Kiedy usłyszałam, że Aleksandra Lipczak pisze kolejną książkę o
Hiszpanii, ogromnie się ucieszyłam. Po pierwsze dlatego, że bardzo podobali mi się jej "Ludzie z placu Słońca" - reportaże z ogarniętego kryzysem kraju. Po drugie uwielbiam Hiszpanię. Podróżowałam po niej kilkakrotnie, za każdym razem zwiedzając inny region. Gdyby ktoś mnie zapytał, które europejskie państwo, jako turystka, lubię najbardziej, pewnie wymieniłabym Włochy, ale Hiszpania byłaby na drugim miejscu. Chociaż kto wie? A może oba postawiłabym na równi? Był i trzeci powód, który sprawił, że na kolejną reporterską książkę Aleksandry Lipczak, "Lajla znaczy noc" (Karakter 2020) czekałam z niecierpliwością, - miała to być rzecz o Andaluzji, w której oczywiście też byłam. Nie wnikając głębiej w tę zapowiedź, uznałam, że będzie to, jak poprzednio, zbiór reportaży tym razem ograniczony do jednego regionu. Jakież było moje zdumienie, kiedy wreszcie zaczęłam czytać! Bo okazało się, że to zupełnie inna książka! Jeszcze lepsza, niezwykle ciekawa, mądra, głęboka i pięknie napisana! Ale najważniejsza informacja jest taka, że tym razem to nie reportaż. Co w takim razie? Chyba najbliżej jej do eseju. I wbrew wcześniejszym zapowiedziom rzecz nie ogranicza się tylko do Andaluzji. Bo Aleksandra Lipczak przygląda się dziedzictwu Al-Andalus, czyli czasom, kiedy dużą część Półwyspu Iberyjskiego zajmowali muzułmanie, tworząc w różnych okresach emiraty, kalifaty albo królestwa, w których zamieszkiwali także chrześcijanie i żydzi. Autorka nie tylko sięga głęboko do historii, ale czasem pokazuje, a czasem zastanawia się, jak to dziedzictwo rezonuje współcześnie. Czy jest ważne? Czy je widać? Czy Hiszpanie je sobie uświadamiają? Czy przewartościowują swoje widzenie własnej historii? Może nie tyle czy, bo wtedy odpowiedź będzie oczywista - tak, ale jak bardzo? na ile?Kiedy podróżuje się po Hiszpanii, zwiedza się oczywiście wspaniałe zabytki, jakie pozostały po tamtej epoce, bo przecież słusznie są niezwykłą turystyczną atrakcją, ale jednocześnie na każdym kroku słyszy się o Rekonkwiście, o Królach Katolickich, Ferdynandzie i Izabeli, i chcąc, nie chcąc, przyjmuje się taki punkt widzenia. Czasy panowania Maurów jawią się z tej perspektywy jak jakaś baśń. Jej namacalnym świadectwem są takie niezwykłe miejsca jak choćby najsłynniejsze - Alhambra w Granadzie czy Mesquita w Kordobie. Gdybym znała książkę Aleksandry Lipczak, zanim wyprawiłam się do Andaluzji i w inne rejony, gdzie ślady Al-Andalus są silne, moje zwiedzanie byłoby znacznie głębsze, mądrzejsze, więcej bym zauważyła i zrozumiała, postawiłabym sobie pytania, jakich wówczas nie stawiałam.
Najważniejsze zagadnienie, wokół którego krąży książka, to jak widzieć Rekonkwistę. Czy było to zwycięstwo katolicyzmu nad opresyjnym islamem? Czy przeciwnie zagłada wyrafinowanej kultury, sztuki, a przede wszystkim cywilizacji? Tak widział to Lorca. Czy w ten sposób rodziła się nowoczesna Hiszpania? Czy w ogóle powinno się mówić o Rekonkwiście, czy raczej o podboju? To pierwsze spojrzenie bliższe zawsze było hiszpańskiej prawicy. Nie przez przypadek rekonkwistą nazywał Franco wojnę z Republiką. Co zbudowało duszę Hiszpanów - osiemset lat współżycia muzułmanów, żydów i chrześcijan czy Rekonkwista i katolicyzm? A wreszcie, czy fakt, że Hiszpanie dość przyjaźnie przyjmują uchodźców, można tłumaczyć tym średniowiecznym dziedzictwem? Odpowiedzi wcale nie są jednoznaczne i proste. Autorka oddaje głos różnym stronom sporu, powołuje się na rozmaitych naukowców. Jedno po lekturze książki Aleksandry Lipczak wydaje się bezsporne - że toczy się dyskusja, że ustalone dotąd poglądy ulegają rewizji.
Jeśli po tym, co tu napisałam, ktoś wyobraził sobie, że "Lajla znaczy noc" to tylko rozważania wokół tych zagadnień, jest w błędzie. Ta książka to także podróż. Z jednej strony autorka wędruje śladami Al-Andalus - odwiedza jej najważniejsze miejsca, Kordobę, Toledo, Granadę i wiele innych. Z drugiej wyprawia się w przeszłość do tych samych miejsc. I jedno, i drugie robi wspaniale. Bez trudu stawało mi przed oczami to, co sama widziałam, będąc w Hiszpanii, ale przede wszystkim wędrowałam ulicami średniowiecznej Kurtuby (Kordoby) i innych miast, oglądałam pałace kalifów czy pracownie tłumaczy w Toledo. (Ich historia tych stanowi osobne niezwykle ważne i ciekawe zagadnienie)
To i wiele więcej znaleźć można w najnowszej, znakomitej, książce Aleksandry Lipczak "Lajla znaczy noc". Lektura obowiązkowa nie tylko dla tych, którzy Hiszpanię znają lub podróż dopiero planują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz