Wybrałam się na "Taxi - Teheran" niemal z marszu. Ponieważ wiedziałam, że chcę ten film zobaczyć, bo irański, bo Złoty Niedźwiedź, bo znany reżyser, nawet nie zerknęłam na informację dystrybutora. Ot taka filmowa randka w ciemno. Pewnie dlatego byłam nieźle zaskoczona. Otóż jeśli, czytelniku tej notki, kino traktujesz jak weekendową, kulturalną rozrywkę, warto, abyś wiedział, że "Taxi -Teheran" nie jest właściwie filmem fabularnym. Moim zdaniem znacznie bliżej mu do dokumentu. Ktoś, kto nie ma o tym pojęcia, może poczuć się rozczarowany, szczególnie jeśli pamięta inne filmy oparte na takim samym pomyśle: taksówkarz wysłuchuje zwierzeń swoich pasażerów, a każde z nich to osobna historia, którą oglądamy na ekranie. Tu jest inaczej. Taksówkarzem jest wybitny irański reżyser, Jafar Panahi, który ma dwudziestoletni zakaz wykonywania zawodu. Jeździ po mieście taksówką, w której zamontowana jest kamera, i prowadzi rozmowy z pasażerami albo tylko słucha. Jest to kino gadane. Film, za którego dostał Złotego Niedźwiedzia na ostatnim Berlinale, został nakręcony nielegalnie. Dlatego nie ma końcowych napisów, nie wiemy, kto w nim gra (poza samym Panahim i jego siostrzenicą). Jest więc "Taxi -Teheran" triumfem twórczej wolności. Być może też stąd nagroda, wszak festiwal w Berlinie znany jest ze swego politycznego nachylenia, być może też stąd zgodny chór recenzenckich pochwał. Zgadzam się z Jackiem Wakarem, jednym z dyskutantów ostatniego Tygodnika Kulturalnego (TVP Kultura), który głośno zastanawiał się, czy gdyby nie nazwisko reżysera i kontekst, "Taxi - Teheran" byłoby aż tak nagradzane i wychwalane.
Nie mogę powiedzieć, aby film mi się nie podobał, ale aż takich zachwytów nie rozumiem. Oczekiwałam czegoś poruszającego, tymczasem dostałam obraz współczesnego Iranu, to oczywiście ważne, ale nie dowiedziałam się niczego nowego. Zniewolenie, podwójne życie, jakie muszą prowadzić mieszkańcy, absurdalne zakazy i nakazy, religijność i zeświecczenie, więzienie, tortury, rozmaitość światopoglądów, społeczne nierówności - o tym wszystkim czytałam. Nie zaskoczył mnie też obraz Teheranu, miasta na oko europejskiego. Takie zdziwienie, wynikające niestety z mojej ignorancji, przeżyłam po obejrzeniu pierwszego irańskiego filmu, na jakim byłam w kinie, "3 kobiety w różnym wieku". Pamiętam moje zaskoczenie: to tak wygląda Teheran? tak wygląda irańska ulica? tak żyją kobiety? Spod luźno narzuconej na głowę chusty wystają włosy, spod płaszcza do kolan dżinsy. Pracują, studiują, prowadzą samochody, są stale w biegu. Dopiero potem pojawiły się znakomite filmy Farhadiego ("Co wiesz o Elly?" i "Rozstanie"), a ja sięgnęłam po książki.
Innym powodem, dla którego film Panahiego wzbudza takie emocje krytyków, są aluzje do jego poprzednich obrazów. Podobno pojawiają się tam niektórzy z jego wcześniejszych bohaterów. Piszę podobno, bo ich nie znam. Niestety ta warstwa dla przeciętnego widza, takiego jak ja, jest zupełnie nieczytelna. Nawet nie wiem, czy tych filmów u nas nie było, czy je przeoczyłam.
Czas na konkluzję. Na pewno warto się na "Taxi - Teheran" wybrać. Trochę marudziłam, ale przecież jest to propozycja ciekawa, raczej zabawna niż smutna czy przerażająca, co może dziwić. Ale czy powinno? Przecież Irańczycy muszą jakoś żyć i ten film jest tego znakomitym przykładem. Życie się toczy, trzeba sobie radzić. A dla widza, który o Iranie wie niewiele, na pewno to, co zobaczy, będzie odkryciem i być może zachętą do obejrzenia innych irańskich filmów, no i do lektur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz