"Randki w ciemno"

Kiedy mniej więcej dwa miesiące temu zobaczyłam w kinie zwiastun nowego filmu gruzińskiego "Randki w ciemno", pomyślałam, że nieźle się zapowiada. Tęskna pieśń wwiercająca się w duszę, morze, deszcz, jakieś dwie pary na pustej, kamienistej, niezbyt pięknej plaży, kobieta o nieoczywistej urodzie i tacy mężczyźni. Kiedy wreszcie w miniony piątek film miał swoją premierę, postanowiłam pójść, nie zważając na oceny, tym bardziej, że ostatnio cierpiałam na głód kina. I nie pomyliłam się! "Randki w ciemno" są takie, jak ich zwiastun, melancholijne. Ale melancholia przełamana jest nieco absurdalnym humorem. Zbliżający się do czterdziestki Sandro, kawaler mieszkający z rodzicami, randkując, wpada w wir zdarzeń, które mogą się wydać mało prawdopodobne. Nie wykluczam jednak, że to, co oglądamy na ekranie, jest jakoś osadzone w gruzińskiej kulturze, bo źródłem tych trochę zwariowanych sytuacji jest męska przyjaźń, lojalność i rodzina. Być może będą widzowie, którzy uznają, że "Randki w ciemno" są dziwne i irytujące, ja je kupiłam bez zastrzeżeń. Komu spodobał się amerykański film "Co jest grane, Davis", który mogliśmy oglądać na naszych ekranach ponad rok temu, ten powinien odnaleźć się i tym razem. Przy wszystkich różnicach dostrzegam to jedno podobieństwo: bohater niczym trzcina na wietrze niesiony od jednego zdarzenia do drugiego pakuje się w absurdalne sytuacje. A oprócz tego film bywa momentami bardzo zabawny. Źródłem humoru są rodzice strofujący swoje dorosłe dzieci. Te dialogi matki i ojca prowadzone ponad głowami zainteresowanych przypominają mi z kolei sceny rodem z czeskich filmów. Bo "Randki w ciemno" to takie właśnie kino. Kino codzienności, zwykłych spraw, zwykłych ludzi. Banał urasta tu do rangi poezji. Kto to lubi, niech się koniecznie wybierze. Ja byłam bardzo usatysfakcjonowana. A kto już w widział, może przeczytać ciąg dalszy. Zapraszam.

"Randki w ciemno" nie zalecają się urodą. Nie odnajdziemy tu Gruzji z turystycznych folderów, nawet Tbilisi pokazuje  zwyczajną, niepiękną stronę, a przecież jest to miasto naprawdę urokliwe. Na ekranie zobaczymy zapuszczone, postsowieckie blokowiska, zaniedbane dzielnice, odrapane kamienice, wnętrza nie pierwszej świeżości. Pusta w listopadzie plaża w jakiejś nadmorskiej miejscowości też tchnie smutkiem i rozpaczą. Zardzewiałe huśtawki, jakieś zwały betonu, pusty nadmorski bar, tylko na horyzoncie uważny widz dostrzeże piękne góry, ale one migną przez chwilę. Takie jest tło tej melancholijnej opowieści o poszukiwaniu miłości, bo przecież o tym w pierwszym rzędzie jest ten film.

Uczucia szukają kobiety, i te rozwiedzione, obarczone dziećmi, i samotne, ale również mężczyźni, zbliżający się do czterdziestki single. Wszyscy są bezradni, niezręczni i żałośni. Nie potrafią odnaleźć się w sytuacji randki w ciemno. Iva, przyjaciel Sandra, wprawdzie rezerwuje pokój w hotelu, ale nic z tego nie wychodzi. Sytuacja jest tak sztuczna, że aż współczujemy nieszczęśnikom, którzy powinni rzucić się na siebie, dysząc pożądaniem, ale nawet rozmawiać nie bardzo mają o czym. A uczucie przychodzi nieoczekiwanie i jest oczywiście pogmatwane. Bo ona ma męża, który co prawda jest w więzieniu i zdradza, ale jakoś wyplątać się z tej sytuacji nie potrafi. Może dlatego, że dorastająca córka na pewno nie umiałaby pogodzić się z sytuacją, a ma charakterek. A i Sandro nie umie wykazać się stanowczością. Zakochał się i tęskni, ale znalazł się w pułapce lojalności. Z jednej strony są przecież rodzice, którzy wtrącają się do wszystkiego i z którymi mieszka pod jednym dachem, z drugiej mąż ukochanej, z którym połączyła go bliższa znajomość (bo słowo przyjaźń byłoby na pewno na wyrost). I tak lojalność wobec rodziców i kumpla nie pozwala mu podjąć stanowczej decyzji i próbować walczyć o Mananę. A może nie jest to uczucie na tyle silne, aby postawić wszystko na jedną kartę? Może tak mu się żyje wygodnie? Od nieudanej jednej randki do drugiej? Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć. Jedno wiemy na pewno, Sandro jest człowiekiem niezdecydowanym, cichym i spokojnym, nie potrafi być stanowczy, dlatego wiecznie wpada w tarapaty, które są wynikiem nieporozumień, a przecież łatwo mógłby się z nich wyplątać. Wydaje mi się, że nie powinniśmy też specjalnie analizować zachowania bohaterów, bo nie są przecież "Randki w ciemno" filmem psychologicznym czy obyczajowym dramatem. To raczej lekka jak puch, smutna komedia, która ma zasygnalizować problem.

Zastanawiam się, na ile to, co oglądamy, jest ważne dla Gruzinów. Na ile oddaje problemy pokolenia czterdziestolatków, które chciałoby się wyrwać spod kurateli rodziny i żyć własnym życiem, ale nie bardzo potrafi. Siłę rodzinnego klanu widzimy  na każdym kroku. To nie tylko gderający rodzice Sandra, komentujący każdy jego krok, narzekający na jego niesamodzielność, a jednocześnie próbujący ingerować w jego życie. To także rodzina więźnia, od której mąż Manany próbuje wyłudzić pieniądze, czy rodzina uwiedzionej Natii. Z jednej strony te wielkie, lojalne wobec siebie, opiekuńcze familie są oparciem, z drugiej tłamszą i nie pozwalają żyć po swojemu. A Sandro miota się, i stale wpada w tarapaty. Trudno mi jednak prowadzić jakieś szersze socjologiczne dywagacje, bo za mało wiem o Gruzji, aby pokusić się o jednoznaczne wnioski. To raczej moje intuicje, być może oparte na stereotypach. Dlatego traktuję ten film po prostu jak melancholijną, nieco absurdalną, nieco zabawną opowieść o poszukiwaniu uczuć, mocno zanurzoną w zwyczajnym, niezbyt pięknym świecie zwyczajnych ludzi. W "Randkach w ciemno", moim zdaniem, zwycięża urok codzienności, urok chwili, chociaż podszyty smutkiem. Bo jeśli pogrzebać głębiej, pojawi się pytanie, co dalej? A rozwiązania problemów nie widać. Może przynajmniej Ivo i Natia odnajdą w sobie bratnie dusze? Ale i to nie jest przecież pewne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty