autor mieszkał w kraju swego urodzenia tylko dwa lata, bo matka od ojca uciekła, zabierając dzieci. Odtąd nie miał z nim kontaktu, ale ze swoją grecką rodziną, ciotkami, wujkami, kuzynami i kuzynkami, tak. To tłumaczy jego zainteresowanie ojczyzną przodków.

Historia z ojcem jest też ważna w kontekście najnowszej książki. Bo autor, podobnie jak w poprzednich tytułach, przeplata opowieść o swoich losach z tematem, którym się zajmuje. A trzeba przyznać, że ojciec, którego nie znał i z którym nie miał żadnego kontaktu, nieźle go urządził. Jak? Tego zdradzać nie będę. Ale kto obawia się, że to książka o historii rodzinnej, jest w błędzie. Opowieść osobista relacjonowana kawałek po kawałku, tak, aby wzbudzić ciekawość i zbudować napięcie, to tylko jej niewielka część, która przeplata się z innymi rozdziałami. 

Bo prawdziwym tematem "Zachodu słońca na Santorini" jest Złoty Świt, grecka partia nazistowska, która została uznana za organizację przestępczą i zdelegalizowana w roku 2020 w wyniku ogromnego procesu sądowego śledzonego z zapartym tchem przez Greków. Tak pisze o nich autor:

Wszędzie było widać ich wykrzywione w grymasie złości i zawodu twarze. twarze kryminalistów, którzy do niedawna udawali posłów, normalnych polityków, patriotów, "zaniepokojonych mieszkańców", dobroczyńców rozdających darmowe jedzenie, urządzających zbiórki krwi. 

To moment ogłaszania wyroku. Zanim jednak ta chwila nastąpiła, partia urosła w siłę, dostała się do parlamentu, a jej członkowie nieniepokojeni przez policję i władzę, a właściwie nawet za ich przyzwoleniem, atakowali wszystkich, którzy według nich nie wyglądali jak Grecy. Bili i dźgali nożami, jeśli tylko na pytanie Apo pu ise? (Kim jesteś?) otrzymywali niezadowalającą odpowiedź. A najczęściej było to pytanie retoryczne, bo kierowali je do tych, o których z góry wiedzieli, że Grekami nie są, gdyż zdradzał ich kolor skóry albo strój. Na swoim koncie mają morderstwa, pogromy, regularne polowania na imigrantów i podpalenie meczetu z uwięzionymi w środku ludźmi, którzy cudem i w ostatniej chwili zostali uratowani. Za czasów prawicowego premiera urządzano regularne łapanki (tak - łapanki) na tych, którzy nie wyglądali na Greków. W ciągu siedmiu miesięcy do więzień trafiło 85 tysięcy ludzi! To pokazuje, atmosferę, w której spokojnie mogli prowadzić swoją zbrodniczą działalność złociści. 

Niby o Złotym Świcie słyszałam, niby wiedziałam, że to partia faszystowska, między innymi dzięki korespondencjom samego Dionisiosa Sturisa przysyłanym do radia, kiedy jeszcze tam pracował, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak naprawdę wyglądała jej struktura, przestępcza działalność i jak wielkie były przyzwolenie i tolerancja policji oraz władz na ich wybryki. 

Pozostaje pytanie, dlaczego Złoty Świt zdobył tak wielkie wpływy w Grecji. Wypłynął na fali wielkiego greckiego krachu finansowego i kryzysu ekonomicznego - to jasne. Ale to nie tłumaczy wszystkiego. Podglebiem był stosunek Greków do greckości. Dopiero w 2010 roku próbowano zmienić zapisy w konstytucji obowiązujące od czasu jej uchwalenia, czyli od odzyskania przez Grecję niepodległości w roku 1821 (!), które stanowiły, że Grekiem jest tylko ten, kto ma grecką krew, czyli greckich rodziców. Nie liczyło się miejsce urodzenia, tym bardziej nic innego! Zapisy ostatecznie zmieniono nie w roku 2010, a kilka lat później, kiedy do władzy doszła lewicowa Siriza. Dlaczego? Bo sprawa obywatelstwa, jak wiele innych, wykorzystywana była przez polityków, kiedy chcieli namieszać i zyskać poklask. Autor poświęca sporo miejsca bardzo ciekawej i, nie ukrywam, właściwie nieznanej mi opowieści o tym, jak Grecja na początku XIX wieku walczyła o swoją niepodległość, jak kształtowało się nowe greckie państwo. Pisze także o mitach założycielskich tej nowej państwowości i dzisiejszej Grecji. Dlatego tak często wraca do pytania, które rozgrzewa Greków do czerwoności - czy zagrabione przez Brytyjczyków greckie zabytki, powinny wrócić do Grecji? To nie tylko jeden z mitów założycielskich, ale i narodowa trauma, stale podgrzewana.

Jest w tej książce coś jeszcze, co czytane dzisiaj budzi skojarzenia z sytuacją w Polsce i staje się wyrzutem sumienia, drzazgą, która nie daje spokoju i o której nie da się zapomnieć. To kwestia uchodźców. Szczególnie to podobieństwo widać teraz - czytamy w książce o wydarzeniach z roku 2020 na granicy grecko-tureckiej, kiedy to Erdogan robił to samo, co robi dziś Łukaszenka, a władze greckie reagowały podobnie jak dziś władze polskie. Ale nie zawsze tak było. Autor wspomina czasy, kiedy w obozie Moria na wyspie Lesbos panowały jeszcze przyzwoite warunki, nie było tłoku, a imigrantów obsługiwano szybko i wyruszali stamtąd w dalszą drogę do Aten, a potem dalej. Z czasem to miejsce stało się piekłem na ziemi, więzieniem, miejscem beznadziei. W końcu podpalony obóz spłonął. Kiedyś wobec uchodźców Grecy byli życzliwi, potem wkroczyła polityka - zaczęło się szczucie na przybyszów i w obliczu kryzysu tureckiego straszenie wojną. Wypisz wymaluj jak teraz w Polsce. Po raz kolejny nie mogę oprzeć się wrażeniu, jak wszystko się powtarza.

Zabierając się za "Zachód słońca na Santorini", nie spodziewałam się, że książka okaże się aż tak ciekawa i będzie tak bardzo rezonować z tym, co dzieje się dziś w naszym kraju. A przy tym jak zwykle jest znakomicie napisana. I, co dla mnie ważne, nie jest to po prostu zbiór reportaży, które wcześniej ukazywały się w prasie, ale przemyślana kompozycja stanowiąca jedną całość, a dzięki układowi rozdziałów trzymająca czytelnika w napięciu.

1 komentarz:

  1. Kręta ścieżka losu, zaprowadziła mnie do Grecji.
    Piękny kraj i ludzie wspaniali:
    https://edpleva.blogspot.com/2019/06/swiniopas.html

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty