Karolina Bednarz "Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet"

Po książkę Karoliny Bednarz "Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet" jakoś nie miałam zamiaru sięgać. Tyle jest do czytania, że nie bardzo mam ochotę otwierać kolejny temat, jakim dla mnie  jest Japonia. Z takich samych przyczyn nie planowałam lektury "Ganbare" Katarzyny Boni. Wtedy na zmianę decyzji wpłynęły świetne recenzje i nominacje do ważnych literackich nagród (Kapuścińskiego i Gryfii, tę drugą autorka dostała). Tym razem ugięłam się po wysłuchaniu rozmowy o książce w Tygodniku Kulturalnym i wywiadzie z autorką tamże, no i zdecydowała jeszcze rekomendacja bliskiej mi osoby. W obu przypadkach decyzji nie żałuję. Obie książki bardzo ciekawe, obie rozwiewają mity dotyczące Japonii. Jednym słowem warto po nie sięgnąć.

Karolina Bednarz, japonistka z wykształcenia, w Kraju Kwitnącej Wiśni spędziła jakiś czas, bo tam studiowała. Swoje reportaże oparła na licznych bezpośrednich spotkaniach z Japonkami oraz na niezwykle bogatej dokumentacji. Po ilości przypisów widać, że autorka przeczytała bardzo dużo książek, aby jeszcze lepiej zgłębić temat. Kto uważnie spojrzał na tytuł, a właściwie podtytuł, domyśla się, że reporterkę zainteresowało spojrzenie na Japonię z kobiecej perspektywy. I jest to perspektywa przerażająca. Jeśli komuś się wydaje, że żyjemy w kraju patriarchalnym, w którym prawa kobiet niewiele znaczą, ma oczywiście rację, ale na pocieszenie mogę dodać (co to za pocieszenie), że los Japonek jest o całe Himalaje gorszy! Jak to możliwe? W cywilizowanej Japonii? Okazuje się, że możliwe. Jeżeli Polak pozostający w związku poświęca na prace domowe, ewentualnie na opiekę nad dziećmi ileś tam godzin tygodniowo, co oczywiście jest ułamkiem czasu, jaki w dom i rodzinę musi inwestować Polka, to Japończyk w podobnej sytuacji nie kiwnie palcem w ogóle. Rozmówczynie Karoliny Bednarz opowiadają o tym, jak gnają z pracy po dziecko do przedszkola, bo mąż nawet jeśli ma bliżej, nawet jeśli będzie w domu, to dziecka z przedszkola nie odbierze ani się nim nie zajmie. Mowy nie ma. Takiej tradycyjnej roli kobiety sprzyja edukacja. Kiedy czyta się, czego uczone są w przeciętnej szkole japońskie dziewczęta, jak przekazywane im treści drastycznie różnią się od tego, co poznaje młody Japończyk, to włos jeży się na głowie. Aż trudno uwierzyć, że taka sytuacja jest możliwa w dwudziestym pierwszym wieku! W Japonii!

Ale nie tylko o obowiązkach domowych opowiadają bohaterki "Kwiatów w pudełku". Reporterka zajmuje się różnymi aspektami życia kobiet. Pisze o podporządkowaniu rodzinie męża, o beznadziejnym położeniu nieślubnych dzieci - jeśli nie zostaną uznane przez ojca, nie mają korzeni, a więc dla państwa właściwie nie istnieją, co oznacza na przykład brak opieki medycznej. Sporo miejsca poświęca seksualizacji kobiet, również młodych dziewczyn, molestowaniu w zatłoczonych środkach komunikacji. Autorka pokazuje hipokryzję państwa - z jednej strony seks w Japonii poddany jest tabuizacji, z drugiej mężczyźni mogą pozwolić sobie na wiele. Jeśli dopuszczą się przestępstwa na tle seksualnym, pozostają właściwie bezkarni. Przerażająca jest opowieść o seksualnym wykorzystywaniu kobiet tuż po zakończeniu drugiej wojny, kiedy Japonia była okupowana przez Stany Zjednoczone. Japońskie władze stworzyły całe legiony składające się z tak zwanych pocieszycielek, czyli młodych Japonek zmuszanych do prostytucji na rzecz amerykańskich żołnierzy. Wabione były podstępem pod pretekstem pracy. W podobny sposób traktowali Japończycy kobiety na okupowanych przez siebie terenach w czasie drugiej wojny.

Bardzo zaskakujące są opowieści o wykluczonych. O bezdomnych, o chorych na trąd, którzy do lat dziewięćdziesiątych zeszłego wieku byli izolowani (Kłania się film "Kwiat wiśni i czerwona fasola", który zresztą autorka przywołuje), o Koreańczykach albo ich potomkach mieszkających w Japonii. To oczywiście nie wszystkie zagadnienia, jakie porusza autorka. Książka jest znacznie bogatsza.

Japonia jawi się z tych reportaży jako kraj, w którym patriarchalizm i rozmaite tabu mają się znakomicie. To, co niewygodne, zamiata się pod dywan. Na to również zwracała uwagę w swojej książce Katarzyna Boni. Karolina Bednarz pisze, że nie zawsze tak było. Krótki przebieg przez dzieje Japonii pokazuje, że w pewnym okresie panował tam może nie tyle  matriarchat, ile  kultura kobiet. Z czasem państwo zaczynało wypierać dawne mity i obyczaje. Kobiety musiały ustąpić miejsca mężczyznom. Na masową skalę nastąpiło to po drugiej wojnie. Stało się świadomą polityką państwa, które chciało zrobić miejsce na rynku pracy milionom mężczyzn wracających z wojny. Zagoniono kobiety do domów i zaczęto systematyczną pracę u podstaw nad zmianą sposobu myślenia i stylu życia. Ta operacja udała się w pełni. I jest to wiedza przerażająca nie tylko w kontekście tej książki. Na koniec odrobina optymizmu. Powoli, powoli zachodzą zmiany. Coraz więcej kobiet chce żyć po swojemu, dokonywać wyborów, nie zależeć od męża i jego rodziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty