"Klient"

Wreszcie w kinie! Nie, nigdzie nie wyjeżdżałam, nic się też specjalnego nie działo, po prostu filmowa posucha. Albo nie miałam ochoty, bo nie moje klimaty, albo jeśli już coś brałam pod uwagę, to recenzje były tak beznadziejne, że rezygnowałam. Dlatego tym bardziej z utęsknieniem czekałam na najnowszy film Asghara Farhadiego. Kto wielbi jego poprzednie obrazy, "Co wiesz o Eli", "Rozstanie", "Przeszłość", ten mnie zrozumie, kto nie potrafił docenić tamtych filmów, niech daruje sobie i ten. Bo w "Kliencie" znajdziemy to wszystko, za co kochamy kino Farhadiego. Kameralną historię rozpisaną na kilku aktorów, dramatyczne zdarzenia burzące spokój bohaterów, nagłe zwroty akcji, które sprawiają, że na wszystko zaczynamy patrzeć inaczej, dylematy moralne, trudne wybory, fascynujące rozmowy. Chociaż to nie kino akcji, film ogląda się z zapartym tchem, a im dalej, tym większa konfuzja - trudno jednoznacznie odpowiedzieć sobie na pytanie, po czyjej stronie jest racja, jak powinni postąpić bohaterowie. Mnóstwo tu też tajemnic, przemilczeń, półprawd. "Klientowi" najbliżej do "Rozstania" i wcale nie dlatego, że oba zostały nagrodzone Oskarem. Nie mogę we wstępie napisać więcej, bo nie da się o tym filmie rozmawiać bez spojlerowania. Dlatego jeszcze raz z całą mocą podkreślę, że na "Klienta" trzeba wybrać się koniecznie, a więcej refleksji w drugiej części. Kto film już widział, niech czyta.

Gdzie jest ten moment, kiedy życie Rany i Emada zamienia się w koszmar? Czy wtedy, kiedy muszą wyprowadzić się z mieszkania z powodu katastrofy budowlanej? To na pewno trudne doświadczenie i współczułam im, gdy zostawili wszystko, spali kątem w teatrze, a potem zamieszkali w obskurnym mieszkaniu. Ale przecież nie to doprowadziło ich małżeństwo do kryzysu, nie to zburzyło ich spokój. A może wszystko zaczęło się od przemilczenia? Dlaczego przyjaciel, który zaoferował im mieszkanie, ukrył prawdę o poprzedniej lokatorce?  To początek niedomówień i kłamstw, którymi usiane jest życie wszystkich bohaterów. Ale prawdziwe nieszczęście przychodzi później, kiedy Rana zostaje ... No właśnie, co ją spotkało?

Dlaczego trafiła do szpitala? Dlaczego sąsiedzi  znaleźli ją w łazience w kałuży krwi? Co się stało, kiedy niefrasobliwie otworzyła drzwi mieszkania, spodziewając się swojego męża? Została napadnięta? Nie, Rana została zgwałcona, a słowo gwałt nie pada w filmie ani razu! Gwałt jest tu tabu! Nie używają go sąsiedzi, którzy udzielili jej pomocy, co można jeszcze zrozumieć, ale trudniej pojąć niedomówienia między małżonkami. Oboje omijają temat. Nawet kiedy Emad wyrzuca obiad zrobiony z produktów kupionych przez nieświadomą niczego Ranę za pieniądze zostawione przez gwałciciela, nie dochodzi do szczerej rozmowy. Ona boi się zostawać sama, on niby ją rozumie, ale coraz bardziej traci cierpliwość, coraz mniej ma dla niej współczucia, uważa, że powinna się wziąć w garść. Nie może jej przecież niańczyć, musi pracować. Co charakterystyczne, oboje tłumią uczucia. Nie krzyczą, nie histeryzują, nie płaczą. Rana jest ze swoim nieszczęściem sama. Nie potrafi z nikim o tym, co się zdarzyło, rozmawiać. Nie próbuje nawet zwierzyć się żadnej przyjaciółce. Nie chce iść na policję, bo boi się jeszcze większej traumy, napiętnowania, odpowiadania na krępujące pytania. I ta decyzja  uruchamia lawinę zdarzeń, bo Emad postanawia wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę.

Kiedy udaje mu się odnaleźć sprawcę, zaskoczeni są wszyscy, widz także. Bo gwałcicielem jest starszy mężczyzna, szanowany, kochany przez żonę, córkę i zięcia. Oni oczywiście nie mają pojęcia ani że zgwałcił Ranę, ani  że prowadził podwójne życie i był stałym klientem kobiety rozwiązłej (Nie pamiętam już, czy takie, czy podobne określenie pada zamiast słowa prostytutka czy choćby kobieta lekkich obyczajów. Kolejne tabu!). Jakby tego jeszcze było mało, ten człowiek jest schorowany. Budzi raczej litość niż przerażenie. Dlatego bardzo łatwo było mi zrozumieć Ranę, która nie pozwala Emadowi zemścić się. Bo kiedy patrzymy na tego ledwo dyszącego, skulonego, marnie ubranego, skamlącego o litość człowieka, naprawdę go żałujemy. A przecież jest winny! Zgwałcił. Dlaczego? Bo jak mówi, poczuł pokusę. To przecież żadne wytłumaczenie! Wobec tego powinien odpowiedzieć za swoje winy, powinien ponieść karę. Tak, ale wymierzenie kary to zadanie dla  sądu. Tymczasem Emad nie szuka odpłaty, zadośćuczynienia, on chce się zemścić, upokorzyć, chce, aby przyznał się żonie. Wszystko we mnie krzyczy nie!, a przecież gdyby doszło do procesu, rodzina poznałaby prawdę!

Sytuacja staje się jeszcze bardziej zawikłana i niezręczna, bo żona, córka i zięć są przecież przekonani, że Emad i Rana uratowali mu życie. A prawda jest inna - Emad omal go nie zabił. Jak poradziłby sobie ze świadomością, że spowodował śmierć człowieka? Jak by żył z tym piętnem? A przecież, kiedy ten stary mężczyzna drugi raz traci przytomność, znowu z winy Emada, nie wiemy, czy zostanie uratowany. Farhadi, podobnie jak w "Rozstaniu", zostawia tę kwestię niewyjaśnioną. Jednocześnie żałujemy też jego żony, starej, prostej kobiety, która nie ma pojęcia o podwójnym życiu męża i szczerze zapewnia o swojej miłości do niego. On zawinił, dlaczego ona ma zostać zraniona? Ale tak przecież w życiu bywa, dopuszczając się występku, przekroczenia, krzywdzimy naszych najbliższych.

Chcę zwrócić uwagę na jeszcze jedno. Rana zostaje skrzywdzona podwójnie. Zgwałcona, zostawiona sama ze swoim strachem i cierpieniem, musi się jeszcze mierzyć z tym, co zrobił Emad. Musi mu pomagać, brać na siebie jego winę, a potem, być może, wspierać i pocieszać.

Nikt tu nie jest taki, jaki się wydaje. Każdy coś ukrywa. Chyba nie przypadkiem film kończy się sceną charakteryzacji. Przed spektaklem Rana i Emad siedząc przed lustrem, stopniowo stają się kimś innym.

Farhadi po raz kolejny stworzył film mocno osadzony w realiach irańskich, a jednocześnie bardzo uniwersalny. Dlatego warto zadać sobie pytanie, jak taka historia potoczyłaby się w Polsce? Mimo że gwałt bywa i u nas tematem tabu, chyba jednak nie aż do tego stopnia. Obawiam się też, że za mało wiem o Iranie, aby wszystko właściwie zinterpretować. Dręczą mnie dwie wątpliwości. Jak wyglądałoby śledztwo i rozprawa sądowa? Może także dlatego Rana nie zgłasza sprawy na policję, a Emad na własną rękę wymierza sprawiedliwość?

I na koniec zauważę jeszcze, że nie bez znaczenia jest oczywiście "Śmierć komiwojażera", w której grają bohaterowie. Jej fragmenty oglądamy na deskach teatru. Ale tego wątku poruszać już nie będę, bo i tak się rozpisałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty