Jestem w kinie, chciałoby się powiedzieć. Tyle ostatnio ciekawych nowości, że nie nadążam. A najbliższa filmowa przyszłość też zapowiada się interesująco. Spieszę więc zdać sprawę z tego, co widziałam. Postanowiłam zestawić w tej notce dwa filmy kryminalne goszczące właśnie na naszych ekranach, "Ziarno prawdy" Borysa Lankosza na podstawie powieści Zygmunta Miłoszewskiego (obaj panowie wspólnie napisali scenariusz) i chiński "Czarny węgiel, kruchy lód". Pierwszy, wiadomo, od dawna zapowiadany, reklamowany, oczekiwany tym bardziej, że kryminalna trylogia z prokuratorem Szackim cieszy się wielkim wzięciem. Natomiast drugi wszedł do kin chyłkiem, łatwo go przegapić, a szkoda, bo naprawdę wart jest uwagi. To zresztą obraz nagradzany, dostał na zeszłorocznym Berlinale Złotego Niedźwiedzia dla najlepszego filmu i Srebrnego dla najlepszego aktora, o czym dowiedziałam się dopiero po seansie. Zwabiły mnie jednak nie nagrody, a chińskie kino rzadko goszczące na naszych ekranach.
Film nawiązuje do konwencji kina noir. Rzeczywiście znajdziemy w nim wszystko, co charakterystyczne dla tego gatunku. Niejasne moralnie sytuacje, ciężki, nastrojowy klimat, nocne miasto, a przede wszystkim femme fatale i głównego bohatera, eks policjanta, zapijaczonego, na życiowym dnie. Powiedzmy sobie szczerze, że nie intryga jest tu największym magnesem. Można się do niej przyczepić, nie wszystko da się jasno wytłumaczyć. Jak przyznaje główny bohater, na trop mordercy udało mu się wpaść przypadkiem. I ten przypadek i poprzedzające go zdarzenia zostały dość mętnie pokazane. Dziwne jest też nieco niejasne zakończenie. Film ma moim zdaniem dwa inne atuty. Jeden to klimat. Chińska prowincja, zima, jakieś zaplute miejsca, mrok, nawet w dzień nie ma słońca, tylko mgła albo chmury nisko wiszące nad miastem. Można zagubić się w jego zakamarkach, spelunkach, bieda-barach, podejrzanych miejscach. Drugi atut łączy się z pierwszym. To obyczajowa warstwa filmu, współczesne Chiny. Samotność, ubóstwo i bogactwo, przemoc. Bardzo mroczny portret. Można by oczywiście powiedzieć, że mroczny, bo kryminał i w dodatku noir, ale jakoś odnajduję tu wiele podobieństw do innego chińskiego filmu, "Dotyku grzechu", który był w polskich kinach w grudniu 2013 roku. Zainteresowanym Chinami, chińskim filmem czy literaturą polecam oba tytuły.
A "Ziarno prawdy"? Cóż, to pewniak. Właściwie mogłabym się ograniczyć do jednego stwierdzenia: solidne kino kryminalne. Wszystko jest tu jak trzeba. Zagadka, makabryczna zbrodnia (może nazbyt wymyślna, ale to już kwestia literackiego pierwowzoru), umiejętnie budowane napięcie, bardzo dobre role Więckiewicza oraz dawno niewidzianych Jerzego Treli i Krzysztofa Pieczyńskiego, no i jeszcze ważki społecznie temat. Antysemityzm. Premierze towarzyszyło zadawane w mediach pytanie, czy film wywoła kontrowersje. Cóż, zdziwiłabym się, ale w swojej naiwności nie spodziewałam się, że "Pokłosie", a potem "Ida" wzbudzą taką medialną burzę. Kto uważa, że mieszanka prowincjonalnych układów i antysemickich uprzedzeń została wyolbrzymiona, niech przeczyta "My z Jedwabnego" Anny Bikont. Na koniec muszę zaznaczyć, że nie czytałam trylogii Miłoszewskiego, więc mój głos raczej kieruję do takich jak ja. Być może miłośnik książek o prokuratorze Szackim, będzie miał na temat ekranizacji "Ziarna prawdy" odmienne zdanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz