Krótkie wakacje sprawiły, że narobiłam sobie kinowych zaległości. Teraz próbuję nadrabiać. Na pierwszy ogień wybrałam "W ułamku sekundy" Fatiha Akina, na którego filmy od czasu obejrzenia "Głową w mur" czekam z wytęsknieniem. A reżyser nie rozpieszcza widzów, chyba też nie wszystko, co nakręcił, dotarło do Polski. Fatih Akin, Turek, mieszkający w Niemczech, kręci filmy o ludziach o podobnej biografii. Tak jest i tym razem. Katja, Niemka, jest żoną Turka, który osiadł w Niemczech. Mają kilkuletniego synka, tworzą szczęśliwą rodzinę, dobrze im się żyje. Aż w owym tytułowym ułamku sekundy młoda kobieta traci wszystko. W zamachu bombowym giną jej mąż i syn. Najnowszy obraz Fatiha Akina to nie tylko opowieść o utracie, bólu, żałobie. To także film sensacyjny, dramat sądowy i opowieść o współczesnej Europie, w której znowu podnoszą głowę ruchy faszystowskie czy neofaszystowskie, jak chcą niektórzy. Można się w tej terminologii pogubić. Chociaż "W ułamku sekundy" nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak niegdyś "Głową w mur", to jednak uważam, że warto, a może nawet trzeba, go obejrzeć. Jest w nim coś z rebelianckiego tonu tamtego filmu, bo tacy trochę nieuporządkowani, po przejściach są jego bohaterowie. Jest smutek, nostalgia, a kiedy trzeba, trzyma w napięciu i kipi emocjami. No i jest zdumienie - jak można chcieć śmierci niewinnych ludzi tylko dlatego, że nie są Niemcami. Tyle w tej części. Więcej refleksji w ciągu dalszym. Zapraszam.
Film zaczyna się zaskakująco. Katja i Nuri biorą ślub w więzieniu. On odsiaduje czteroletni wyrok za dilowanie narkotyków. Poznali się w takich właśnie okolicznościach. Ona w czasie studiów kupowała od niego trawkę. Potem stworzyli porządną rodzinę. Wychowywali synka, pracowali, płacili podatki, mieszkali w ładnym domu zafundowanym przez teścia, kurdyjskiego przedsiębiorcę budowlanego. Pozornie niemożliwe stało się jednak możliwe. Mimo że pochodzą z różnych kultur i światów, dobrze im razem. Ale to krucha równowaga. Ich rodziny niekoniecznie patrzą przychylnym okiem na takie szczęście. Kryją uprzedzenia i urazy, a kiedy dojdzie do nieszczęścia, puszczają hamulce i mówią o nich wprost. Ale ekstremalną manifestacją niezgody na ich zwyczajne, szczęśliwe życie jest oczywiście zamach.
Może trzeba takiej Katji, żeby odważyć się łamać stereotypy? Bo w niej cały czas jest coś niepokojącego, nieporządnego, rebelianckiego. Czy powoduje to strój, czy to, że wiecznie pali papierosy, czy ta scena w barze, kiedy topi ból i wściekłość w alkoholu, czy sposób, w jaki rozmawia z siostrą, a może fakt, że swoją rozpacz uśmierza narkotykami? Przypomina mi trochę bohaterów "Głową w mur". Dlatego zemsta, jaką wymierzy mordercom swojej rodziny, jakoś do niej pasuje.
Zupełnie inny jest jej wizerunek w czasie procesu. Poważna, skupiona, ubrana w przepisową czerń. Czasem tylko wybucha nieopanowanym gniewem. Stara się jednak ze wszystkich sił powściągnąć emocje. Chce wierzyć, że sprawiedliwość zwycięży. Zamachowcy poniosą karę. Przecież dowody ich winy są bezsporne. Cyniczny obrońca morderców, kuty na cztery nogi adwokat, podważa je w sposób urągający zdrowemu rozsądkowi i poczuciu sprawiedliwości. Stara się też przedstawić Katję jako niewiarygodnego świadka, bo policja znalazła w jej domu narkotyki. Zresztą przeszłość jej męża też kładzie się cieniem na śledztwie. Skoro siedział w więzieniu, to zamach będący wynikiem przestępczych porachunków jest pierwszym tropem, jaki rozważa policja. Tylko Katja wierzy, że było inaczej. Szybko okazuje się, że miała rację. Wymiar sprawiedliwości zawiedzie ją jednak srodze. Kto pamięta "Dwunastu gniewnych ludzi"? Niezapomniany dramat sądowy? Dlaczego w tamtym filmie podzielamy wątpliwości ławy przysięgłych i akceptujemy wydany wyrok, a tym razem jesteśmy przekonani, że to, co się stało, urąga poczuciu sprawiedliwości? Przecież sąd, przekonany o winie oskarżonych, też uznał, że dowody są niewystarczające. A jednak czujemy, że coś zawiodło. Że państwo sobie nie radzi z zagrożeniem, jakie niesie odradzający się ruch faszystowski. Że lekceważy problem. Dlatego desperacki akt zemsty i sprawiedliwości wymierzony przez zdesperowaną, niemającą już nic do stracenia Katję traktuję metaforycznie. Skoro państwo pozostaje bierne, coś muszą robić zwykli obywatele. Oczywiście nie tak, nie w ten sposób. Ale czyn Katji można zinterpretować jeszcze inaczej, znacznie prościej. Przemoc rodzi przemoc. Szczególnie, kiedy wymiar sprawiedliwości abdykuje.
Co jeszcze pozostało w mojej pamięci? Co mnie poruszyło? Cyniczna, zła twarz obrońcy i niewzruszony spokój oskarżonych. Jak można normalnie żyć ze świadomością, że zabiło się dwoje niewinnych ludzi w tak okrutny sposób? Jak można zabić tylko dlatego, że ktoś jest inny, obcy, nie nasz? Jak w ogóle można tak myśleć, wyznawać taką ideologię? I wreszcie jak łatwo jest zabić. Jak niewiele trzeba, aby skonstruować śmiercionośny ładunek. Takie niewesołe refleksje snuję sobie po obejrzeniu najnowszego filmu Fatiha Akina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz