Sofi Oksanen "Gdy zniknęły gołębie"

Pomiędzy dwiema rumuńskimi lekturami sięgnęłam po powieść reprezentująca literaturę

prawie zupełnie w Polsce nieobecną - estońską (Z powodu zalewu filmów notka trochę przeleżała). Chociaż czy rzeczywiście estońską? Sofi Oksanen urodziła się w Finlandii, tam studiowała i tam mieszka. Pisze, chyba, po fińsku, a w każdym razie tam publikuje i dostaje literackie nagrody, więc chyba jednak reprezentuje literaturę fińską. Dlaczego wobec tego popełniłam błąd, który właśnie naprawiam? Wyjaśnienie jest proste. Otóż jej dwie wydane w Polsce powieści dotyczą problemów Estonii. I w tym wypadku wyjaśnienie jest równie proste - matka Oksanen jest Estonką, nic więc dziwnego, że pisarka zainteresowała się jej ojczyzną. Już choćby tylko z tego powodu warto sięgnąć po wydaną niedawno w Polsce powieść "Gdy zniknęły gołębie" (Czarne 2015; przełożył Sebastian Musielak). No bo co my wiemy o Estonii? Że była jedną z republik radzieckich, że odzyskała niepodległość po roku 1989, ale w którym dokładnie to już niekoniecznie (sprawdziłam - w 1991), że stolicą jest Tallin, niektórzy dodadzą, że bardzo ładny, że ostro przechodziła kryzys ekonomiczny, ale dzięki twardym reformom nie podzieliła losu Grecji, że ma problem z mniejszością rosyjską, że Estończycy dogadają się z Finami i Węgrami (tego ostatniego tak do końca pewna nie jestem), bo mówią językami ugrofińskimi. No dobrze, to Estonia współczesna. A historia? No i tu zaczyna się problem. Ale ten, kto przeczyta powieść Oksanen, chociaż trochę na ten temat się dowie.

Zdarzenia rozgrywają się na dwóch planach czasowych, rozdziały opowiadające o latach czterdziestych przeplatają się z tymi, których akcja umieszczona została w latach sześćdziesiątych. Mamy więc wojnę, krwawą radziecką okupację, a potem ucieczkę Rosjan i nastanie Niemców przez znaczną część Estończyków witanych jak oswobodziciele. Dowiemy się, jak się stosunek do Niemców zmieniał i jaki był niejednoznaczny. Jedni kolaborują, inni próbują jakoś sobie radzić, nieliczni konspirują. Ucieczka Rosjan i nadejście Niemców to dla Estończyków ulga i niespełniona nadzieja na odzyskanie niepodległości. A potem powraca strach przed powrotem armii radzieckiej. Kto może, próbuje uciec. Najtwardsi pozostają w partyzantce, walcząc z okupantem i nową władzą. Lata sześćdziesiąte to sowiecka codzienność. Inwigilacja, pogodzenie się z rzeczywistością, bo w nadejście Amerykanów nikt już nie wierzy, mała stabilizacja i nieśmiałe próby oporu stawiane przez konspirujących studentów i niektóre kręgi inteligenckie. Piszę z konieczności hasłowo, a w powieści Oksanen wszystko zostało zniuansowane. Autorka pokazując różne postawy wobec okupantów, wyjaśnia, skąd się brały i jak się zmieniały.

Oczywiście historia rozpisana jest tu na konkretne ludzkie losy. To opowieść o dwóch kuzynach urodzonych i wychowanych na wsi. Edgar i Roland, różni jak tylko różnić może się człowiek od człowieka. Ten pierwszy, oczko w głowie całej rodziny, dzięki czemu może się kształcić, mitoman i fantasta, ale też twardo stąpający po ziemi, taki, co to dzięki sprytowi, brawurze, bezczelności i przede wszystkim brakowi skrupułów przy odrobinie szczęścia potrafi zawsze dostosować się do panujących warunków. Nawet jeśli znajdzie się pod wozem, to tylko na chwilę. Szybko wypłynie i ustawi się tak, jak wieje wiatr. Co tu dużo mówić, Edgar to wyjątkowa kanalia, gotowa na każde łotrostwo byle tylko się urządzić. A jednak, chociaż najczęściej mu się udaje i jest po stronie zwycięzców, to chciałby więcej, chciałby się nie tylko zasłużyć, ale wyróżnić, chciałby zostać doceniony i znaleźć się przy jednym stole z tymi najważniejszymi. Najczęściej jednak musi zadowolić się staniem w drugim szeregu. A Roland? Przeciwieństwo Edgara, chodząca szlachetność, ideał niemal bez wad. Chociaż on także potrafi być szorstki i bezwzględny, ale tylko dlatego, że wymaga tego  idea, dobro innych, pamięć zmarłych. Trochę ironizuję, bo to jedno przeszkadzało mi w powieści Oksanen. Na tle Edgara i innych bohaterów portret Rolanda wypada najsłabiej, jest zbyt idealny, zbyt jednowymiarowy, zbyt drewniany, ale ... Nie, więcej nie napiszę, bo nie mogę zdradzić zakończenia.

Wśród bogatych psychologicznie bohaterów powieści drugą obok Edgara najlepiej sportretowaną postacią jest Juudit. Jej powikłane losy są głęboko przejmujące. Nieszczęśliwa w małżeństwie, niezaspokojona uczuciowo i seksualnie, samotna. To, że mąż przepadł gdzieś w burzliwym, wojennym czasie, jest dla niej ulgą. Ze strachem myśli o tym, że mógłby któregoś dnia wrócić. Dlatego kiedy spotka swego księcia z bajki, postawi wszystko na jedną kartę, nie oglądając się na to, jak ocenią ją inni. Tym bardziej, że dzięki ukochanemu będzie mogła zapomnieć o głodzie, chłodzie i poniewierce. Jednocześnie ta ślepo zakochana kobieta potrafi być silna, zdecydowana  i samodzielna. Juudit to postać tragiczna. Dlaczego, tego oczywiście zdradzić nie mogę, a zapewniam, że jej losy są  niezwykle skomplikowane i smutne.

Powieść Oksanen jest bardzo gorzka. Nie ma się co czarować. Triumfuje podłość i zło. Wysiłki i starania bohaterów skonfrontowane z ich powojennymi losami okazują się daremne. Nie starczyło im siły, i naprawdę trudno ich potępiać, aby zachować godność. Pogrążają się w szarej codzienności, rozczarowania topią w alkoholu albo uciekają w szaleństwo. Nie mają już siły, aby odwagi i szlachetności uczyć młode pokolenie.

Trzecią zaletą powieści, obok wartości poznawczych i świetnych, zniuansowanych portretów bohaterów, jest jej konstrukcja. Meandrując pomiędzy latami czterdziestymi a sześćdziesiątymi, opowiadając historię z trzech punktów widzenia, autorka umiejętnie podsyca zainteresowanie czytelnika. Ale to nie wszystko. Nie dość, że zwyczajnie jesteśmy ciekawi, co stanie się dalej, to jeszcze dostajemy do rozwiązania dwie zagadki. Pytania, Kto to zrobił? i Co się z nim stało? towarzyszą nam niemal do końca. Przyznam, że o ile odpowiedzi na jedno z nich domyśliłam się wcześniej, o tyle autorka sprytnie uśpiła moją czujność i rozwiązanie drugiej z zagadek kompletnie mnie zaskoczyło. 

Jednym słowem "Gdy zniknęły gołębie" to kawał porządnej powieści. Żadnego postmodernizmu, żadnych literackich eksperymentów, żadnego mrugania okiem, żadnego udawania. No i najważniejsze, że ten sprawny warsztat służy przedstawieniu niebanalnych, istotnych problemów pokazanych w całym ich skomplikowaniu i niejednoznaczności. I jeszcze emocje. Czytelnik nie pozostaje obojętny na losy bohaterów. Irytują, przejmują, poruszają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty