Książka Katarzyny Pawlak "Za Chiny ludowe. Zapiski z codzienności Państwa Środka" (carta blanca 2013) to moja kolejna chińska lektura. Na pewno najlżejsza i najbardziej naskórkowa. Autorka, która w Chinach spędziła dwa lata, studiując na szanghajskiej a potem pekińskiej uczelni, z góry uprzedza, że nie towarzyszył jej żaden ambitny zamysł. Książka nie miała być, jak pisze, "obrazem kompletnym" ani "portretem", ani "społeczeństwa", ani "w obliczu", ani "u progu". U jej źródła są blogowe zapiski pisane dla przyjaciół, znajomych i rodziny, zamiast mejli czy telefonów, jak to często dzisiaj bywa.
Całość składa się z dwóch części: pierwsza to obrazki z chińskiej codzienności, druga zapiski i refleksje z kilkunastu podróży po Państwie Środka, najczęściej na tereny przygraniczne, najchętniej tam, gdzie jak najmniej turystów, gdzie można spotkać jeszcze autentyzm a nie turystyczną wydmuszkę pozbawioną życia. A to wszystko w krótkich, klarownych rozdziałach. Ot taki zbiór ciekawostek znakomity dla kogoś, kto się do Chin wybiera albo po prostu Chinami się interesuje, jak ja. Znajdziemy tu opowieść o chińskich fryzjerach, refleksje o tym, jak to jest być cudzoziemcem w Chinach, uwagi o wychowaniu małych Chińczyków, zadumę nad szalonym konsumpcjonizmem, wybrzydzanie na chiński internet nieprzyjazny dla cudzoziemca, obraz chińskiej popkultury i mnóstwo innych obrazków z życia wziętych. Jedne bardzo ciekawe, inne mniej, jedne poważniejsze, kuszące się o socjologiczną, najczęściej, refleksję, inne lżejsze, ot sympatyczne błahostki. A wszystkiemu towarzyszy refleksja o zmianach dokonujących się w szaleńczym tempie w imię często bezmyślnego postępu i otwartości. Kto Chinami się interesuje, kto czytał inne książki o tej tematyce, ten tą konstatacją nie będzie zdziwiony. Pisze o tym i Pomfret ("Lekcje chińskiego"), i Hessler ("Przez drogi i bezdroża").
Autorka zupełnie nie zajmuje się przeszłością, a już szczególnie dwudziestowieczną, dlatego jest to pierwsza książka o Chinach z tych, które przeczytałam, lekka, łatwa i przyjemna. Świetna do pociągu, niekonieczna w formie tradycyjnej, papierowej, wystarczy na czytniku (nie wiem, czy jest w wersji elektronicznej; póki co jeszcze się na czytnik nie zdecydowałam). Wyznam jednak szczerze, że z czasem trochę zaczęła mnie nużyć, ale ogólne wrażenie pozostaje pozytywne. I jeszcze jedno, niestety książce przydałaby się porządna obróbka. Nie jest to zarzut pod adresem autorki, ale kamyczek do ogródka wydawnictwa. Redakcyjna niestaranność tym bardziej dziwi, że carta blanca jest jakąś odnogą PWN-u.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz