Maryla Szymiczkowa "Tajemnica domu Helclów", "Rozdarta zasłona", "Seans w Domu Egipskim", "Złoty róg"

Wielokrotnie w moich zapiskach wspominałam, że nie czytam

kryminałów. Przyczyna jest prozaiczna - brak czasu i konieczność selekcji lektur. Poza tym, od kiedy nieżyjący już Henning Mankell skończył serię z komisarzem Wallanderem, jakoś nie potrafiłam znaleźć ich następców. Kilkakrotnie podejmowałam próby, ale żadna nie zakończyła się sukcesem. Po jednej książce z serii nie sięgałam po kolejną. Wcześniej był taki czas, kiedy czytałam sporo kryminałów, teraz zdarza się to sporadycznie. 

Kilka lat temu dostałam w prezencie "Rozdartą zasłonę" Maryli

Szymiczkowej (Znak Literanova 2016) - drugi tom serii kryminałów retro, których akcja rozgrywa się w Krakowie z przełomu wieku XIX i XX, a ich bohaterką jest profesorowa Zofia Szczupaczyńska. Nie jest już żadną tajemnicą, że za Marylą Szymiczkową skrywa się autorska para - pisarz Jacek Dehnel i tłumacz, amerykanista Piotr Tarczyński. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, więc chociaż do książki podchodziłam sceptycznie, to jej lektura sprawiła mi przyjemność. Wtedy jednak poprzestałam na "Rozdartej zasłonie". Sama nie wiem dlaczego, kiedy jesienią poprzedniego roku (2020) ukazał się czwarty już tom serii, "Złoty róg", a autorzy zaczęli udzielać wywiadów, zapragnęłam przeczytać całość. Najbardziej zaintrygował mnie "Seans w Domu Egipskim" (2018), więc poszedł na pierwszy ogień. Potem wróciłam do części pierwszej, "Tajemnicy domu Helclów" (2015), aby całkiem niedawno, kiedy miałam już wszystkiego dość, przeczytać "Złoty róg".

Być może zajadli czytelnicy kryminałów i powieści sensacyjnych

kręciliby nosem na niezbyt skomplikowaną intrygę, mnie to jednak nie przeszkadza. Różnie z tym zresztą bywa - czytając "Seans w Domu Egipskim", dość szybko domyśliłam się, kto jest mordercą, z kolei zagadka "Tajemnicy domu Helclów" wydała mi się mocno skomplikowana i pokręcona. Nie na tym polega urok tych książek.  Tak, słowo urok najlepiej oddaje ich charakter. Jest to po prostu bardzo przyjemna lektura. Taka, która pozwala oderwać się od problemów, zapomnieć na chwilę o świecie, sprawić sobie przyjemność. Dlaczego? Powodów jest kilka. Podaję je w kolejności przypadkowej.

Bohaterka. Zofia Szczupaczyńska, żona profesora Uniwersytetu

Jagiellońskiego, trochę po czterdziestce, bezdzietna, nieco znudzona monotonią swojej egzystencji, dniami upływającymi zawsze tak samo. Od kiedy odkryła w sobie żyłkę i talent detektywistyczny, z radością rzuca się na każdą kolejną zagadkę. Niestety interesujące morderstwa, których wyświetlenie godne jest jej talentu, nie zdarzają się w Krakowie, mieście sennym i prowincjonalnym, często. Ale kiedy już trafi się jakaś intrygująca zagadka, profesorowa Szczupaczyńska oddaje się wyjaśnieniu tajemnicy z gorliwością, bezczelnością i pewnością siebie, sprytnie manewrując tak, aby jej mąż, poczciwy safanduła Ignacy Szczupaczyński, całkowicie pod pantoflem żony, nie zorientował się, czym zajmuje się jego małżonka, gdzie się włóczy, z jakimi ludźmi musi się spotykać. Jeśli trzeba, potrafi nawet uciec się do podania mężowi środka nasennego albo wysłania go do dawno nieodwiedzanych nudnych krewnych żyjących w zapuszczonym domu na wsi, gdzie, o zgrozo, nie docierają żadne gazety. Biedny Ignacy pozbawiony swojej codziennej lektury marzy, aby czym prędzej wrócić do domu. Poza tym profesorowa Szczupaczyńska jest snobką, plotkarą, zadziera nosa, przypomina nieco Dulską i ma wiele innych okropnych cech. Znakomicie wypunktowała ją wierna służąca Franciszka w swoich złośliwych i zabawnych zapiskach. Ale kiedy Zofia szuka mordercy, gotowa jest na wiele poświęceń - zrobi coś, czego absolutnie nie wypada robić kobiecie z dobrego domu. Nie jest jednak tylko potworem, ma też dobre strony, a w ostatnim tomie poznajemy jej nieoczekiwane pokusy i nieśmiałe porywy serca. Oczywiście profesorowa Szczupaczyńska to niewątpliwie odległa krewna panny Marple, odległa, bo o ile pamiętam, bohaterka kryminałów Agaty Christie była poczciwa i sympatyczna.

Kraków. Wielką zaletą całej serii są opisy miasta. Dokładne, oddające jego klimat, ciekawe, oparte na dokładnym researchu, pokazujące zmiany, które zaszły w ciągu tych kilku lat, w których toczy się akcja tych powieści. Choćby ten tytułowy Dom Egipski przy ulicy Retoryka, wielka atrakcja i sensacja. Nawiasem mówiąc, dziś ten budynek w niczym nie przypomina oryginału - trudno się domyślić, że kiedyś jego zdobienia nawiązywały do starożytnego Egiptu, skąd wzięła się nazwa. No i wtedy ulica Retoryka, gdzie powstawały eleganckie, charakterystyczne kamienice projektowane przez Teodora Talowskiego, to były opłotki Krakowa, a jej środkiem płynęła Rudawa. Takich smaczków jest w kryminałach o profesorowej Szczupaczyńskiej znacznie więcej. Kto, jak ja, lubi kiedy akcja powieści jest mocno osadzona w jakimś miejscu, kiedy można wędrować ulicami miasta, rozpoznając domy, ulice, zaułki, albo szukać ich na planie, ten znajdzie w tych książkach sporą przyjemność.

Mimo lekkiej formy każdy z tomów nawiązuje do tego, co w Krakowie akurat wtedy się działo i poruszało mieszkańców miasta. Mamy więc pogrzeb Jana Matejki, Przybyszewskiego i jego świtę, Wyspiańskiego i inteligentną zabawę z "Weselem", modne seanse spirytystyczne, echa rabacji galicyjskiej czy wreszcie problem emigracji za ocean, przy okazji której zdarzało się wiele oszustw. Na przykład werbunek młodych dziewczyn z ubogich warstw społecznych, które pod pozorem otrzymania dobrej posady były często wysyłane do domów publicznych w Brazylii.  Przez karty powieści przewija się wiele znanych nazwisk ze świata artystycznego, arystokratycznego czy naukowego.  Drugoplanowym bohaterem jest młody Tadeusz Żeleński, najpierw student Ignacego Szczupaczyńskiego, potem bon vivant, który dzięki swoim koneksjom umożliwia Zofii dotarcie do osób i miejsc, do których szanowana i szanująca się krakowska matrona na pewno bez jego pomocy nie miałaby dostępu. To dzięki niemu jest obecna na słynnym weselu w Bronowicach albo w salonie Przybyszewskich.

A poza tym książki są elegancko napisane. Lekko stylizowane, trochę dowcipne, trochę ironiczne, trochę z przymrużeniem oka. Literacka zabawa, gra konwencją. Jeśli ktoś lubi takie niezobowiązujące, a jednocześnie niepozbawione ambicji książki, polecam. Ja na pewno przeczytam kolejną, która być może wyjdzie za rok lub dwa.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty