Magiczny świat Siedmiogrodu, czyli "Fortepian we mgle" Eginalda Schlattnera

Właśnie skończyłam czytać rumuńską powieść "Fortepian we mgle" Eginalda Schlatnera

(Wydawnictwo Czarne 2009), o której tu dwukrotnie w trakcie lektury wspominałam. Trudno było mi się rozstać z tą książką, bo jej świat pochłonął mnie swoją barwnością, magią i dziwacznością. Ale obraz malowany tylko tymi przymiotnikami nie byłby pełny: to także lektura okrutna za sprawą polityki. Akcja powieści rozgrywa się na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych głównie w rumuńskim Siedmiogrodzie. Obserwujemy przemiany zachodzące w Rumunii po drugiej wojnie światowej, upadku Hitlera, wkroczeniu Sowietów, dojściu do władzy komunistów i wygnaniu króla Michała. To książka ciekawa choćby ze względów poznawczych. Cóż wiemy o Rumunii? A może właściwiej byłoby zapytać: o Siedmiogrodzie, który dla bohaterów powieści, rodziny Rescherów (siedmiogrodzkich Sasów), jest małą ojczyzną? Dość wspomnieć, że ledwo mówią po rumuńsku, a ich językiem jest niemiecki, a raczej jego tamtejsza odmiana. To egzotyczny świat zamieszkany przez mieszaninę narodowości: wspomnianych siedmiogrodzkich Sasów (Niemców sprowadzanych do Siedmiogrodu przez królów węgierskich od XII wieku), Cyganów, Węgrów, Rumunów i nielicznych ocalałych Żydów. Historia obeszła się bezceremonialnie szczególnie z tymi pierwszymi. Opisywane zdarzenia kończą się na roku 1951, a przecież wiemy, że potem było jeszcze gorzej. Fascynująca lektura!

Głównym bohaterem powieści jest Clemens Rescher, w roku 1951 dwudziestokilkuletni, pochodzący z zamożnej rodziny fabrykantów. Fabryka jego ojca znacjonalizowano, a majątek skonfiskowano. Zostają wyrzuceni ze swojej willi, a każdy domownik zabrać może tylko jedną walizkę. Jedynie służąca Rosa wiernie trwa przy swoich chlebodawcach, podczas gdy reszta służby i pracownicy fabryki z radością witają upadek rodziny (do czasu, bo rozczarowanie  nowymi porządkamiami przychodzi szybko). Podobny los spotkał już wcześniej (lub spotka za moment) i inne rodziny Sasów siedmiogrodzkich. Jedni zostają tylko wyrzuceni ze swoich majątków, a inni trafiają do obozów pracy w Dobrudży, skąd często już nigdy nie wracają. Bywa, że listonosz przynosi rodzinie małą paczuszkę z łachmanami, jakie zostały po zmarłym. Kto stawia opór, trafia do więzienia, jak ojciec Clemensa, który postanowił trwać w bezsensownym, zdaniem niektórych, oporze. Zamiast się poddać,  stoczył ostatni  bój (raczej honorowy niż w sensie dosłownym)Dlaczego to właśnie Sasów siedmiogrodzkich spotyka tak okrutny los? Z dwóch powodów. Pierwszy oczywisty: tak nowa władza obchodzi się ze wszystkimi posiadaczami i inteligencją, nie tylko tymi o niemieckich korzeniach. Drugi mniej znany: Sasi siedmiogrodzcy popierali w czasie wojny nazistów. Cierpieli podwójnie, bo gdy tylko do Rumunii wkroczyły wojska sowieckie, za współpracę z Hitlerem byli wywożeni do Rosji i osadzani w łagrach. To przyczyna do dylematów moralnych: jedni ukrywali się, unikając wywózki (rodzice Clemensa), niektórzy szli dobrowolnie, towarzysząc innym (pastor). Clemens długo nie widzi nic złego w postawie rodziców, dopieo z czasem uświadamia sobie, że ich postępowanie nosiło znamiona konformizmu.

Ciekawa jest obserwacja postaw wywłaszczanych. Chociaż mają poczucie utraty, niesprawiedliwości, pogardzają nowymi porządkami i pocieszają się myślą o przyjściu Amerykanów, którzy nie zostawią ich w potrzebie, w większosci ze spokojem przyjmują swój los. Powiedziałabym nawet, że robią to godnie. Czasem ich reakcje mogą wydawać się dziwne, nawet nierealistyczne np. matka Clemensa opuszcza dom i udaje się do Dobrudży, gdzie zatrudnia się w spółdzielni rybackiej, zostawiając syna i teściową. A Clemens? Przez dłuższy czas mieszka na polu słoneczników (dawniej własność rodziny), spokojnie rozmyślając nad wyborem dalszej drogi. Co jakiś czas ktoś go odwiedza i jest w tych spotkaniach towarzyskich w polu słonecznikow coś surrealistycznego. To piękny fragment powieści, niby realistyczny, a jednak mający w sobie dozę nieprawdopodobieństwa. W końcu zostaje robotnikiem w fabryce. Ale i te partie opisujące pracę w cegielni czy przy piecu w fabryce porcelany mają w sobie jakiś magiczny urok, są czymś w rodzaju misterium okupionym fizycznym wysiłkiem.

Jest to też powieść o szukaniu drogi życiowej, o układaniu się ze światem. Wszystko się przewróciło, ale żyć trzeba. Także o miłości. Związki Clemensa z kobietami, właściwie dziewczynami, są bogate i różne. Jest wśród nich Petra, przyjaciółka z dzieciństwa, córka prostych ludzi. Jest wykształcona Isabela, panienka z dobrego domu, wnuczka miejscowego mistrza-cukiernika. Jest Cyganka Rosita, z którą pracuje w cegielni. Jest chyba najważniejsza, Rumunka Rodica, której rodzinę zesłano do Dobrudży, a tylko ona  została w Siedmiogrodzie i pracuje w upaństwowionym gospodarstwie rolnym, między innymi grając krowom na fortepianie, aby dawały mleko (tak!). Jest wreszcie Eva-Maria w odległym Banacie (część Siedmiogrodu na granicy z Serbią zamieszkana m.in. przez Szwabów banackich sprowadzanych na te tereny za czasów austriackich). To tu Clemens spędza urlop u rodziny swojego wuja. Urlop, który nieoczekiwanie obfitujre w tragiczne wydarzenia.

Nie sposób zaprezentować tu całego bogactwa i przepychu tej książki. Krótko  wspomnę o tym, co jeszcze przykuło moją uwagę.

Wędrówka Clemensa i Rodici z Siedmiogrodu przez Karpaty, Bukareszt do Dobrudży, gdzie chcą odnaleźć swoich krewnych. Magiczna, melancholijna podróż, w czasie której spotykają barwne typy (np. zwariowana bukaresztańska ciotka Rodici), obcują z nieznaną Clemensowi rodzinną krainą ukochanej. Nieoczekiwanie to wtedy ujawniają się różnice kulturowe między nim-Sasem a nią-Rumunką.

Humor. Opowieść o tych strasznych czasach inkrustowana jest zabawnymi zdarzeniami. Ot na przykład pewien dość ponurej sławy towarzysz Izydor zwierza się, jak to próbował kiedyś pozbawić cnoty swoją ukochaną. A działo się to mroźną nocą na pustej platformie wagonu bydlęcego (jej ojciec był dróżnikiem, stąd ten wagon), którego powierzchnia zamieniła sie w ślizgawkę. Spleceni w miłosnym uścisku ślizgali się po platformie, co czyniło niemożliwym skonsumowanie tego związku, aż wreszcie zrozpaczony Izydor poprosił niebiosa o pomoc. Został wysłuchany! Gołe pośladki ukochanej przymarzły do podłogi wagonu i Izydor mógł wreszcie zrobić to, o czym marzyli kochankowie.

Ironia. Narracja bywa zjadliwie ironiczna, szczególnie, kiedy opowiada o nowej władzy. Oto próbka: "Młockarnię Matza Leforta partia potulnie oddała właścicielowi, ale dla pewności kazała go na miejscu aresztować. Nikt nie wiedział, dokąd trafił. A ta potworna maszyna nie chciała się podporzadkować nakazom władzy. Parowy kombajn pożarł ludzką rękę aż po ramię i męską nogę aż po pachwinę, straszne!"

Mistyka. O tym, że niektóre zdarzenia pozornie realistyczne robią wrażenie nieprawdopodobnych, wspominałam. Ale oprócz takiego sposobu pisania jest jeszcze coś. To świat, w którym wierzy się w duchy. Gdzieś tam nad rzeką straszy zjawa kobiety. Nawet  towarzysze są tego pewni. Deportowana rodzina jest przekonana, że zmarła babka natychmiast po ich wyjeździe wstanie z grobu i ruszy za nimi. Żeby jej w tym przeszkodzić (przecież kiedyś wrócą do swojej wioski), trzeba  nasypać do trumny ziaren zboża. Kiedy wstanie o północy, zechce je przeliczyć i tak zejdzie jej do rana, a świt przywiąże ją do miejsca pochówku. Prawda jakie proste? Albo takie sceny: "Z wagonu wyroiły się pszczoły, rozżarzone punkciki żółte, czarne i pomarańczowe. Otoczyły młodego człowieka przy fortepianie, utworzyły wokół niego ochronny klosz. Żaden człowiek nie odważył się podnieść na niego ręki." A zaraz potem groźni funkcjonariusze Securitate chwytają się pod boki i zaczynają tańczyć.

Czyż nie piękna to powieść, w której krowom przygrywa się na fortepianie, fortepiany stoją w opuszczonym ogrodzie, a coś, co koniecznie trzeba zabrać ze sobą, gdy deportują cię z rodzinnej wsi to też  fortepian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty