Elena Ferrante "Genialna przyjaciółka", "Historia nowego nazwiska", "Historia ucieczki", "Historia zaginionej dziewczynki" (II)

Dziś druga część refleksji po lekturze neapolitańskiej tetralogii Eleny Ferrante. (tom I Sonia Draga 2014; przełożyła Alina Pawłowska-Zampino, pozostałe 2015-2016; przełożyła Lucyna Rodziewicz-Doktór) Tydzień temu pisałam, co w jej powieściach mnie irytowało, a w tej notce zgodnie z tym, co zapowiadałam, będzie o tym, co mi się podobało. A wbrew pozorom nie jest tego mało. 

Przede wszystkim tło społeczne, polityczne i obyczajowe. Bohaterowie powieści pochodzą z ubogiej dzielnicy Neapolu, która jest dla nich całym światem. Spacer po centrum miasta czy nad morze to wyprawa niemal jak za granicę.  Dla małej Lenucii i Lili pierwsza taka samodzielna próba kończy się niepowodzeniem. Niektórzy nigdy nie przekroczą tej granicy. Zresztą czują, że odstają od eleganckich mieszkańców dobrych dzielnic. Tłoczą się w ciasnych mieszkaniach, w starych kamienicach, ciężko harują, są inaczej ubrani, inaczej mówią, najczęściej kończą edukację na szkole podstawowej, dziewczyny wychodzą za mąż bardzo wcześnie. To świat, w którym obowiązuje ścisła hierarchia. W domach rządzą mężczyźni, przemoc wobec kobiet i wobec dzieci jest powszechna. Nawet dorosła, wykształcona Lenucia potrafi uderzyć swoje córki w twarz w chwilach zdenerwowania. W dzielnicy są oczywiście równi i równiejsi. Rządzą lokalni bogacze powiązani z mafią. Trudno im się przeciwstawić. Kto chce jakoś żyć, kto marzy o odrobinę lepszej egzystencji, musi wisieć u ich klamki. Przemoc w dzielnicy, nie tylko w czterech ścianach mieszkania, też jest codziennością - nawet morderstwa nie są rzadkością. Do tego dochodzi polityka. Starcie faszystów z komunistami i związkowcami, o czym więcej za chwilę. 

Z takiego miejsca wywodzi się Lenucia, dla której z jednej strony to dziedzictwo będzie garbem, z drugiej stanie się inspiracją dla jej twórczości. Wychodząc poza dzielnicę, mozolnie zdobywając wykształcenie, odczuje wielokrotnie swoją gorszość w zetknięciu z ludźmi wykształconymi. Historia jej trudnej drogi jest bardzo interesująca. Od takich drobiazgów jak sposób uczenia się, przyjmowania rozmaitych strategii, aby wydać się mądrzejszą, bardziej obytą, nieustanna walka ze zniechęceniem, poczucie, że jest się tą gorszą pod każdym względem, nawet ubioru czy wyglądu, po osiągnięcie sukcesu, załamanie kariery i letarg, a wreszcie wejście na szczyt. Równie ciekawe jest jej życie osobiste. Podporządkowanie mężczyznom, szaleńcze miłości, małżeństwo, w którym nie wytrzymałabym ani chwili, mozolne próby wybijania się na niezależność, najpierw od męża, potem od kochanka. Mówimy o latach, kiedy rozwód czy separacja były czymś niezwykłym, a w środowisku, z którego się wywodziła, wywoływały oburzenie. W dzielnicy można było bezkarnie żonę bić i zdradzać, ale odejście od męża było nie do pomyślenia. Dla Lenucii małżeństwo stanie się pułapką, z której nie bardzo wie, jak się wydostać. Wreszcie jej relacja z córkami - balansowanie na granicy. Lenucia potrafi, chociaż z bólem, poświęcić je nie tylko dla kariery, ale także dla swojej wielkiej miłości. Może nie tyle poświęcić, ile postawić na drugim planie, bo przecież nie porzuca ich na zawsze. Kiedy pisałam o wadach powieści Ferrante, wspominałam, że Lenicia była dla mnie bohaterką żywą w przeciwieństwie do Lili. Dlatego podziwiałam ją, współczułam jej albo irytowałam się jej wyborami. Szczególnie drażniła mnie jej uległość wobec mężczyzn. I o ile rozumiem, jak trudno było w tamtych czasach wyjść z małżeństwa i dlatego jestem gotowa usprawiedliwić to, że tak bardzo zatraciła siebie, o tyle jej ślepe brnięcie w romans z Ninem, miłością od czasów szkolnych, strasznie mnie irytowało. Miałam ochotę krzyczeć: Kobieto, nie bądź ślepa, nie daj się znowu zdominować! Cóż, dziś łatwo mi się tak myśli, ale różnie bywało, więc wymądrzam się mądra po szkodzie, ale przecież w gruncie rzeczy doskonale rozumiem, że można się aż tak zatracić. 

Dla mnie niezwykle interesujące było też tło polityczne. Konflikty między faszystami, a komunistami, zamachy, przemoc, czasy ołowiu, rok 1968 na uczelniach, anarchia, dyskusje światopoglądowe, budzenie się świadomości feministycznej. Niestety konwencja sagi sprawia, że te wątki nie wybrzmiewają dostatecznie mocno. Na pierwszy plan wysuwają się problemy osobiste bohaterek. Z tego jednak nie czynię zarzutu, bo taka jest natura tego gatunku. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie te fragmenty, kiedy Lenucia odwiedza Lilę, która pracuje w zakładach mięsnych. Opis harówy zatrudnionych tam ludzi, opis tego upiornego miejsca wydał mi się jedną z lepszych partii powieści. Do złudzenia przypomina podobne fragmenty z "Ludzi bezdomnych" Żeromskiego, których sobie całkiem niedawno odświeżyłam. (Niestety nie napisałam, ale lekturę polecam, chociaż nie łudzę się, bo kto dziś czyta Żeromskiego.) Opowieść o tym, jak doktor Judym odwiedza w fabryce swoją szwagierkę, robi takie samo przygnębiające wrażenie. Kłania się też "Ziemia obiecana" Reymonta. Niewiele się zmieniło, mimo że dzieli te historie szmat czasu. Ciekawe, jak takie miejsca wyglądają dzisiaj. Pewnie tylko trochę mniej upiornie. Z tym fragmentem łączy się bardzo interesujący wątek walki o przestrzeganie prawa pracy, o poprawę doli pracowników, o to, aby byli traktowani jak ludzie. Pracują nie tylko w koszmarnych warunkach, niewiele zarabiając, ale poddani są mobbingowi, a kobiety wykorzystywane są seksualnie przez właściciela zakładu. Jak z tym walczyć, skoro za właścicielem stoją bojówki faszystowskie? Konflikt pomiędzy związkowcami, a lewicowymi studentami z dobrych domów, którzy w tę walkę się angażują, jest bardzo ciekawy. Pytanie, na ile rzeczywiście mogą pomóc, na ile są w stanie zrozumieć robotników, nie dzieląc ich losu, a na ile to dla nich pięknoduchowska zabawa? Czy mogą coś zrobić wbrew woli samych robotników? Studenci się znudzą albo wrócą do swoich zamożnych domów, a robotnicy zostaną w swoim zakładzie. Czy nagłośnienie sprawy w prasie pomoże, czy zaszkodzi? Wszystko komplikuje powszechna korupcja - inspektor pracy siedzi w kieszeni właściciela. A przecież nie można tym studentom odmówić szlachetnych intencji i poświęcenia. Często sami padają ofiarami faszystowskich bojówek. Warto, czytając powieść, sięgnąć do historii Włoch, aby lepiej zrozumieć tło polityczne i społeczne. Ja odsłuchałam sobie ponownie kilka podcastów z radia TOK FM - rozmów z italianistą Piotrem Podemskim, którego bardzo lubię słuchać. 

Konkluzja - w żadnym wypadku nie żałuję lektury, chociaż nie podzielam bezkrytycznych zachwytów. Postawiłabym te powieści na półce z ambitną literaturą popularną. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty