Dawno nie byłam w kinie. To efekt dwóch towarzysko zarwanych weekendów i intensywnego czasu w pracy. Wiele chyba nie straciłam, może obejrzałabym "Jeszcze dzień życia", ale ponieważ recenzje były różne, postanowiłam się w tej sytuacji jakoś specjalnie nie spinać i przeznaczyć wolne chwile na lekturę.
Najbardziej żałuję, że z wyżej wymienionych powodów nie udało mi się napisać o "53-ech wojnach" Ewy Bukowskiej, które obejrzałam już jakiś czas temu. Dlatego dziś kilka refleksji bardziej wokół niż o filmie inspirowanym historią Grażyny i Wojciecha Jagielskich, opartym ne jej książce "Miłość z kamienia". Przejmujący, poruszający, mroczny, bardzo intensywny obraz popadania w depresję spowodowaną panicznym strachem o męża, reportera wojennego, i destrukcji rodziny. Opowieść o cenie, jaką płaci się za miłość i pasję. I ważne pytania. Czego możemy wymagać od partnera? Czy jest możliwy kompromis? Czy człowiek z taką pasją powinien zakładać rodzinę? Bohater filmu wielokrotnie podkreśla, że najbliżsi są dla niego biletem powrotnym. Nic mu się stać nie może, bo oni czekają. To jego perspektywa. A jej? Ona umiera z niepokoju. Strach narasta, aż w końcu nie radzi sobie z rzeczywistością. Obsesyjnie czeka na telefon, nie zajmuje się dziećmi, które też płacą cenę, szczególnie starszy syn, bo przejmuje rolę głowy rodziny, na ile oczywiście jest w stanie. Poruszającym dopełnieniem filmu był dla mnie wywiad z Grażyną Jagielską, jaki przy okazji ukazał się w Wysokich Obcasach (chyba w wersji Ekstra, ja czytałam go w internecie). Cenę za pracę męża płaci do dziś, być może już nigdy nie będzie całkiem zdrowa. To po pierwsze. A po drugie wyraźnie mówi, że ratunkiem dla niej byłoby postawienie wyraźnego zakazu zaraz na początku jego drogi dziennikarskiej. tymczasem ona w geście protestu rozbiła tylko talerz. Wtedy mógł się jeszcze zająć inną działką, nie musiał jeździć na wojny, był początkującym dziennikarzem, bakcyl reportera dopiero zaczął w nim kiełkować. I tu rodzą się refleksje. Bo rzeczywiście to uratowałoby Grażynę Jagielską przed syndromem stresu bojowego, którego się nabawiła z powodu pracy męża, ale nas, czytelników, pozbawiłoby znakomitych książek Wojciecha Jagielskiego. Nie powstałaby "Modlitwa o deszcz" czy "Wszystkie wojny Lary". Ale może napisałby inne książki? Diabelskie dylematy. Warto poszukać tego wywiadu, tak jak warto obejrzeć film Ewy Bukowskiej. Także dla znakomitej roli Magdaleny Popławskiej. Tyle wokół "53-ech wojen".
A teraz o "Dziedziczkach", które obejrzałam z poślizgiem z powodu zawirowań z czasem (wolnym oczywiście). Warto zobaczyć ten paragwajski film, którego reżyser, debiutant, Marcelo Martinessi zdobył w Berlinie Srebrnego Niedźwiedzia za reżyserię i nagrodę FIPRESCI. Na tym samym festiwalu nagrodzona została także Ana Brun grająca główną rolę, Cheli. Od razu zaznaczę, że na pewno nie jest to film dla masowej widowni. Niewiele się dzieje, wszystko toczy się niespiesznie, gdzieś pomiędzy słowami, w gestach, spojrzeniach. Kamera skupia się na szczegółach wydobywanych z cieni i półcieni, a nawet z mroku. Nie ma tu szerokich planów, wszystko rozgrywane jest w zbliżeniach, a dodatkową trudnością jest półmrok często panujący w pomieszczeniach. Widzimy tyle, ile widzą bohaterki, kiedy wątłe światło wydobywa z cienia jakieś szczegóły - tacę z filiżankami i napojami, obraz na sztalugach, jakiś cenny mebel, pomarszczone twarze bohaterek, odłażącą ze ściany tapetę. Przyznam, że początkowo taki sposób filmowania bardzo utrudniał mi oglądanie filmu. Więcej, irytował. Dawało to mniej więcej taki efekt jak widziane na marnej jakości telewizorze sceny dziejące się nocą czy w ciemnym pomieszczeniu. Ale z czasem przyzwyczaiłam się chyba albo mroku było mniej. "Dziedziczki" to opowieść o dwóch starzejących się, mieszkających razem kobietach, Cheli i Chiquicie, które z powodu problemów finansowych zmuszone są sprzedawać cenne rodzinne meble, naczynia, obrazy i pamiątki. Stare, zaniedbane, niegdyś zamożne mieszkanie, powoli pustoszeje. Chela przypłaca tę sytuację depresją, energiczna i bardzo praktyczna Chiquita radzi sobie znacznie lepiej. Nawet kiedy za długi trafia do więzienia, przyjmuje ten fakt jak kolejne zadanie do wykonania. Ale jest to też film o, może nie tyle toksycznym, ile nadopiekuńczym związku i o budzeniu się z letargu. Uwaga! Teraz będzie spojler, w kwadratowym nawiasie i mniejszą czcionką! [Chiquita z troski o swoją partnerkę usuwa jej spod nóg wszelkie przeszkody. Dba o wszystkie wygody, wie, kiedy podać lekarstwa, jakie napoje lubi pić, sama prowadzi negocjacje z potencjalnymi kupcami, sama decyduje, co sprzedać, nie chce narażać na jeszcze większy stres. Chela jest jak dziecko albo może jak rozkapryszona dziedziczka? Nie wiemy, co jest przyczyną, a co skutkiem. Czy stała się taka bezwolna, bo zdominowała ją Chiqiuta? Czy może jest odwrotnie? Od dzieciństwa przyzwyczajona do wygód, pozwala układać sobie życie. Dopiero kiedy zabraknie Chiquity, powoli budzi się do życia. Na oczach widza rozgrywa się dramat. Starzejąca się kobieta stopniowo zaczyna interesować się sporo młodszą od siebie Angy. Wysłuchuje jej opowieści i zwierzeń, chce być jak najbliżej, zaczyna zwracać uwagę na swój wygląd, jest zazdrosna o jej dość powikłane życie osobiste. Pewnie zdaje sobie sprawę, że nie ma szans na związek między nimi, tym bardziej, iż wszystko wskazuje na to, że Angy jest heteroseksualna. Ale na uczucie nie ma mocnych. Być może też ta sytuacja pozwala jej uwolnić się od nadopiekuńczej Chiquity. Dlatego jej powrót z więzienia zamiast radością jest dla Cheli katastrofą. Jeszcze większą planowana sprzedaż samochodu, który stał się dla niej synonimem wolności. Przejmujący jest ten dramat starzejącej się kobiety nieszczęśliwie zakochanej w innej, dużo młodszej od siebie.] Wszystko rozegrane zostało bardzo subtelnie. Widz musi się domyślać, spekulować, śledzić grymasy twarzy, gesty, drobiazgi. Ciekawa jest jest też warstwa społeczna filmu, dla widza z Ameryki Południowej pewnie oczywista, dla widza z Europy niekoniecznie. Różnice społeczne - bogate kobiety, upadłe dziedziczki starych fortun i służące, dziewczyny z prowincji, analfabetki. Przestępczość - to dlatego Chela może dorabiać, wożąc samochodem swoje bogate znajome, które boją się korzystać z usług taksówkarzy. I wszechobecny strach, z którym wszyscy nauczyli się jakoś żyć. Bardzo ciekawy film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz