Maciej Czarnecki "Skandynawia halal. Islam w krainie białych nocy"

Po przeczytaniu kryminału Katarzyny Tubylewicz "Bardzo zimna wiosna", dzięki któremu przeniosłam się do Szwecji, przypomniałam sobie, że w w moim czytniku, nie za głęboko, ale jednak nie na wierzchu, czeka na swoją kolej zbiór reportaży Macieja Czarneckiego "Skandynawia halal. Islam w krainie białych nocy" (Agora 2019). Swego czasu byłam nawet na spotkaniu z autorem, takim prawdziwym, nie online. Kiedy to było! I kiedy wróci? Temat wiąże się z jednym z wątków z książki Katarzyny Tubylewicz, no i jest bardzo ciekawy, dlatego postanowiłam po "Skandynawię halal" od razu sięgnąć. 

Wiadomo, że w krajach skandynawskich żyje bardzo wielu muzułmanów, a w w czasie kryzysu migracyjnego i tuż po nim w Polsce zaczęły szerzyć się opowieści o non go zones, czyli dzielnicach, do których nawet policja boi się zapuszczać. Właśnie wtedy Maciej Czarnecki zaczął interesować się tematem, jeździć do Szwecji, Norwegii oraz Danii i pisać reportaże, aby sprawdzić, jak jest naprawdę. Jakie problemy i zagrożenia stwarza tak liczna grupa muzułmanów w niegdyś białych, protestanckich, homogenicznych społeczeństwach? Jakie daje korzyści?Jak radzą sobie te kraje z jej integracją? Jak muzułmanie radzą sobie w nowej ojczyźnie? 

Część z tych reportaży była wcześniej drukowana na łamach Gazety Wyborczej. Zawsze mam problem z tak powstałymi książkami - bo to jednak zbiór tekstów podrasowany do książkowego wydania, a nie pomyślana od początku do końca jedna całość. Co rozdział to inny bohater albo inny aspekt tematu. Plus trochę statystyki, trochę wypowiedzi rozmaitych ekspertów albo pracowników instytucji, które pracują na rzecz imigrantów. Pożyteczne, solidne, ale nie zawsze porywające. Czy można dowiedzieć się czegoś nowego? To już zależy od wcześniejszej znajomości tematu - im mniej czytelnik wie, tym ciekawiej. 

Tym razem wszystko sprowadza się do dość oczywistej konkluzji, że nie ma jednego obrazu społeczności muzułmańskiej w krajach skandynawskich. Co człowiek, to inna historia. Wśród tej grupy są przecież tacy, którzy urodzili się w Szwecji, Norwegii czy Danii, inni przybyli tu stosunkowo niedawno wraz z największą falą emigracji w roku 2015. Spore znaczenie ma narodowość. Inaczej integrują się syryjscy uchodźcy, którzy uciekli ze swojej ojczyzny w czasie wojny, bardzo często ludzie wykształceni, niegdyś dobrze sytuowani - oni chcą za wszelką cenę ułożyć sobie życie, nauczyć się języka, zacząć pracować, aby w przyszłości próbować zbliżyć się do statusu, jaki mieli w Syrii. Jeszcze inaczej wiedzie się przybyszom z Pakistanu. Ci często robią kariery - są prawnikami czy lekarzami. Najgorzej integrują się Somalijczycy. Dlaczego? Bo najczęściej są niewykształceni, mają trudności ze znalezieniem pracy, lądują na samym dole drabiny społecznej. Muzułmanów nie łączy też wcale religia, bo jedni są religijni bardzo, a inni wcale. 

Ale to nie koniec komplikacji. Autor pokazuje też problemy wewnątrz tej grupy. Na ostracyzm swoich narażone są wszelkie mniejszości. I tylko trochę pomaga im fakt, że żyją w krajach znanych z tolerancji. Chodzi oczywiście o gejów i lesbijki, ale także o muzułmańskich ateistów. Brzmi jak oksymoron, ale chyba trafnie oddaje problem. Te grupy spotykają się często z  potępieniem i odrzuceniem właśnie w swojej społeczności, w rodzinie. Oczywiście nie można uogólniać, bo przecież nie zawsze tak jest. Sporo miejsca poświęca autor kobietom muzułmankom. Tu pojawiają się takie problemy jak zamykanie ich w domach - często nie pracują, w małym stopniu poznają język. Bywa, że idą z tym w parze aranżowane małżeństwa nieletnich czy zabójstwa honorowe. A skoro o kobietach mowa, to trzeba wspomnieć o dyskusji wokół hidżabów. Czy ich noszenie stanowi opresję czy jest prawem do wolności? Odpowiedź nasuwa się chyba tylko jedna - jeśli kobieta robi to z własnej woli, jej sprawa, gorzej jeśli zostaje zmuszona przez rodzinę czy innych członków społeczności. Z tym zagadnieniem wiąże się bardzo ważne pytanie - dlaczego kraje słynące z tolerancji, z równościowej polityki pozwalają, aby muzułmańskie imigrantki były dyskryminowane w swoich rodzinach i społecznościach? Dzieje się tak oczywiście w wyniku poprawności politycznej i ... wolności. Na problem zwracała już uwagę Katarzyna Tubylewicz w swojej znakomitej książce - "Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie". Długo temat był przemilczany. Dziś w Szwecji i w Norwegii sporo mówi się o błędach, jakie popełniono w sprawach integracji imigrantów, a w szczególności muzułmanów. 

Wreszcie temat, który przywiódł autora do Skandynawii - non go zones, a właściwie otoczone złą sławą osiedla zamieszkane przez samych imigrantów, nie tylko muzułmanów, bo strefy szariatu są jednak mitem czy fake newsem. Maciej Czarnecki sporo pisze o takich miejscach i w Szwecji, i w Norwegii. Odwiedza je, rozmawia z ich mieszkańcami, nie tylko z muzułmanami, ale też z ludźmi, którzy tam pracują w rozmaitych organizacjach pomocowych, w szkołach czy w innych instytucjach. Wielu z nich mimo że zrobiło karierę, nadal tu mieszka i jest to ich świadomy wybór, bo stać ich na to, aby się wyprowadzić. W reportażach zamieszczonych w książce częściej słychać głosy, że problem został wyolbrzymiony, że jest tu w miarę bezpiecznie, że większe jest prawdopodobieństwo napaści w centrach dużych miast, a przestępstwa są takie jak wszędzie - związane z biedą, brakiem pracy, z drogą na skróty, z wiekiem. I nie ma tu nic do rzeczy religia. Oczywiście o jednoznaczną opinię trudno, bo niektórzy problem jednak dostrzegają.

I jeszcze jedno istotne zagadnienie, chyba najtrudniejsze do zweryfikowania - czy islam jest zagrożeniem? Czy celem muzułmanów jest zdominowanie Europy i zaprowadzenie tu praw szariatu? Czy to jakiś spisek i zdobywanie nowego przyczółka krok po kroku? Czy w meczetach trwa indoktrynacja? Na ile groźni są niektórzy mułłowie, szczególnie salaficcy, i niektóre islamskie organizacje? Czy naiwni politycy i intelektualiści, zwłaszcza lewicowi, w imię poprawności politycznej, tolerancji, wolności pozwalają sobą manipulować i nie dostrzegają problemu? Czy jest tak, jak twierdzą niektórzy, że co innego mułłowie i imamowie mówią głośno, a co innego po cichu? Autor, na ile to możliwe, próbuje rozmawiać z przedstawicielami środowisk, wokół których są kontrowersje. Uczestniczy w konferencjach, w spotkaniach. Dociec prawdy jest jednak bardzo trudno. Z tym łączy się kolejny problem - radykalizacji skandynawskich społeczeństw, prześladowania muzułmanów, prawicowych partii czy antyimigranckich organizacji zdobywających coraz więcej zwolenników. Maciej Czarnecki przywołuje bardzo dobrą i bardzo dołującą dystopijną powieść "Utoną we łzach swoich matek" Johannesa Anyuru, o której i ja pisałam. To obraz Szwecji niedalekiej przyszłości, gdzie muzułmanów, którzy nie podpiszą lojalki oznaczającej wyrzeczenie się swojej islamskiej tożsamości, zamyka się w specjalnych ośrodkach. Warto też przywołać duński film "Sons of Denmark" ("Synowie Danii"), pokazywany na Nowych Horyzontach, dostępny na jednej z platform filmowych, który pokazuje wzrost antyislamskich nastrojów wykorzystywany przez ultraprawicowych polityków do robienia politycznej kariery.

To oczywiście nie wszystkie wątki poruszane w reportażach Macieja Czarneckiego. Więcej w książce. Warto po nią sięgnąć, aby poznać nową europejską rzeczywistość, od której przecież nie uciekniemy.

1 komentarz:

  1. Nie wiem, czy oglądasz seriale, na Netflixie jest "Kalifat", niby sensacyjny, w gruncie rzeczy przedstawiający problem, polecam.

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty