Mam wrażenie, że tegoroczne wakacje obfitują tylko w repertuar rozrywkowy. W poprzednich latach zawsze udawało mi się wyłowić coś ambitniejszego. W tym roku królują filmy miłosne, szeroko rozumiane sensacyjne, ewentualnie komedie. Takie też są zapowiedzi na dalszą część lata. Prawdziwy sezon ogórkowy. No chyba że nagle, niczym królik z kapelusza, wyskoczy coś innego. Nie mogę odżałować, że z powodu wakacyjnego wyjazdu przepadł mi irański film "Rękopisy nie płoną". Jak to możliwe, że w moim całkiem sporym przecież mieście, gdzie kin studyjnych jest kilka, grano go tak krótko i to tylko w jednym, moim ulubionym, kinie? Cóż, na bezrybiu i rak ryba, więc sposród filmów lekkich, łatwych i przyjemnych wybrałam dwa. Jeden romansowy, czyli francuskie "Pożądanie" z piękną Sophie Marceau oraz z Francoisem Cluzet, drugi sensacyjny, francusko-amerykańskie "Więzy krwi" z Marion Cotillard. Wyboru nie żałuję, oba bardzo dobrze się ogląda, chociaż na pewno tę stawkę w cuglach wygrywają "Więzy krwi". Możliwości, jakie daje kino sensacyjne, są po prostu większe niż te, którymi dysponuje kino spod znaku amora.
Tu o wiele trudniej wyjść poza schemat, chociaż reżyserka, scenarzystka i zarazem odtwórczyni jednej z ról, Lisa Azuelos, bardzo się stara. Ożywieniem kliszy ma być gra z widzem: czy to, co oglądamy na ekranie, jest prawdą, czy tylko fantazją jednego z bohaterów? Niczego tu nie zdradzam, bo kto widział zwiastun filmu, ten wie, że na takich zabiegach film jest oparty. A poza tym? Uwodzicielska i czarująca Sophie Marceau w roli wziętej, świeżo samotnej pisarki (ale z trojgiem dzieci), dla której żonaty mężczyzna jest tabu (cytat z pamięci), i interesujący Francois Cluzet w roli wziętego, żonatego i też dzieciatego prawnika, który w młodości się wyszumiał, a teraz docenia uroki statecznego życia rodzinnego. Wiadomo, że się spotkają, wiadomo, że zaiskrzy, pozostaje pytanie, czy złamią swoje zasady. Kto ciekaw, niech wybierze się do kina, tym bardziej, że film ma wszelkie zalety przynależne lekkiemu gatunkowi. Jest chwilami zabawny i dowcipny, po francusku lekki jak pianka i elegancki, ładny (przez ładność w takich razach rozumiem pięknych aktorów w pięknych strojach, piękne miasto, takież wnętrza, jednym słowem piękny świat, który w takiej formie nie występuje), trochę ironicznych obserwacji na temat szczęśliwego małżeństwa z odpowiednim stażem. To tyle. Czy ktoś się wzruszy? Nie wiem, ja się nie wzruszyłam. Same zalety? Nie, aż tak dobrze nie jest. Lojalnie uprzedzam, że w końcu to wszystko zaczęło nieco nużyć a niektóre sceny zbyt ociekały uczuciowym lukrem. Poza sezonem wakacyjnym, szczególnie w okresie obfitości ciekawych premier, pewnie bym się na "Pożądanie" nie wybrała, ale w zaistniałych letnich okolicznościach nie żałuję.
A "Więzy krwi"? Tu przyczepić się nie ma do czego. Przyzwoity, a może nawet więcej, film sensacyjny. Trzy kobiety i trzech mężczyzn, zagadki, namiętności stare i nowe. Ale najważniejsi są dwaj bracia. Ten dobry, młodszy, Frank - gliniarz, i ten zły, Chris, który właśnie wyszedł z więzienia i próbuje zacząć wszystko od nowa. Frank chce mu w tym pomóc, a to stoi w konflikcie z jego zawodowymi obowiązkami. Co wybierze: zawodową czy rodzinną lojalność? Oczywiście wiadomo, że za braćmi wlecze się wspólna przeszłość, zadawnione urazy, niechęci, rywalizacja, kompleksy. I Chris, i Frank to postacie niejednoznaczne, szczególnie ten pierwszy raz budzi sympatię, innym razem odpycha. Rozegrane jest to ciekawie i zaskakująco. No i bardzo dobrze zagrane (Clive Owen i Billy Crudup). Film trzyma w napięciu, akcja stale skręca, wszystko jest tu z sobą misternie zaplecione, więc oglądać należy uważnie, bo drobne szczegóły okazują się ważne. Nawet pościg samochodowy się znalazł. A dodatkowym bonusem, być może dla niektórych najważniejszym, jest osadzenie akcji w latach siedemdziesiątych i wierne oddanie realiów epoki. I tu moja pretensja do dystrybutora: nie rozumiem, dlaczego polskie tłumaczenie nie szanuje tego i kilkakrotnie razi użyciem słów z językowego topu (wybacz, czytelniku tej notki, że nie podam przykładów, cóż, pamięć mnie zawiodła). To oczywiście drobiazg w morzu zalet, więc konkluzja jest jednoznaczna: "Więzy krwi" to film nie tylko na lato.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz