Masha Gessen "Będzie to, co było. Jak totalitaryzm odradza się w Rosji"

Kto interesuje się Rosją, a trudno się Rosją nie interesować, powinien sięgnąć po książkę Mashy Gessen "Będzie to, co było. Jak totalitaryzm odradza się w Rosji" (Prószyński i S-ka 2018; przełożyła Magdalena Iwińska). To lektura obowiązkowa. Dodatkową rekomendacją i wabikiem powinna być informacja, że książka znalazła się w finale tegorocznej Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Masha Gessen to rosyjsko-amerykańska dziennikarka o żydowskich korzeniach, działaczka na rzecz praw osób LGBT, lesbijka. Piszę o tym, bo to wszystko ważne dla jej biografii i w kontekście książki. Kiedy była dzieckiem, jej rodzice opuścili Rosję. Wróciła tam jako dorosła osoba i mieszkała przez dziesięć lat, aby ponownie wyjechać w roku 2013. Po przeczytaniu jej książki trudno dziwić się tej decyzji, chociaż chroni ją pewnie amerykańskie obywatelstwo. Obawiała się jednak nie tylko o siebie, ale i o dzieci, szczególnie adoptowanego syna, którego władze zgodnie z uchwalonym prawem mogłyby próbować jej odebrać.

"Będzie to, co było" to opowieść o najnowszej historii Rosji - od czasów pierestrojki Gorbaczowa do roku 2017. Gessen z jednej strony skupia się na faktografii, z drugiej opowiada o Rosji oczyma kilkunastu bohaterów. Czworo z nich to ludzie urodzeni w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych zeszłego wieku. W czasach przełomu byli dziećmi. Jest wśród nich Żanna, córka Borysa Niemcowa - polityka, opozycjonisty, obrońcy praw człowieka, zastrzelonego w Moskwie tuż obok Kremla w roku 2015. Drugim bohaterem, który wyróżnia się swoim pochodzeniem, jest Sierioża, wnuk Aleksandra Jakowlewa - doradcy Gorbaczowa, a właściwie śmiało można go nazwać szarą eminencją pieriestrojki, a może nawet i nie szarą? Dwoje kolejnych, Masza i Liosza, nie ma tak spektakularnych korzeni, ale ich rodzinne historie też są niezwykle ciekawe. Wszyscy oni różnymi drogami dochodzą do działalności opozycyjnej, niektórzy musieli Rosję opuścić. Bohaterami tej książki są także ich dziadkowie i rodzice. Ale jest jeszcze troje bohaterów specjalnych. Marina Arutiunian, jedna z pierwszych rosyjskich psychoanalityczek, która na nowo odbudowała w Rosji psychologię i psychoanalizę. Lew Gudkow, socjolog, współpracownik Jurija Lewady, po jego śmierci szef Centrum Lewady. Kto Rosją się interesuje, od czasu do czasu musi słyszeć tę nazwę - to niezależny ośrodek badań opinii publicznej. Trzeci bohater specjalny to Aleksander Dugin, filozof. Kiedyś kontestator radzieckiej rzeczywistości, opozycjonista, dziś doradca Putina, jego ideolog. Można by dodać, złowrogi ideolog. Żeby zdać sobie sprawę, jaką drogę przebyła ta trójka, trzeba koniecznie dodać, że w Związku Radzieckim psychologia, socjologia i filozofia właściwie nie istniały. Zostały zniszczone, wyklęte jako miazmaty wrogiego, burżuazyjnego, zachodniego świata. 

Mamy więc z jednej strony bardzo bogatą faktografię, która pozwala poznać albo przypomnieć sobie najnowsze dzieje Rosji, z drugiej historię opowiedzianą przez konkretne ludzkie losy, historię żywą. Ten miks jest niezwykle ciekawy. Ale to nie wszystko. Książka Gessen ma jeszcze trzecią warstwę, powiedzmy analityczną, oczywiście najtrudniejszą w czytaniu dla przeciętnego czytelnika, ale po pierwsze bez przesady, a po drugie bardzo to wszystko ciekawe. Autorka przywołując punkty widzenia różnych filozofów czy socjologów, na przykład Hanny Arendt, próbuje zmierzyć się z pytaniem, czy demokracja jest w Rosji możliwa, a jeśli nie, to dlaczego? Dlaczego zawsze musi się skończyć na tym wyrażonym w tytule będzie to, co było. Jak to się stało, że nadzieja zapoczątkowana pieriestrojką, potem budową nowego państwa w latach dziewięćdziesiątych zeszłego wieku, skończyła się rządami Putina trwającymi już od dwudziestu lat, a ich końca nie widać. Być może kres położy im dopiero biologia. Tu pojawia się kolejne pytanie - jakim państwem jest putinowska Rosja? Totalitarnym? Autokratycznym? A może to system hybrydowy albo nieliberalna demokracja? Pada jeszcze jedna teoria - postkomunistyczne państwo mafijne. Tym rozważaniom towarzyszy namysł nad rosyjskim społeczeństwem. Jakie jest, skoro biernie godzi się na owo będzie to, co było? Jakie mechanizmy nim rządzą? Dlaczego Jurij Lewada, który wymyślił dobrze i u nas znane pojęcie homo sovieticus, pomylił się, prorokując, że homo sovieticus zniknie? Nie zniknął, przetrwał i odrodził się w nowym pokoleniu! Czy kolejna fala demonstracji, które znowu od jakiegoś czasu odbywają się w Moskwie (chodzi o wybory samorządowe), ale też w innych miastach (dotyczą różnych lokalnych problemów), jest zapowiedzią zmian? Kłopotów Putina? Czy znowu będzie to, co było? Przy okazji warto wspomnieć, że arcyciekawe są opowieści o kuchni moskiewskich demonstracji, tych sprzed kilku lat, które towarzyszyły ostatnim wyborom prezydenckim. Aktywnie uczestniczyli w nich niektórzy bohaterowie tej opowieści.

Trudno dokładnie relacjonować książkę Mashy Gessen. Jest zbyt bogata, zbyt obszerna. Na koniec chciałabym się skupić na tym, co mnie poruszyło i zbulwersowało najbardziej, zwłaszcza w kontekście tego, co od jakiegoś czasu dzieje się w naszym kraju. Chodzi o stosunek do społeczności LGBT. W Rosji i u nas. Kiedy czytałam o histerii, jaka kilka lat temu wybuchła w Rosji, o stawianiu znaku równości między gejem a pedofilem, o obronie rzekomo zagrożonej rodziny, o klęsce demograficznej, której przyczyną są oczywiście geje, lesbijki i inne osoby nieheteronormatywne, o hejcie i mowie nienawiści, jaka wylewa się na nie, o świecie zachodnich wartości, który rzekomo zagraża rosyjskiej tożsamości, rosyjskim wartościom, kiedy czytałam o zmianach prawa będących pokłosiem tej histerii (między innymi ustawa o zakazie propagandy LGBT - czy nie brzmi znajomo?), o wyrokach sądowych, o procesach, które zamieniają się w farsę, kiedy czytałam o makabrycznych konsekwencjach tego wszystkiego, o przemocy nie tylko słownej, ale i fizycznej, o masowej emigracji gejów, której przyczyną jest strach o życie, nie mogłam nie myśleć o tym, co dzieje się od jakiegoś czasu w Polsce. Czy zmierzamy w tę stronę? Naprawdę włosy jeżą się na głowie z przerażenia. Muszę zacytować słowa, jakie padły na konferencji zatytułowanej Normy społeczne i możliwości społecznego rozwoju, która odbyła się na jednym z dużych rosyjskich uniwersytetów. Otwierający ją dziekan wydziału socjologii mówił:  

Dzisiaj musimy przede wszystkim zająć się sprawami cnoty i moralności. Bez nich nie ma przed Rosją przyszłości (...) Jak w świetle tego możemy mówić o prawach homoseksualistów i lesbijek? Wszystkie te wysiłki, by organizować parady gejów, wprowadzać do szkół wstęp do wychowania seksualnego, mają na celu skalanie naszej młodzieży - musimy się temu jasno i wyraźnie przeciwstawić! W przeciwnym razie stracimy Rosję.

Po raz drugi zapytam - czy nie brzmi znajomo? Czy wszyscy ci, którzy w Polsce wypowiadają się w podobny sposób, zdają sobie sprawę, gdzie tkwią korzenie takiego myślenia? Książka Mashy Gessen powinna stać się dla nich lekturą obowiązkową. Dla polityków, dla hierarchów kościelnych, dla szeregowych księży i wszystkich tych zwykłych ludzi, którzy zieją nienawiścią przeciwko ideologii LGBT, jak mówią. Ponieważ nie mam złudzeń, że przeczytają taką grubą książkę, może warto zrobić z niej krótkie wypisy?  Ponury żart, przecież i tego by pewnie nie przeczytali.

1 komentarz:

  1. Bardzo dobra recenzja! Dziękuję!
    Książkę miałam już w rękach, ale się nie zdecydowałam. Po Twoim tekście na pewno ją kupię :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty