"Lekcja"

Wróciłam z wakacyjnej podróży i rzuciłam się nadrabiać kinowe zaległości. Zbyt wiele ich nie ma, jak to latem. Dlatego zdziwiłam się, kiedy w repertuarze znalazłam bułgarski film "Lekcja", który objeździł kilka ważnych festiwali i dostał parę nagród między innymi za scenariusz (w Tesalonikach) i za reżyserię (w San Sebastian). Nie ma się co łudzić, że zdobędzie masową widownię (ja byłam jedynym widzem i to w poniedziałek, kiedy bilety są tańsze), a szkoda, bo naprawdę warto ten film zobaczyć, a i ogląda się go przecież bardzo dobrze. Mimo pewnej surowości, co wynika z tematu, "Lekcja" trzyma w napięciu, angażuje emocjonalnie i kilkakrotnie zaskakuje rozwojem wydarzeń. No i nie jest to rzecz błaha, stawia przed bohaterką, która nie z własnej winy znajduje się w sytuacji bez wyjścia, poważne moralne dylematy. Co robić? Jak daleko można się posunąć, aby ratować zagrożony byt rodziny? W trakcie seansu nie sposób nie zadać sobie pytania o własne wybory. Co zrobiłabym na miejscu zdesperowanej Nade? A sytuacja nie jest wyssana z palca, twórcy inspirowali się prawdziwą historią, ale i bez tej informacji nietrudno wyobrazić sobie podobne zdarzenia. Oczywiście na rzecz filmu niewątpliwie zostały podkręcone, ale granic prawdopodobieństwa moim zdaniem nie przekroczono. Sytuacja, w jakiej znalazła się główna bohaterka, przypomina historię opowiedzianą przez braci Dardenne w ich ostatnim filmie "Dwa dni, jedna noc". Kto widział, ten wie, o czym piszę. Ich kino jest jednak jeszcze bardziej surowe, jeszcze bardziej naturalistyczne. Kto je lubi, tym bardziej powinien wybrać się na "Lekcję", kogo znużyło, niech jednak da szansę bułgarskiemu filmowi, bo jego twórcy nie zapominają o widzu. No i na uwagę zasługuje też Margita Gosheva grająca główną bohaterkę. Pozornie spokojna, oszczędna w środkach wyrazu, ale przyciągająca uwagę widza. Naprawdę warto "Lekcję" zobaczyć. A kto widział, może przeczytać ciąg dalszy. Zapraszam.

Porównałam "Lekcję" do pokazywanego niedawno filmu braci Dardenne "Dwa dni, jedna noc", bo podobieństwo narzuca się bardzo szybko. Obie bohaterki mają nóż na gardle i obie bardzo krótki czas, aby wydobyć się z kłopotów. Obie są zdeterminowane i skupione na tym jednym zadaniu. I jeszcze jedno podobieństwo rzuca się w oczy. Pośpiech, ruch, gonitwa, pukanie wciąż do jakichś drzwi, aby szukać ratunku, walka z czasem. Ale na tym jednak podobieństwa się kończą. Sytuacja Sandry, bohaterki wykreowanej przez braterski duet, mimo że trudna, to jednak nie beznadziejna. Ona najwyżej straci pracę i będzie pewnie musiała opuścić nowy dom, ale nie zostanie bez dachu nad głową. Po prostu wynajmie mieszkanie. No i jeszcze jedno, Sandra ma męża, który ją wspiera i pcha do działania, męża, na którym można polegać. Tymczasem Nade jest potwornie samotna. Ona może liczyć tylko na siebie. To właśnie mąż jest powodem kłopotów, w jakich znalazła się rodzina, ale nawet nie próbuje ich rozwiązać, za to ma czelność mieć jeszcze do żony pretensje. Właściwie jedyną życzliwą osobą, jaką bohaterka spotyka na swojej drodze, jest znajomy konduktor, który nie tylko pozwala jej jechać za darmo, ale jeszcze pożycza drobną sumę, która dla niej w tym momencie jest na wagę złota.

Dlatego kiedy myślałam o "Lekcji", przyszło mi do głowy inne podobieństwo. Nade znalazła się w podobnej sytuacji jak bohaterka polskiego "Placu Zbawiciela". Łączy je potworna samotność, bezradność i poczucie, że zostały przyparte do muru. Ale i tym razem dostrzegam różnicę, co oczywiste. Paradoksalnie to bohaterka "Placu Zbawiciela" mogła pewnie szukać pomocy u  mediatora rodzinnego czy w jakimś ośrodku interwencji kryzysowej (ale nie wykluczam, że może grzeszę naiwnością). Tymczasem Nade żyje w potwornym, bezdusznym świecie. Bank, który nie wywiązuje się z zapisów umowy, jednocześnie bezwzględnie egzekwuje je od klienta. Prymitywny, wulgarny, cyniczny, bezwzględny, obleśny właściciel lombardu i kasy pożyczkowej w jednym. Skorumpowana policja. Jedyną osobą, od której mogłaby oczekiwać pomocy i która, jak się okazuje, bez większego wysiłku rozwiązałaby jej problemy, jest ojciec. Szybko jednak przestajemy się dziwić, dlaczego od razu nie próbowała poprosić go o pożyczkę. Ale nie tylko potworna samotność budzi współczucie dla głównej bohaterki. Jest jeszcze coś gorszego. Próbując wybrnąć z sytuacji, musi zacisnąć zęby i znosić coraz większe upokorzenia. Przeprosić drugą żonę ojca, wyjątkową idiotkę zapatrzoną w siebie, niemal żebrać, aby zdobyć jakąś śmieszną sumę, którą natychmiast ma wpłacić do banku, wysłuchiwać gróźb i jednoznacznych propozycji typa, u którego zaciągnęła dług. W tej sytuacji wyciąganie monet z fontanny na oczach ludzi to drobiazg. Dosłownie czujemy, jak wszystko wali się jej na głowę, jak los sprzysiągł się przeciwko niej. Kto z nas nie zna z własnego doświadczenia potwornego zbiegu okoliczności, pecha, który prześladuje, sytuacji, w której mamy poczucie śmieszności, zwracamy uwagę wszystkich jakimś dziwnym zachowaniem, strojem albo jeszcze czymś? Potem śmiejemy się z tego, opowiadamy jak o najlepszej przygodzie.

Ale Nade na pewno nigdy nie potraktuje tego, co ją spotkało, jak przygody. Zstępując w kolejne kręgi piekła, przekracza kolejne tabu, łamie swoje etyczne zasady. Nie bez znaczenia jest fakt, że bohaterka pracuje w szkole. Jej świat runął. Uratowała dom, ale zapłaciła za to potworną cenę. Jak dalej żyć? Jak dalej uczyć? Jak wymagać przestrzegania zasad od uczniów, kiedy podeptało się wszelkie zasady? Jak im spojrzeć w oczy, kiedy popełniło się przestępstwo? Nieważne, że nikt nie wie, ważne, że ona wie. Nade wydawała się tak uczciwą i etyczną osobą, że ciężar tego, co zrobiła, schizofreniczna sytuacja, w jakiej się znalazła, będą trudne do udźwignięcia. I znowu ta potworna samotność. Musi sama mierzyć się z tym, co zrobiła. Zastanawiałam się, czy jednak było jakieś wyjście. Chyba tylko jedno, zniesienie kolejnego upokorzenia i przeproszenie żony ojca. Można zapytać, dlaczego jednak tego nie zrobiła? Myślę, że sytuację da się psychologicznie obronić. Rodzinne piekiełko. Od słowa do słowa, o jeden krok za daleko i czujemy, że dalej się nie da. Że nigdy więcej nie przekroczymy progu, nie podamy ręki, nie odezwiemy się. Czy zdzierżylibyśmy podobne upokorzenie? Czy zacisnęlibyśmy zęby?

Podobnie bronię innych scenariuszowych rozwiązań, które być może komuś wydały się przerysowane. Dlaczego wyszła za mąż za takiego lumpa, jak mówi o nim jej ojciec? Ile wokół podobnych sytuacji! Miłość jest ślepa, to banał, ale prawdziwy. Jedno trzeba mężowi Nade zapisać na plus, jest troskliwym ojcem. Wątpliwość kolejna. Czy na jedną osobę mogło się naraz zwalić tyle nieszczęścia, pecha i tragicznych zbiegów okoliczności? Cóż, siła złego na jednego, nieszczęścia chodzą parami. Pewnie po chwili zastanowienia przypomniałabym sobie podobne przysłowia będące ilustracją tej życiowej prawidłowości. I wreszcie ostatnia wątpliwość. Czy jest możliwe, aby taka kobieta jak Nade poważyła się napaść na bank? Zdesperowana, doprowadzona do granic, bez wyjścia nie działa już racjonalnie. W świetnej scenie widzimy, jak się pomysł rodzi, jak bohaterka się waha, jak się zastanawia, ile ją to kosztuje. Dlatego ja kupuję "Lekcję" w całości, a im dłużej o niej myślę, tym bardziej odczuwam jej emocjonalną moc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty