Zanim zacznę się pastwić nad błędami, przyjrzę się trochę bohaterom. Kiedy oglądałam film, przede wszystkim stawiałam sobie pytanie: czy to zakazane uczucie jest wzajemne, a jeśli tak, to od kiedy? Czy Anka, najprawdopodobniej po śmierci matki, odesłała swojego młodszego brata do ciotki, bo przerosła ją opieka nad Tadzikiem, czy dlatego, że zdawała sobie sprawę z tego, jakim uczuciem ją darzy? A jeśli tak, to czy i ona czuła to samo? Początkowo nic nie wskazuje na wzajemność z jej strony. Ale kiedy nagle przeprasza brata za to, że go z domu wyprawiła, mówi: "Nie powinniśmy zapominać, że jesteśmy rodzeństwem." (cytat z pamięci). Te słowa obudziły moją czujność, bo brzmią dwuznacznie. Mogą oznaczać tylko siostrzano-braterskie uczucie i troskę, która powinna za tym iść, ale równie dobrze ostrzeżenie: "Jesteśmy rodzeństwem i nie wolno nam o tym zapomnieć. Nie możemy przekroczyć granicy, mimo że bardzo byśmy chcieli." Nadal jednak stawiałam raczej na brak wzajemności. Dopiero scena miłosna, i wszystko, co po niej nastąpiło, przekonała mnie ostatecznie, że i Anka czuje do Tadzika to samo, co on do niej. Jest starsza i rozsądniejsza, więc doskonale zdaje sobie sprawę, że to uczucie zakazane, bez jakiejkolwiek przyszłości, toteż stara się chronić przed nim i siebie, i jego. Czy dlatego jest taka nieczuła, obcesowa, nieprzyjemna, oschła? Czy dlatego nie potrafi uporządkować swojego życia? Czy dlatego wiąże się z nieodpowiednimi facetami, bo chce za wszelką cenę stłumić zakazaną miłość do brata? A może dopiero kiedy Tadzik wrócił, uczucie się odrodziło? Może zapomniała, zwalczyła, a nieoczekiwane pojawienie się chłopaka na nowo zburzyło jej spokój? To musi pozostać w sferze domysłów. Podobnie jak nieoczywiste zakończenie.
Wspominałam już we wstępie o Agnieszce Grochowskiej i Mateuszu Kościukiewiczu. Oboje dali swoim postaciom niejednoznaczność. Ona zimna, oschła, pewna siebie, wyzywająca, innym razem czuła, zagubiona, bezbronna, wrażliwa. Kiedy trzeba, potrafi działać zdecydowanie. On młodzieńczo bezkompromisowy, zazdrosny o siostrę, nie przebierając w środkach, stara się wyeliminować znienawidzonego rywala. Raz po dziecięcemu prawie bezradny w swoich uczuciach, innym razem bierze na siebie odpowiedzialność i za wszelką cenę chce zdobyć pieniądze na spłacenie długu. Uczciwy, brzydzi się poglądami faceta Anki i swoich kumpli (i nie boi się powiedzieć, co o tym myśli), ale jednocześnie przyjmuje ofiarowany mu przez Irminę kradziony dywan i pozwala wcisnąć kit sprzedawcy, aby jak najwięcej zarobić. Grochowska i Kościukiewicz bronią swoich bohaterów. Trudno nie polubić Tadzika, a i Anka początkowo odpychająca, z czasem zaczyna budzić swoim pogubieniem sympatię.
Czas na zarzuty. Jeśli celem reżysera i scenarzysty było wywołanie dyskusji, zaszokowanie publiczności, wzburzenie czy wzruszenie, to nic z tego nie wyszło. Film pozostaje letni, nie zachęca do zadawania sobie pytań na niewygodne tematy. A stało się tak moim zdaniem dlatego, że za dużo tu wszystkiego. Jest i kwestia romska, i faszyzująca młodzież, i nieuczciwi, obleśni politycy. Te wątki rozrzedzają główny temat filmu. W dodatku prowadzone są dość nieudolnie.
Historia Irminy jest do bólu przewidywalna, nie ma w niej żadnego dramatyzmu, z czasem staje się nieznośnie melodramatyczna. Scena jej powrotu do niechcianego męża, który wspaniałomyślnie wybacza, bo chyba (tak każe nam wierzyć reżyser) kocha, jest niczym z kiczowatego wyciskacza łez. I nawet jeśli w zamierzeniu twórców to celowy kicz, ja tego nie kupuję. Naiwnie brzmi też żal Irminy, która obwinia Tadzika o to, że ostatecznie nie miała wyboru i musiała zaakceptować zaaranżowane przez ojca małżeństwo. A co by się zmieniło, gdyby znalazł dla niej czas i wysłuchał? Uciekliby razem? Na to liczyła? Co by to dało? Jeśli reżyser chciał pokazać wewnętrzny dramat Tadzika, pokazać, jego rozdarcie pomiędzy uczuciem do siostry i Irminy, to nie wyszło mu to zupełnie. Ankę kocha, a Irminę traktuje jak dobrego kumpla. I nawet trudno wzruszyć się czy zezłościć losem biednej, romskiej dziewczyny, która przeżywa miłosny zawód. A przecież powinniśmy.
A wątek społeczno-polityczny? Jest schematyczny. Andrzej, facet Anki, to typ od początku do końca niesympatyczny i odrażający. Im dalej, tym gorzej. Żadnego wewnętrznego skomplikowania. Poseł, grany przez Pawła Królikowskiego, to wyjątkowa kanalia. Jak z potocznych wyobrażeń o politykach, którzy kradną i robią różne świństwa. Faszyzujący młodzieńcy też są straszni, napadają na Romów, czytają faszystowskie broszury, zło w czystej postaci. Kpię i ironizuję, nie chcę, aby ktoś pomyślał, że mam zamiar ich bronić. Takie poglądy są mi obce, przerażają mnie i budzą odrazę, ale w "Bez wstydu" poważny problem zostaje pokazany na poziomie marnej telenoweli. Stąd mój kpiarski ton. Nie da się robić filmu o wszystkim, bo powstaje film o niczym. Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz