Olga Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych"

Z Olgą Tokarczuk jakoś dotąd nie było mi po drodze. Kilka lat temu przeczytałam jedną z jej powieści, ale nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, abym miała ochotę na więcej. Nawet nie zapamiętałam jej tytułu (oczywiście teraz sprawdziłam, chodzi o"Ostatnie historie"). Od dłuższego czasu nabierałam przekonania, że powinnam przeczytać "Księgi Jakubowe" i wreszcie po namowie znajomych, kiedy tylko trafił się czas wolny, zmierzyłam się z tą monumentalną książką. Jakoś o niej nie napisałam, a teraz, kiedy już wrażenia nie tak świeże, wracać nie ma sensu, dlatego tylko ograniczę się do apelu, że naprawdę warto. Bardzo dobra, bardzo ciekawa, bardzo mięsista powieść traktująca o mało znanych, a fascynujących zdarzeniach z historii nie tylko polskiej. A piszę o tym, bo po obejrzeniu "Pokotu" Agnieszki Holland musiałam koniecznie sięgnąć po literacki pierwowzór, czyli "Prowadź swój pług przez kości umarłych" (Wydawnictwo Literackie 2009, właśnie ukazało się wznowienie). Po pierwsze chciałam wrócić do filmowego klimatu, zanurzyć się jeszcze raz w krajobrazach Doliny Kłodzkiej, a po drugie bardzo byłam ciekawa, na ile wady filmu, o których pisałam, są wadami literackiego pierwowzoru, a na ile scenariusza. Dlatego pisząc o książce, będę odwoływać się do filmu.

Na początek muszę wyznać, że powieść przeczytałam z prawdziwą przyjemnością, chociaż to lektura niezbyt wesoła, bo taki jest temat tego eko kryminału, który śmiało można nazwać też feministycznym. Oczywiście nie intryga jest tu najważniejsza, to zaledwie pretekst. Bo naprawdę ta książka jest krzykiem w obronie zabijanych zwierząt, przypomnieniem, że człowiek to tylko część natury i nie może szarogęsić się na ziemi. Znajdziemy tu wszystko, o czym ostatnio głośno się mówi nie tylko w związku z filmem Agnieszki Holland. Opisy zbrodniczej działalności kłusowników, brutalnych polowań, bezduszności myśliwych, którzy wmawiają wszystkim, że ich misją jest pomaganie zwierzętom, barbarzyńskich obyczajów jak strzelanie do zwierząt z ambon. Ich  nazwa to ironia losu, bo w rzeczywistości są miejscami kaźni, z polowania czynią krwawą rozrywkę, w której zwierzę jest na z góry straconej pozycji. Podobnie jak w filmie mamy tu przekonanie, że natura kiedyś weźmie odwet na swoich prześladowcach.

Równie ważnym wątkiem jest historia głównej bohaterki, narratorki Janiny Duszejko. Filmowa Duszejko bardzo przypomina swój literacki pierwowzór. Co oczywiste w powieści to postać jeszcze bogatsza. Poznajemy jej historię, barwne życie, poglądy, przekonania, zainteresowania, dowiadujemy się, dlaczego zamieszkała w Kotlinie Kłodzkiej. Jest  ekscentryczna, niezwykła, samodzielna, pełna gniewu i złości. Boli ją los mordowanych zwierząt. Z determinacją i uporem upomina się o nie, nęka policję i straż miejską, ale odbija się od muru obojętności, a urzędnicze procedury są świetnym pretekstem, aby sprawę rozmyć. Traktowana jest jak namolna, ale niegroźna stara dziwaczka. Z takimi kobietami jak ona, starszymi, siwymi, z plastikowymi siatkami w dłoniach, nikt się nie liczy, nikt ich nie chce słuchać, a co dopiero dyskutować z nimi, brać pod uwagę ich zdanie. Co innego gdyby była mężczyzną. To w powieści podkreślane jest bardzo mocno, kilkakrotnie.

Jak wspomniałam, książka jest bardzo pesymistyczna. Nie tylko dlatego, że opowiada o mordowaniu zwierząt. Jest to też opowieść o przemijaniu i starzeniu się. Duszejko ze smutkiem wspomina miejsca i ludzi, których znała, i ze smutkiem stwierdza, że te wspomnienia są martwe i puste, jak wydmuszki. Nie ma powrotu do przeszłości. Wszystko przemija, odchodzi, zostajemy sami. Chorujemy, tracimy siły. Choroba jest bardzo obecna w powieści, w filmie prawie jej nie ma. Duszejko nękają ciężkie alergie i inne bardzo poważne przypadłości, które przykuwają ją do łóżka, także szpitalnego, na długie tygodnie. Ma świadomość, że traci siły, zmaga się z fizyczną słabością, czasem już zwyczajnie jej się nie chce. Mimo to nie lamentuje, stawia tym przykrym faktom czoła, stara się przemóc, zebrać w sobie, mówiąc kolokwialnie, ogarnąć. Ale na szczęście znajdziemy też w powieści nutę optymizmu. Jej źródłem jest przyjaźń. Duszejko ma oddanych przyjaciół - Dyzia, Dobrą Nowinę, Borosa i Matogę. Wspierają ją w chorobie, w słabości, w kłopotach.

Książka, podobnie jak film, z jednej strony mocno trzyma się ziemi. Dostajemy opisy okolicy, domów, ludzi, ich problemów osobistych. Bardzo dobrze nakreślone jest prowincjonalne środowisko, w którym obraca się bohaterka. Zwyczaje, układy, zależności. Ale oprócz tego powieść ma też wymiar fantastyczny (?), mistyczny (?), magiczny (?). Te trzy pierwiastki jakoś są w niej obecne. To chyba cecha twórczości Tokarczuk, bo ta sfera jest też istotną częścią "Ksiąg Jakubowych". Duszejko to znawczyni astrologii, stale o niej opowiada, stawia horoskopy, w tym celu maniakalnie zbiera daty urodzenia, bada wpływ gwiazd na życie ludzi i na zdarzenia na ziemi. Żywi przekonanie, że człowiek stanowi część kosmosu i dlatego nic nie dzieje się przez przypadek, chociaż nie jest też tak, że na nic nie ma wpływu. Stąd też mocno obecna w powieści twórczość Williama Blake'a.

A na koniec muszę wrócić do porównań z filmem. Wszak ciekawość, jak to jest w książce, była powodem, dla którego po nią sięgnęłam. Bardzo chciałam wiedzieć, jak powieść się kończy. Czy też taką utopijną, sielankową wizją? Jest inaczej, znacznie smutniej. Jak rozwiązana zostaje zagadka? W filmie nie do końca wszystko było jasne i zrozumiałe. Literacki pierwowzór odwołuje się do klasyki kryminału. Bohaterowie gromadzą się w domu głównej bohaterki i w ten sposób wraz z nimi poznajemy rozwiązanie zagadki. Inne są też historie Dobrej Nowiny i Dyzia. Na rzecz filmu zostały mocno podkręcone. W ogóle ekranizacja jest bardziej atrakcyjna w sensie komercyjnym. Filmowy Dyzio mieszka w jakimś minimalistycznym, ale jednak designerskim wnętrzu, dom głównej bohaterki jest miły i przytulny. W powieści wszystko jest zwyczajne, nie tak powabne - Dyzio ma pokój w hotelu robotniczym, posiadłość Duszejko nadgryzł ząb czasu. A komendant, Wnętrzak i prezes? Czy tak jak w filmie są jednoznacznie źli? Tak, ale w powieści to nie razi, bo poznajemy ich jej oczami.

Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po książkę Olgi Tokarczuk. Warto ją przeczytać niezależnie od tego, czy się film widziało. Tak dalece mi się spodobała, że postanowiłam kontynuować moją przygodę z prozą pisarki. Już mam w czytniku "Prawiek i inne czasy" oraz "Dom dzienny, dom nocny".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty