Jakieś dwa lata temu w jednym z telewizyjnych programów o literaturze usłyszałam o wydanej właśnie wtedy powieści "Nasze dni wczorajsze" niemal nieznanej w Polsce, nieżyjącej już włoskiej pisarki Natalii Ginzburg. Przeczytałam i zachwyciłam się. To jedno z najlepszych moich czytelniczych odkryć, książka świetna, przejmująca. Kto nie słyszał, co wcale mnie nie dziwi, bo powieść wydało niszowe wydawnictwo Austeria i prawie się o niej nie mówiło, nie czytał, niech to zrobi koniecznie! Piszę o tym, bo między innymi echa tamtej lektury miały wpływ na to, że pod wpływem znakomitej recenzji Justyny Sobolewskiej nie tylko kupiłam, ale też niemal natychmiast przeczytałam powieść również niemal nieznanego w Polsce, również nieżyjącego Carlo Emilio Gaddy "Niezły pasztet na via Merulana" (PIW 2018; przełożyła Anna Wasilewska). Wprawdzie lekko się zawahałam, kiedy w krótkiej recenzji wyczytałam, że Gadda marzył podobno o napisaniu powieści realistycznej, ale pod jego piórem każda historia zaczyna pączkować - widzimy niesłychaną siłę języka, która rozsadza ramy historii i prowadzi czytelnika w nieznane. Mimo wszystko miałam nadzieję na wielką literacką przygodę. Cóż, z przykrością i lekkim ociąganiem przyznaję, że przez powieść brnęłam może nie tyle z trudem, ile bardziej ze znużeniem, zniecierpliwieniem i poczuciem, że to jednak rzecz dla bardzo wyrafinowanego czytelnika. Jakim cudem wydana w 1957 roku powieść ponad sześćdziesięcioletniego pisarza stała się we Włoszech bestsellerem, trudno mi dzisiaj zrozumieć. Gadda miał już za sobą wiele książek, ale dopiero właśnie ta przyniosła mu popularność, jednocześnie stając się zaczynem nowego we włoskiej literaturze. Cóż, czasy były inne, czytelnicy też, być może jest to też kwestia tego, że Włosi odnaleźli w tej powieści liczne aluzje i odniesienia do swojej literatury, które w Polsce zrozumie tylko italianista albo ktoś bardzo obyty z włoską literaturą.
"Niezły pasztet przy via Merulana" to kryminał, ale tylko pozornie, o czym od razu wiedziałam, więc nie to było przyczyną mojego rozczarowania, tym bardziej, że od dobrych kilku lat nie sięgam po ten rodzaj literatury, bo w nadmiarze lektur z czegoś trzeba zrezygnować. Zaczyna się od kradzieży klejnotów w kamienicy przy via Merulana, kilka dni później w tym samym miejscu dochodzi do brutalnego morderstwa i kolejnej kradzieży. Potem jest śledztwo, ale ono nie ma większego znaczenia. Najlepszym dowodem na to jest brak ostatecznego rozstrzygnięcia. Nie o zagadkę tu chodzi, ale o opowieść o świecie, który jest jak kłębek, gdzie plączą się liczne nitki, a wyciągnięcie jednej niewiele daje. Taki świat niełatwo zrozumieć, niełatwo dociec przyczyn tego, co się dzieje. Nie ma zresztą jednej przyczyny. Książka, jak już wspomniałam, jest pełna odniesień do włoskiej literatury, między innymi do Dantego, do filozofii. Ale o tym wszystkim dowiedziałam się z posłowia tłumaczki, w którym pisze o autorze, o historii powieści, o jej interpretacji i trudnościach z przekładem. Przyznaję, że dla mnie ta erudycyjna sfera była całkowicie niedostępna.
Przyjemność wobec tego powinien stanowić język równie ważny w powieści Gaddy. Niestety jakoś nie dałam się uwieść. Trudność polega nie tylko na tym, że pisarz używa wielu dialektów, także w narracji, dość swobodnie nimi żonglując. Znacznie większym wyzwaniem są fragmenty naszpikowane nazwiskami, terminami, cytatami i słowami niezrozumiałymi. O ile nazwiska, terminy i cytaty objaśnione są w przypisach, o tyle słownictwo oczywiście nie. Trudno tego wymagać od wydawcy. Kolejnym problemem jest nieokiełznana wyobraźnia Gaddy, która stale sprowadza go na manowce. Wszystko, dosłownie wszystko może stać się zalążkiem nowej opowieści, a raczej opisu, dygresji, rozbudowanego porównania. Opowieść pączkuje, meandruje, odchodzi od głównego nurtu. Podążanie za wyobraźnią pisarza czasem sprawia przyjemność, czasem nuży. Trzeba czytać bardzo uważnie, aby się w tym nie pogubić i odczuć radość z lektury. Na dodatek mieszały mi się nazwiska, postacie, szczególnie prowadzący śledztwo policjanci.
Na pewno jest to powieść dla wymagającego i wytrawnego czytelnika. Uczucia mam mieszane - czasem wydaje mi się, że mogłam sobie "Niezły pasztet przy via Merulana" darować, innym razem myślę, że mimo wszystko było warto.
PS. Niedawno, już po lekturze powieści, wysłuchałam w TOK FM pasjonującego wywiadu, jaki przeprowadził Paweł Sulik z tłumaczką książki. To nie zmienia jednak faktu, że książka niestety mnie pokonała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz