Kupiłam tę książkę zachęcona audycją radiową. Profesor Bogdan Góralczyk, znawca Azji, bardzo ją polecał. Muszę przyznać, że początkowo byłam zdezorientowana. Od rozmowy do lektury minęło kilka miesięcy, a że "Chiny w dziesięciu słowach" wydało Wydawnictwo Akademickie Dialog (2013; przełożyła Katarzyna Sarek), spodziewałam się chyba czegoś w naukowym duchu. Tymczasem Yu Hua to pisarz i temperament pisarski znać w jego książce, która nie ma żadnych naukowych ambicji. To próba spojrzenia na Chiny współczesne z perspektywy rewolucji kulturalnej. Autor porównuje przeszłość z tym, co dzisiaj i zastanawia się, na ile Chiny się zmieniły. Okazuje się, że często to, co wydaje się nowe, jest współczesną odsłoną tego, co w Chinach i w Chińczykach tkwiło zawsze. Taki punkt widzenia wybrzmiewa szczególnie w rozdziale poświęconym słowu rewolucja, w którym autor tłumaczy dzisiejszy amok rozwoju tymi samymi rewolucyjnymi mechanizmami.
Yu Hua, którego dzieciństwo i wczesna młodość przypadły na lata rewolucji kulturalnej (urodził się w roku 1960), opisując swój kraj, czerpie ze swoich wspomnień, doświadczeń, pisze o rodzinie i spotkanych ludziach, o zwyczajnym życiu. Wiele tu barwnych opowieści i anegdot, sporo historii przerażających, które dla kogoś, kto o Chinach czytał, zaskoczeniem nie są. Autor nie szafuje aż tak bardzo okropieństwami jak John Pomfret w swojej książce "Lekcje chińskiego". Tam znalazłam o wiele tragiczniejsze losy. Yu Hua nie wypiera się swojej młodości, szczerze pisze o niegodziwościach, które popełniał jako uczeń. Niezorientowanym wyjaśniam, że w latach rewolucji kulturalnej to uczeń był panem, nie nauczyciel. Tym ostatnim można było do woli poniewierać. Podobnie jak inni uległ indoktrynacji, bo kiedy było się dzieckiem w czasach rewolucji kulturalnej, inaczej się po prostu nie dało. Świadome decyzje, bunt nie przychodziły nikomu do głowy.
Yu Hua wybrał dziesięć słów, które jego zdaniem najlepiej opisują Chiny. To lud, przywódca, czytanie, pisanie, Lu Xun, różnice, rewolucja, niziny społeczne, podróbki, bujanie. Niektóre wydają się oczywiste, inne mniej i właśnie te były chyba dla mnie najciekawsze. Choćby rozdział Czytanie, czyli opowieść o głodzie książek w czasach rewolucji kulturalnej, kiedy palono biblioteki, niszczono książki, a głód lektury mogła zaspokoić jedynie czerwona książeczka z myślami Mao. To fascynująca opowieść o nielegalnym zdobywaniu tego, co ocalało, o ręcznym przepisywaniu, a wreszcie o tym, jaki szał ogarnął wszystkich, kiedy zaczęto na nowo wydawać zakazaną literaturę. Z kolei Pisanie to rozdział o propagandowych gazetkach pisanych ręcznie i wieszanych na domach. Takie pisma miały swoją moc niszczącą, ale można też było przy ich pomocy sprytnie manipulować opinią publiczną. Wbrew pozorom tworzone były w dużej mierze przez zwyczajnych ludzi. Pisał je także Yu Hua razem z bratem i rodzicami, aby na przykład oczernić ojca po to, żeby go w ten sposób ochronić. Innym razem on i jego koledzy zastosowali ten sam trik w obronie ulubionego nauczyciela. Być może brzmi to wszystko kuriozalnie. Żeby zrozumieć, trzeba przeczytać. Gazetki były też, co może się wydać jeszcze dziwniejsze, źródłem pierwszych młodzieńczych erotycznych podniet, a to dlatego, że opisywały obyczajowe skandale, potępiając przyłapanych in flagranti. Wbrew pozorom nie było tam żadnych pikantnych opisów, tylko pole dla wyobraźni. Niezwykle ciekawe są dwa ostatnie rozdziały. Podróbki wbrew wyobrażeniom to nie tylko opowieść o ordynarnych chińskich podróbkach markowych produktów. Otóż w Chinach podrabia się wszystko od nieżyjącego od dawna Mao, po Białe Domy. Dla Chińczyków nic w tym dziwnego. A z wagą słowa bujanie powinni zapoznać się wszyscy ci, którzy w Chinach robią interesy.
Wiele w tej książce innych niezwykłych, absurdalnych i strasznych opowieści z czasów rewolucji kulturalnej. Na przykład o powszechnych krwawych bitwach na ulicach miast, które stanowiły metodę rozwiązywania ideologicznych sporów, a dla autora i jego rówieśników były fascynujące niczym sceny z filmu. Albo historie o zdobywaniu rozmaitych pieczęci, często z narażeniem życia (dosłownie). I na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Po raz wtóry w książce o Chinach spotykam się z tą samą diagnozą: współczesne chińskie społeczeństwo owładnięte jest bezrozumną pogonią za pieniędzmi i konsumpcją. I to jest może najbardziej przygnębiające.
Kolejna bardzo ciekawa opowieść o Chinach, którą warto przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz