Do książki amerykańskiego slawisty, a właściwie nawet polonisty, Romana Korepeckiego "Mickiewicz. Życie romantyka" (W.A.B. 2013; przełożyła Małgorzata Glasenapp) przymierzałam się już jakiś czas temu, ale dopiero niedawno przypomniałam sobie o niej ponownie dzięki poleceniu z cyklu pięć książek na weekend. Wiem, wiem, taka deklaracja może wydać się ekscentryczna, bo kto by czytał biografię poety - narodowego wieszcza kojarzącego się ze szkolną nudą. Wiadomo, Mickiewicz wielkim poetą był, ale jak zachwyca, kiedy nie zachwyca. Nawet bliska mi osoba czytająca rzeczy poważne, a nawet bardzo poważne, mocno się zdziwiła, kiedy powiedziałam jej, za jaką książkę aktualnie się wzięłam. Obawiam się, iż nie przekonały jej moje zapewnienia, że to bardzo ciekawe. Nie będę udawać, że rzucę się teraz do ponownej lektury ballad, "Dziadów", "Konrada Wallenroda" czy "Pana Tadeusza". Po pierwsze aż tak nie zachwyca, a po drugie już dawno wyleczyłam się z romantyzmu. Ale biografia to co innego - życie Mickiewicz miał fascynujące i w gruncie rzeczy tragiczne, o czym dobitnie przekonałam się dzięki książce Koropeckiego.
Jestem bardzo zadowolona, że w końcu zdecydowałam się na tę lekturę. No bo co wiemy o Mickiewiczu? Znamy parę faktów, które zostały nam w głowach z czasów szkolnej edukacji. Biografia pióra amerykańskiego polonisty pozwoliła mi pozbyć się nieprawdziwych przekonań, które, nie wiadomo skąd, tkwiły mi w głowie, uporządkować informacje i znacznie je poszerzyć. Stała się też przyczyną paru zdziwień. Co ważne, autor, Amerykanin, patrzy na Mickiewicza z odległej perspektywy, a takie spojrzenie z zewnątrz jest zawsze bardzo cenne. Wprawdzie już od licealnej lektury "Brązowników" Boya nie traktowałam naszego narodowego wieszcza z bałwochwalczym szacunkiem, ale minęło tyle czasu, że naprawdę niewiele z tej książki pamiętam. (Właśnie przed chwilą odkryłam, że bez trudu można kupić papierowe wydanie "Brązowników", a nawet ściągnąć jej elektroniczną wersję ze strony Wolnych Lektur.)
Czyta się biografię poety autorstwa Koropeckiego bardzo dobrze. Autor skupia się przede wszystkim na życiu pisarza. Nie analizuje utworów, raczej pokazuje ich wpływ na współczesnych Mickiewiczowi i ich recepcję. We wstępie do tego wydania tłumaczy, że przytaczane fakty historyczne polskiemu czytelnikowi mogą się wydać oczywiste, ale książka pisana była na rynek amerykański. Zupełnie nie przeszkadza to w lekturze. Przyznam, że moja wiedza historyczna jest mocno dziurawa i zdarzało się, że w czasie lektury szperałam w internecie, żeby jeszcze coś sprawdzić i doczytać.
Co szczególnie utkwiło mi w głowie po lekturze książki? Mnóstwo. Zwrócę uwagę na to, co najważniejsze. Korzenie poety i dzieciństwo spędzone w Nowogródku - niewielkie miałam na ten temat pojęcie. Ciekawe są informacje o porywczych stryjach i pochodzeniu rodziny - wiele na ten temat spekulacji, znacznie mniej faktów. Stosunkowo dużo wiedziałam o okresie studiów w Wilnie i pracy w Kownie, o działalności w stowarzyszeniach studenckich, które ostatecznie stały się przyczyną problemów politycznych, o przyjaźniach, jakie zawiązał, ważnych przez całe życie, chociaż wielu przyjaciół nie zobaczył już nigdy po opuszczeniu Litwy. Pozostała im tylko korespondencja. W czasach, kiedy nie było telefonów, kiedy listy wędrowały wolno z jednego końca Europy na drugi, bywało, że o czyjejś śmierci poeta dowiadywał się po latach. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Wilno w tamtych czasach było dziurą, w której niewiele się działo. Nic dziwnego, że kiedy Mickiewicz znalazł się na wygnaniu w Rosji, odżył. Nie było dla mnie tajemnicą, że tamten okres w jego życiu był całkiem przyjemny, ale niewiele na ten temat wiedziałam. Tymczasem Koropeckyj barwnie opisuje czas spędzony przez poetę w Rosji. Podróże, między innymi na Krym, pierwsze zetknięcie ze światem Orientu, życie towarzyskie, uczuciowe i przede wszystkim znajomości z literatami, wydawcami i artystami, bywanie na salonach. Mickiewicz bardzo szybko stał się ich gwiazdą i to właśnie wtedy ugruntowała się jego pisarska europejska sława. Przyniosły mu ją miedzy innymi poetyckie, głębokie improwizacje, które wygłaszał na przyjęciach i spotkaniach. To w Rosji znalazł wydawców i wpływowych ludzi, którzy uwierzyli w jego talent. Sonety, które powstały w tym okresie, były zrozumiałe dla każdego. To wtedy jego twórczość zaczęła być tłumaczona na francuski i rosyjski, co ugruntowało jego popularność. Dopiero później stał się poetą zrozumiałym tylko dla Polaków. Do upadku powstania listopadowego, kiedy to jego książki w Rosji i w Królestwie Polskim znalazły się na indeksie, utrzymywał się z dochodów za nie, od czasu do czasu korzystając z bezinteresownej pomocy hojnych, bogatych, zafascynowanych nim arystokratów. Celebrytą był i później, kiedy udało mu się wyjechać z Rosji w podróż po Europie. Otoczony sławą, witany i goszczony przez arystokrację, także rosyjską, mógł oddawać się wojażom. Tu oczywiście nie mogę się powstrzymać od przywołania mojej ulubionej gorzkiej refleksji, jak los niesprawiedliwie obdziela swoimi darami. Kiedy nieliczni mogli pozwolić sobie na takie przyjemne życie w podróży, inni w tym czasie ciężko harowali. Oczywiście Mickiewicz wcale nie był bogaty, ale jednak mógł sobie pozwolić na takie życie dzięki dochodom z książek i sławie.
Koropeckyj nie ucieka od sprawy zasadniczej - pytania, dlaczego poeta nie przystąpił do powstania listopadowego. Kiedy wybuchło, przebywał w Rzymie. Wielu znajdujących się tam Polaków natychmiast wyruszyło, aby przedrzeć się na teren zaboru rosyjskiego. Mickiewicz zwlekał, pisał w listach o przeszkodach, nigdy jednak nie wyjaśniał, o jakie przeszkody chodzi. Kiedy wreszcie po kilku miesiącach wyruszył, też się nie spieszył, wybrał bardzo okrężną drogę. Gdy w końcu znalazł się w Wielkopolsce i nawet nielegalnie przekroczył granicę, natychmiast wrócił. Aż w końcu powstanie upadło. Koropeckyj pisze o tym, że Mickiewicz nie wierzył w sukces walki zbrojnej i właściwie tym tłumaczy zwłokę. A warto pamiętać, że dzięki "Konradowi Wallenrodowi" stał się ikoną dla powstańców. Cytaty z jego utworów wypisywane były na murach Warszawy. Co jednak ciekawe, poeta nie spotkał się z jakimiś specjalnymi zarzutami, krytykowali go nieliczni, nadal cieszył się sławą, szacunkiem, statusem wieszcza, nadal był gwiazdą salonów korzystającą z gościnności hojnych wielkopolskich arystokratów. Niemniej jednak ta dezercja stała się kompleksem Mickiewicza na resztę życia. Bał się, że ktoś mu to wypomni, zarzuci, dlatego jego późniejsza działalność polityczna, dwukrotna próba zorganizowania legionu polskiego, raz we Włoszech w czasie Wiosny Ludów, drugi raz w Stambule w czasie wojny krymskiej, była formą rehabilitacji.
Druga część życia poety obfitowała w trudy. Wieczne problemy finansowe, choroba żony, liczna rodzina, kryzysy twórcze, emigracyjne piekiełko, stagnacja, depresje i przede wszystkim wpływ Towiańskiego, który zaważył na życiu jego i jego rodziny. Szczególnie boleśnie odczuła to najstarsza córka, Maria. No cóż, nie był Mickiewicz wzorowym mężem ani wzorowym ojcem. Długo wyzwalał się z okowów sekty. Akurat o jego związkach z Towiańskim wiedziałam sporo dzięki bardzo interesującej i pasjonującej, choć niełatwej, powieści węgierskiego pisarza Gyorgy Spiro "Mesjasze", która opowiada o paryskiej emigracji tamtych czasów. Towiański, Mickiewicz, Słowacki są jej bohaterami. Natomiast niewielkie pojęcie miałam o politycznej działalności poety, o jego dwóch wyprawach, których celem było zorganizowanie polskiego legionu.
Sporo jest oczywiście o kobietach w życiu poety. Nie wszystkie znałam. Legenda Maryli Wereszczakówny już dawno została rozbrojona, Koropecky jednoznacznie stwierdza, że kiedy poeta ją poznał, była już zaręczona. Poza tym równolegle romansował z Karoliną Kowalską. Mit tej wielkiej, nieszczęśliwej miłości stworzył w swojej twórczości, szczególnie w IV części "Dziadów". Autor nie demonizuje też szczególnie Ksawery Deybel, która, o ile dobrze pamiętam, była czarnym charakterem "Brązowników" Boya. Czas związku z Towiańskim, czas sekty był w ogóle mroczny i położył się cieniem na życiu i twórczości poety. Chociaż z drugiej strony Koropeckyj twierdzi, że Towiański wyrwał poetę z marazmu, w jakim pogrążył się na emigracji, i spełnił wobec niego rolę psychoterapeuty. Dał mu energię do działania, jednocześnie jednak z jego powodu nie wszyscy traktowali go poważnie.
W biografii poety pióra Romana Koropeckiego można znaleźć wiele interesujących wątków, informacji, także o poglądach poety, stosunku do religii i związkach z Kościołem. Warto po nią sięgnąć, nie jest to książka dla specjalistów, ale dla zwyczajnych czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz