Martin Pollack "Skażone krajobrazy", "Topografia pamięci"



Od dawna zamierzałam wrócić do książek Martina Pollacka, austriackiego reportera, dziennikarza, pisarza, eseisty, od czasu studiów slawistycznych bardzo mocno związanego z Polską. Po raz pierwszy usłyszałam o nim, kiedy wydana została jego książka „Śmierć w bunkrze”, w której w bezkompromisowy sposób zmierzył się z przeszłością swojej rodziny, a szczególnie swojego ojca, członka gestapo, zbrodniarza wojennego. Zginął, kiedy próbował nielegalnie przekroczyć granicę, aby uciec do Ameryki Południowej. Potem czytałam jego artykuły i książki, „Po Galicji” i „Cesarza Ameryki”. Obie znakomite, a druga, opowieść o zjawisku masowej zarobkowej emigracji z Galicji na przełomie wieku XIX i XX, to lektura obowiązkowa. Galicja jest tematem szczególnie bliskim Pollackowi. Od jakiegoś czasu na mojej wirtualnej półce książek oczekujących na przeczytanie istniały sobie dwie kolejne - najpierw pojawiły się „Skażone krajobrazy” (Czarne 2014; przełożyła Karolina Niedenthal), stosunkowo niedawno (2017) w tym samym wydawnictwie w tym samym tłumaczeniu „Topografia pamięci”. Spotkanie autorskie z Martinem Pollackiem ostatecznie zmobilizowało mnie, aby spośród wielu książek cierpliwie czekających na swój czas wybrać właśnie te dwie. Przeczytałam je jedna po drugiej i był to bardzo dobry pomysł, bo obie ze sobą korespondują. Pierwsza, dłuższy esej, mogłaby równie dobrze być częścią "Topografii pamięci", zbioru tekstów Pollacka ukazujących się przez ostatnie lata w prasie. Niektóre z nich nawiązują do tematu „Skażonych krajobrazów”.
W tym eseju Martin Pollack wydobywa na wierzch zapomniany albo zamieciony pod dywan fakt, że ziemie Europy Środkowej pełne są masowych, bezimiennych grobów, skrzętnie i celowo ukrytych przez tych, którzy dokonywali egzekucji i mordów. To groby z czasów pierwszej i przede wszystkim drugiej wojny światowej. O niektórych wiemy, to sprawy głośne - Katyń, Babi Jar, Treblinka, Bełżec, fakt istnienia innych znany jest tylko w najbliższej okolicy, o jeszcze innych już prawie nikt nie pamięta. Umierają ostatni świadkowie, którzy i tak niechętnie dzielili się swoją wiedzą. Dla mnie odkryciem był fakt, że pełna masowych grobów jest Słowenia, gdzie w gęstych lasach, w jaskiniach, w skalnych rozpadlinach znajduje się ponad sześćset takich miejsc. Także Austria. Co to znaczy w tym wypadku masowy? Kim były ofiary? Kim sprawcy? Masowy to na przykład nawet sto tysięcy ciał albo ponad dziewięćdziesiąt (tysięcy) w pięćdziesięciu siedmiu dołach w lesie Lisinice pod Lwowem, który dziś jest miejskim parkiem. Jak głęboki musiał być taki dół? Jak szeroki? Jak trzeba było dobrać miejsce, aby potem je sprytnie zamaskować? Kto go kopał? Często ofiary albo miejscowa ludność, której los w takim wypadku też był już przesądzony. A ofiary? Żydzi, odpowiemy. Tak, ale nie tylko. Także polscy oficerowie (Katyń), Białorusini, Słoweńcy, Cyganie i wielu innych. A mordercy? Faszyści, odpowiemy. Tak, ale też nie tylko. Nie zapominajmy, że niektóre z tych masowych grobów to czas pierwszej wojny światowej. W innych leżą ludzie zamordowani przez partyzantów Tity. Oskarżono ich o kolaborację z Niemcami. Ale nie każdy leżący w takim dole rzeczywiście był sympatykiem hitlerowców. Nikt się nad tym nie zastanawiał, nie dzielił włosa na czworo, stosowano odpowiedzialność zbiorową. Takimi bezimiennymi, masowymi grobami bywały rzeki, na przykład Dunaj, gdzie faszyści wrzucali zwłoki mordowanych Żydów.
Dlaczego Martin Pollack od lat zajmuje się tym tematem, często prowadząc prywatne śledztwa? Chce przywrócić symboliczną pamięć zapomnianym ofiarom i uświadomić tym, którzy go czytają i słuchają, że piękny krajobraz kryje często straszne tajemnice. Stąd to tytułowe skażenie. Za tym idzie kolejne pytanie – jak żyć w takim miejscu? Nie ma dobrej odpowiedzi. Większość tych grobów już pewnie nigdy nie zostanie odkryta, a my często nie uświadamiamy sobie, że chodzimy po cmentarzysku.
Druga książka, jak napisałam, znakomicie korespondująca ze „Skażonymi krajobrazami”, to zbiór rozmaitych tekstów połączonych wspólnym mianownikiem – pamięcią. Wydobyte z pamięci, można by powiedzieć, albo jak w tytule „Topografia pamięci”. Martina Pollack krąży wokół swoich ulubionych tematów – Galicji, wojen, historii rodzinnej, kolejny raz pisze o swoim ojcu. Dzieciństwo, które chociaż przypadło na czas drugiej wojny i surowe lata tuż po jej zakończeniu, we wspomnieniach autora jawi się jako sielskie, fascynujące. Autor opowiada o sąsiadach z Linzu, o wędrówkach z ukochanym dziadkiem. Dopiero jako dorosły dowiedział się, że, jak cała jego rodzina, także ten ukochany dziadek był fanatycznym wyznawcą ideologii faszystowskiej. Poznał też prawdę o swoich sąsiadach, którzy niczym nie różnili się od jego krewnych. Porządne austriackie mieszczaństwo, które nic złego nie widziało w ideologii faszystowskiej, w prześladowaniu Żydów. Na piękną pamięć nakłada się straszna prawda. Jak to połączyć? Jak się z tym zmierzyć? Czy jedno unieważnia drugie? Ale przecież jako mały chłopiec był zachwycony opowieściami dziadka o polowaniach, o wędrówkach po dzikich ostępach, uwielbiał z nim wędrować. Martin Pollack od lat stawia sobie te niewygodne pytania. Czy można pisać ukochany dziadek, ukochana babcia? A przecież ich kochał i do dziś żałuje, że nie zdążył pożegnać się z umierającą babcią, z którą w młodości, kiedy odkrył prawdę, w sposób bezkompromisowy zerwał kontakty.
Punktem wyjścia do kilku esejów są stare zdjęcia. To ulubiona metoda autora. Patrząc bardzo uważnie, tak jak ja niestety nie potrafię, analizuje je, docieka, zastanawia się, jaką scenę przedstawiają, kim byli sfotografowani. To zawsze pretekst do opowiedzenia o szerszym zjawisku. Refleksję o austriackim antysemityzmie wywołują dwa zdjęcia. Jedno, na którym elegancko ubrani Żydzi na klęczkach wśród obojętnego albo zachwyconego tłumu wymazują jakieś napisy z wiedeńskiej ulicy. Drugie to sielski obrazek, na którym troje odświętnie ubranych dzieci, pozując do fotografii, wznosi ręce w geście faszystowskiego pozdrowienia. Inne zdjęcie z czasów pierwszej wojny światowej staje się pretekstem do przypomnienia jej okrucieństwa, o czym w tej części Europy często zapominamy i niewiele wiemy. Niesłusznie. Jeszcze inne eseje są próbą przywrócenia pamięci o zapomnianych ofiarach wojny, na przykład Romach zamordowanych w jakiejś austriackiej wsi.
Wszystkie teksty Pollacka skłaniają do zadumy, do refleksji, zmuszają do myślenia. Niektóre mają być swoistym memento. Pamiętajcie, zło zawsze zaczyna się niewinnie, pełznie podstępnie. Nikt nie wierzy w najczarniejsze scenariusze. To jednostkowe przypadki, mówimy. Nic złego się nie dzieje. Zawsze tak mówiono.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty